Lex Czarnek uchwalone i co dalej? "Organizacje jak Ordo Iuris właśnie dostały zielone światło"

Agnieszka Miastowska
– Do tej pory nikt nie pytał ani dzieci, ani rodziców czy chcą uczestniczyć w rekolekcjach organizowanych w szkole, Dniach Papieskich, świętach Żołnierzy Wyklętych czy wigiliach klasowych. Czarnek myśli, że rodzice będą szczęśliwi, że mogą zapobiec "wprowadzeniu lewactwa do szkół". Prawda jest taka, że naprawdę ideologiczne organizacje, jak Ordo Iuris właśnie dostały zielone światło – mówi Milena, nauczycielka liceum.
Czy Lex Czarnek wpuści do szkół Ordo Iuris? Tego boją się nauczyciele Fot. East News/ Andrzej Iwanczuk

Co zmieni "Lex Czarnek"?

W środę 9 lutego Sejm przyjął nowelizację ustawy Prawo oświatowe, która m.in. wzmacnia rolę kuratorów oświaty. Teraz ustawa, nazywana przez krytyków "Lex Czarnek" trafi do prezydenta.
Jakie zmiany zakłada "Lex Czarnek"? Przemysław Czarnek uważa, że jego ustawa nie tylko usprawni pracę szkół, ale wręcz przywróci odpowiednie wartości nie tylko do polskiej szkoły, lecz także do polskiej rodziny. Jakim sposobem?


Minister Edukacji przekonuje, że "Lex Czarnek" sprawi, że decyzja o tym, czego uczą się dzieci, będzie wreszcie podejmowana wyłącznie przez ich rodziców, a nie nauczycieli, co zapobiegnie "wprowadzeniu do szkół ideologii".

Chodzi o wszelkie dodatkowe zajęcia, warsztaty i aktywności prowadzone przez organizacje pozaszkolne. Dzieci nie będą w nich uczestniczyć, jeśli zgody nie wyrazi Rada Rodziców. Czy to faktycznie nowość i czy ta zmiana naprawdę ma służyć ochronieniu dzieci przed "szkodliwą ideologią"? Nauczyciele nie są tego tacy pewni.

Dyrektor na dywaniku u kuratora

Przede wszystkim nauczyciele zastanawiają się, co w praktyce oznaczać będzie dla nich większa władza kuratora. Tego obawiają się szczególnie dyrektorzy placówek oświaty.

Poseł Prawa i Sprawiedliwości Zbigniew Dolata zaznaczał, że kurator może być świetnym wsparciem dla dyrekcji. Może pomóc w rozwiązywaniu konfliktów między dyrektorem, nauczycielami i rodzicami.

– Musi być nadzór pedagogiczny sprawowany przez kuratora, który będzie reagował w sytuacjach koniecznych, kryzysowych, trudnych – przekonywał. Dyrektorzy sceptycznie podchodzą do tych słów.

– W najlepszym razie to doprowadzi do tego, że wiele ciekawych zajęć, które miały szansę się odbyć w ostatniej chwili, po prostu przepadnie, bo będziemy musieli czekać na opinię kuratora. To też upokarzające dla dyrektorów, bo nie rozumiem, czemu jestem w stanie poradzić sobie z zarządzaniem szkołą, ale nie jestem w stanie wydać opinii, czy np. warsztaty dotyczące przemocy w internecie są bezpieczne dla uczniów – tłumaczy dyrektor jednej z podwarszawskich szkół podstawowych.

Każda organizacja pozaszkolna, która chce przeprowadzić zajęcia w szkole, musi przygotować cały plan tego wydarzenia, opisać, jakie dokładnie treści będą na nim przedstawione, dyrektor do tej pory zatwierdzał takie wydarzenie, a później wymagało to jeszcze zgody rodziców uczniów, którzy mieliby brać w tym udział.

Wśród pedagogów pojawiły się głosy, że "Lex Czarnek" to kolejny krok do totalnego zideologizowana szkoły, a dyrektorzy będą się po prostu bali podejmować samodzielne decyzje. Zresztą nie będzie już na to miejsca.
Germanistka i dyrektorka jednej ze stołecznych szkół

– To tak jakby każdą szkołę w Polsce obsadzić członkiem partii rządzącej. Przecież to Minister Edukacji powołuje kuratorów. Ten sam minister, który zakazuje lekcji (Tęczowe piątki - przyp.red.) o tolerancji, bo widzi w nich szerzenie lewackiej ideologii. Ten sam, który mówi o kształtowaniu cnót niewieścich u uczennic. To chyba jasno pokazuje, co w szkole Czarnka będzie dozwolone, a co zakazane. Nie ma kuratorów, którzy mieliby antyrządowe poglądy.

A nowa ustawa zakłada przecież, że kurator w razie jakichkolwiek podejrzeń o nieprawidłowości będzie mógł w pierwszym kroku wezwać dyrektora do wyjaśnień.

W przypadku, w którym dyrektor szkoły nie dostosuje się do wytycznych kuratora, możliwe będzie usunięcie go ze stanowiska. Tym razem to dyrektorzy mają podstawy, by obawiać się wylądowania na dywaniku – u kuratora.

Co wolno rodzicom?

Minister Czarnek przekonuje, że jego ustawa wreszcie przywróci prawidłowy szkolny ład, w którym "radykalnie rozszerzy się władza rodziców".

