Jest jeden główny powód, żeby wytrwać 3 godziny filmu "Jak pokochałam gangstera". Na imię ma Tomasz

Alicja Cembrowska
"Kto powiedział, że nie można mieć wszystkiego?" – pyta buńczucznie Nikoś. Za tym pytaniem najwyraźniej podążył reżyser "Jak pokochałam gangstera", Maciej Kawulski, który swoim 3-godzinnym filmem zdaje się odpowiadać: "Jak się bardzo chce, to można".
"Jak pokochałam gangstera" (2022) od 5 stycznia na Netfliksie [RECENZJA] zrzut z ekranu/netflix.com
Dobra carbonara to danie o ograniczonej liczbie składników. Sos powstaje z jajek, podgardla, sera pecorino romano i czarnego pieprzu. Jeżeli dodamy śmietanę, inne mięsa czy pomidorki koktajlowe, stworzymy wariację słynnego makaronu. Jeżeli dodamy rodzynki, cukinię, rukolę, gruszkę i gorgonzolę, to otrzymamy całkowicie inne danie.


Nie zatrujemy się nim, ale liczba składników i ich specyficzny dobór, sprawią, że nie do końca będziemy wiedzieli, co jemy. Ostra gorgonzola zabije smak subtelnej cukinii, całość zdominuje słodycz rodzynek, wielu smaków nie wyczujemy, znikną w natłoku. Taką "carbonarę" przygotował Maciej Kawulski.

"Jak pokochałam gangstera" to przykład, co się dzieje, gdy do jednego garnka wrzucimy wszystko, co mamy w lodówce. Tylko składników trochę szkoda...

Długo, dłużej

Film Macieja Kawulskiego trwa 3 godziny i niestety – to się czuje. Z jednej strony reżyser bombarduje nas wątkami, efektami, detalami, artystycznymi ujęciami, z drugiej – przedłuża, rozciąga, rozbija rytm w drugiej części filmu, przez co całość traci dynamikę. Powtórzę: szkoda, bo pierwsze ujęcia "Jak pokochałam gangstera" obiecują bardzo dobre kino.

Już na wejściu twórcy zastrzegają, że nie obejrzymy filmu dokumentalnego czy biografii jednego z najbardziej znanych gangsterów – Nikodema "Nikosia" Skotarczaka nazywanego "królem Trójmiasta". Jednocześnie "film jest oparty na faktach". W przypadku takich historii te "fakty" są jednak różne, układają się w różne wersje wydarzeń i trzeba zdecydować, z jakich perspektyw na nie spojrzymy. W tym przypadku mamy tych perspektyw kilka, bo główną narratorką jest Rita (Krystyna Janda), jednak co rusz postaci spoglądają w kamerę, przebijają ścianę i mówią wprost do widza, by niejako skomentować to, co jest nam pokazywane.

I w tym kontekście Kawulski wychodzi obronną ręką. Daje nam pełnoprawną, mocną postać, która czerpie z legendy, ale nie udaje, nie naśladuje i jest przedstawiona w szerokim kącie. Nie udałoby się to bez doskonałego castingu – Tomasz Włosok jako Nikoś jest wyśmienity, wielowymiarowy, charyzmatyczny. Wierzę, że po tej roli młody aktor będzie przebierał w ofertach. I to głównie z jego powodu warto wytrwać przed ekranem.
netflix.com
Jednak nie tylko on świeci i dzieje się to właściwie dwutorowo – bo i postaci są fajnie napisane, i aktorzy dobrze do nich dobrani: Antoni Królikowski jako przyjaciel Nikosia, Agnieszka Grochowska ("Czarna"), Eryk Lubos ("Kleks"), Dawid Ogrodnik jako "Pershing" czy Sebastian Fabijański ("Silvio"), który może być dla niektórych "przegięty", jednak w moim odczuciu tak odjechana i przerysowana postać dobrze zrobiła fabule (której i tak nie brak komediowego sznytu).

Podobnie ciekawym (ale i ryzykownym) zabiegiem jest wprowadzenie całkowitego chaosu w drugiej części filmu – wraz z kokainą pojawia się więcej zgrzytów, drżeń kamery, cięć lub przeciwnie – kamera obraca się, wiruje, pokazuje wszystko. Pojawia się też seria impulsywnych działań i kochanka niepasująca do Nikosia. Wulgarna Nikita (Julia Wieniawa) – filmowy typ kobiety, która towarzyszy mężczyźnie w upadku, a jednocześnie układa sobie poduszki do miękkiego lądowania.

Problem z chaosem polega jednak na tym, że wybił on z torów nie tylko świat głównej postaci, ale i całą konstrukcję filmu – to tutaj staje się on nierówny, poszarpany, a tricki montażowe i wizualne zaczynają dominować bieg historii.
netflix.com
"Jak pokochałam gangstera" jest jednak filmem bardzo błyskotliwym. Kawulski ewidentnie wyśmienicie czuje się w kinie atrakcji i akcji, dlatego zdaje się, że mniej przywiązuje się do rozwiązań dramaturgicznych, a bardziej stawia na efekty. I tak "Jak pokochałam gangstera" to kino bogate, brawurowe i kolorowe, kreujące trochę wyobrażoną postać w wyobrażonej przestrzeni.

Tygrys czy żółw?

I tutaj pojawia się pytanie: jak dalece to ciekawa wizja reżyserska, a jak bardzo mitologizowanie "szalonego życia króla przestępców"? Nie da się ukryć, że momentami zapomina się o tym, że oglądamy film o złodzieju i gangsterze (szczególnie przez pierwszą godzinę). Jego ucieczka z więzienia to nie unikanie odpowiedzialności, a zabawny prztyczek w niemiecki nos. Zdrady to realizowanie nienasyconych potrzeb miłosnych. A łamanie prawa to ciekawe (chciałoby się aż dodać frazes o "pełnym przygód") życie, oznaka buntu i chęci czerpania z życia garściami – wszak Nikoś woli żyć jak tygrys, a nie jak żółw.
netflix.com
Nasz uroczy gangster jest bezsprzecznie nie tylko egocentrykiem, ale również magnesem na kobiety – kocha, gdy te powtarzają za nim, że "jest królem". Niczym refren pojawiają się hasła, że "to on decyduje", "to on pozwala lub zabrania". Refreny w ogóle najwyraźniej spodobały się twórcom, bo jest ich kilka i mają "spinać" fabułę (okna, sceny przy rodzinnym stole czy pytanie "a co ty tak ostatnio mało jesz?"). I to "spinanie" się udaje do połowy filmu.

Później napięcie spada, zaczyna dominować chaos i przeciągające się sceny. Reżyser i scenarzysta (Krzysztof Gureczny) odbijają się natomiast w samym zakończeniu – nie próbują rozwiązywać zagadkowej śmierci Nikosia, sugerować, komu bardziej zależało na jego zniknięciu, bo zależało wielu osobom.

Taki mógł być świat Nikosia albo taki świat mógł sobie wymyślić. Nie bez powodu film otwiera i zamyka cover piosenki "Big in Japan". Nikoś, pomimo uporczywego zdrobniania swojego imienia, chciał być duży. I chciał mieć wszystko, ale chyba i jego historia, i film "Jak pokochałam gangstera" przypominają, że tak się nie da. Po prostu nie można mieć wszystkiego. Albo można. Ale tylko przez krótką chwilę i lepiej ją doceniać niż gnać dalej, po więcej.
Czytaj także: Tę twarz w PRL-u znał każdy. Zdzisek nazywany był "królem złodziei", 29 razy uciekł milicji

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut