Wiceszef dyplomacji pytany o Mejzę mówi o... marszałku Grodzkim
Tematem mijającego tygodnia jest sprawa wiceministra sportu Łukasza Mejzy. Nie mogło więc zabraknąć pytania o nią w niedzielnym programie 'Kawa na ławę" w TVN24. Politykiem, który reprezentował rząd PiS był w nim wiceszef dyplomacji Marcin Przydacz. Ten jednak pytany o Mejzę wspomniał o Tomaszu Grodzkim.
– Jeżeli okaże się to prawdą, że nie tylko zachowywał się niemoralnie, ale też łamał prawo, to pewnie zostaną wyciągnięte jakieś wnioski. Nie zamierzam być obrońcą tego typu zachowań – podkreślił jednak wiceminister spraw zagranicznych.
Ale minister nie do końca dał krytykować członka rządu, do którego sam należy. Kiedy poseł Konfederacji Artur Dziambor zasugerował, że na czas kontroli Łukasz Mejza powinien podać się do dymisji, ten przywołał przykład... marszałka Senatu.
– Ktoś, kogo prokuratura próbuje pociągnąć do odpowiedzialności, od marca ukrywa się za immunitetem – mówię tutaj o marszałku Grodzkim w Senacie – odparł wiceszef dyplomacji, Marcin Przydacz.
Przypomnijmy, że marszałka Senatu oskarża się o rzekome branie łapówek za wykonywanie zabiegów medycznych, kiedy jeszcze pracował w Szczecinie.
W sobotę w obronie Łukasza Mejzy stanął także minister aktywów państwowych, Jacek Sasin. – Takiej decyzji w żadnym wypadku nie ma, na ten moment mamy jakby słowo przeciwko słowu. Z jednej strony mamy publikację prasową, z drugiej – oświadczenie wiceministra Mejzy – stwierdził w rozmowie w RMF FM.
Czytaj także: Sasin i Suski rozmawiali z ambasadorem Niemiec o publikacji "Faktu". Minister: Mail jest prawdziwy
Zdaniem Jacka Sasina przyszłość wiceministra sportu Łukasza Mejzy będzie zależała od wyników badań jego oświadczeń majątkowych przez odpowiednie służby. Według jego wiedzy partia nie podjęła decyzji o dymisji Mejzy.Kontrowersje wokół Łukasza Mejzy
W środę, 24 listopada Wirtualna Polska opublikowała artykuł, z którego wynika, że firma wiceministra sportu i turystyki Łukasza Mejzy obiecywała leczyć osoby zmagające się z nieuleczalnymi chorobami. Łukasz Mejza miał osobiście przekonywać rodziców chorych dzieci, że terapia za pośrednictwem jego firmy je wyleczy – cena wyjściowa wynosiła 80 tysięcy dolarów. Metoda, którą zachwalał Mejza, nie ma medycznego potwierdzenia. Posłowie Lewicy zawiadomili prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez Mejzę. Sam zainteresowany zaprzeczył i zapowiedział pozew Wirtualnej Polsce.