Nauczyciele, z którymi rozmawiam, zwracają uwagę na manipulacje ministra edukacji, ponieważ do tej pory każde dodatkowe zajęcia i tak musiały zostać zatwierdzone przez Radę Rodziców i dyrektora.

(Przynajmniej w teorii, ale zaraz dojdziemy do wyjątków). A to ustawa Lex Czarnek odbiera im decyzję dotyczącą edukacji własnych dzieci, przenosząc ostateczną decyzję na kuratora.
"Babka od histy" - Agnieszka Jankowiak-Maik

W ustawie "Lex Czarnek" chodzi także o zastraszenie nauczycieli, szczególnie tych, którzy zajmują się edukacją antydyskryminacyjną czy prawnoczłowieczą. Wiele osób pisało, że ta ustawa to pogrzeb polskiej szkoły, wśród nauczycieli czuć żal i rozczarowanie.

Wielu nauczycieli wskazuje, że ta ustawa to furtka do wprowadzenia do szkół ideologicznych treści. Wypunktowują także, że już od paru lat wiele szkół realizowało różne scenariusze lekcyjne i święta, które wcale nie były zaakceptowane przez rodziców czy uczniów.

W nowej ustawie widzą więc raczej możliwość blokowania zajęć nieprzyjaznych według partii rządzącej niż realną ochronę przed nieodpowiednimi dla dzieci treściami.

– Nikt z rządzących nie wspomina o przypadkach wymagania od rodziców zgody na organizację Dni Papieskich czy obchody dotyczące Żołnierzy Wyklętych. Uczniowie w mojej szkole i wielu innych muszą brać w nich udział, a nauczyciele uczestniczyć jako opieka, nawet jeśli nie zgadzają się z przekazywanymi tam treściami. Nawet jeśli są pozaszkolne i niewolne od ideologii nikt nie wymagał na nie zgody od rodziców – tłumaczy anglistka z podwarszawskiego liceum.

Dlaczego? Bo te zajęcia wpisywały się w wizję edukacyjną aprobowaną przez partię rządzącą. Jak widać ważniejszą niż zdanie rodziców uczniów.

Czego boją się nauczyciele?

Nauczyciele są zmęczeni ciągłymi zmianami podważającymi ich autorytet i odbierającymi im decyzyjność. Mówią, że szkoła zamieniła się w miejsce ideologicznych sporów. Boją się wypowiedzieć swoje zdanie na głos, bo nie chcą narazić się na konsekwencje. Szczególnie teraz.

– Obawiam się, że będzie istniała mocna autocenzura wśród nauczycieli. W końcu nauczyciele podlegają dyrektorowi, a dyrektor kuratorowi-posłannikowi rządu. Lepiej więc się nie narażać – dodaje anglistka.

Poza tym pedagodzy są sfrustrowani, że działania rządu po raz kolejny nie dotykają prawdziwych problemów, z jakimi aktualnie zmagają się dzieci i młodzież, a stają się kolejnym politycznym ruchem.
Anna szkolna psycholog

Rządzący tak bardzo boją się wprowadzania do szkół "lewackich ideologii". Szkoda, że nie pomyślą o dbaniu o dobrostan dzieci. O zapewnienie psychologów. Kondycja psychiczna młodzieży jest fatalna, rośnie liczba depresji. Dzieciakom brakuje spotkań z terapeutami, pogadanek, szkoleń. Nie mają skąd czerpać fachowej wiedzy dotyczącej seksualności, psychiki.

Nauczyciele, z którymi rozmawiam, nazywają dzisiejszą szkołę "ideologiczną puszką" i
"kościelno- rządową machiną". Nie mają też złudzeń co do tego, jaki jest cel zmian.
Nie wierzą, że w trosce o dobro uczniów, ci nie będą uczestniczyć w zajęciach, jeśli ich rodzic nie wyrazi zgody.

Do tej pory zdanie rodziców nie było respektowane, jeśli chodziło o święta religijne obchodzone w szkole. Nowa ustawa jest tylko pretekstem, by zablokować takie zajęcia, których minister edukacji by nie zaaprobował.

A sam Czarnek nie kryje homofobicznych poglądów, chociażby na swoim Twitterze, na którym w kontekście parad równości pisał, że "demoralizacja nigdy nie będzie prawem człowieka i normalnością". A lekcje dotyczące tolerancji nazywał "szerzeniem lewactwa i neokomunizmu".

– Jest rzeczą oczywistą, że takie organizacje, jak Ordo Iuris dostały teraz zielone światło. Barbara Nowak zabroniła przecież w szkole zajęć na temat akceptacji osób niepełnosprawnych, bo w tytule programu było słowo "tolerancja"! Przecież to chore. Ostatnia nadzieja w rodzicach - jeśli rodzic usłyszy, że w szkole zajęcia prowadzić będzie organizacja jak Ordo Iuris, to powinien się zbuntować – tłumaczy dyrektor liceum.

A czy nauczyciele będą się buntować? Przyznają, że nie mają już siły, są zmęczeni walczeniem o własne pensje, które ostatnio zmalały przez Polski Ład, odbudowaniem autorytetu zdeptanego w czasie strajku. Nie widzą także sensu w buncie.

Ci, którym zależy na zawodzie, nie zamierzają się wychylać, by nie doznać konsekwencji. Konflikt z dyrekcją zawsze był źle widziany, szczególnie teraz, gdy automatycznie może stać się konfliktem nie tylko szkolnym, lecz także skrajnie politycznym.
Czytaj także: Pierwszy efekt Polskiego Ładu. Część nauczycieli dostała niższe pensje