Robi tęczowe i świecące w ciemności Matki Boskie. "Niektórzy piszą, że to obrzydliwe"
Z Sylwią, autorką projektu Her Holiness, w którym przedstawia Matkę Boską w inny, odbiegający od polskiego postrzegania sposób, rozmawiała Żaneta Gotowalska.
Masz problemy przez to, co robisz?
Zdarzają się komentarze w social mediach, że powinno się mną zainteresować Ordo Iuris. Zdarzają się dni, kiedy tych komentarzy jest więcej, więc przeczuwam, że informacja na mój temat pojawia się na jakiejś prawicowej grupie. Mam wtedy zmasowany atak osób, których uczucia religijne zostały urażone.
Jak to się stało, że zainteresowałaś się Maryjkami?
Jestem z bardzo wierzącej rodziny. Sama nigdy nie czułam się osobą wierzącą, ale musiałam chodzić do kościoła. Wszystkie obrzędy były w naszym domu rzeczą naturalną. Zaczęłam jako dziecko zauważać rozbieżność pomiędzy tym, co się mówi w tym środowisku, a co się robi. Często nie jest tak, że te rzeczy są ze sobą spójne.
Matka Boska zaczęła być symbolem ludowym, co mnie bardzo zainteresowało.
Czyli zaczęło się od zainteresowania postacią Matki Boskiej.
Zastanawiałam się, dlaczego tak jest, że na przykład w Meksyku wszystkie dewocjonalia są kolorowe, radosne. A u nas wszystko jest smutne, obolałe, w mdłych kolorach, brudnych. To było dla mnie dziwne, że jako katolicki kraj nie staramy się tego celebrować w pozytywny sposób, nie tylko umartwiając się. Chciałam zrobić coś, by to odmienić.
Sama Matka Boska jest mi bliska. Sama nie wiem, dlaczego. Chyba dlatego, że jest jej generalnie dużo w naszej przestrzeni, ale mało się o niej mówi, mało się o niej wie. Jako dziecko zastanawiałam się, jaka była wcześniej. Chciałam dla niej więcej miejsca. Dla niej jako kobiety.
Do tego uwielbiam praskie kapliczki. Miałam bzika na ich punkcie. Sama zapragnęłam taką mieć i się udało.
Gdzie ona jest?
Na Pradze przy klubie Chmury. Udostępniono mi ścianę, za co jestem bardzo wdzięczna. Jest więc Matka Boska z kulą dyskotekową.
Nikt nie miał do ciebie pretensji, że ta kapliczka właśnie tak wygląda?
Jak dotąd nie. Ona wciąż wisi, już od około roku. Jestem zaskoczona, bo myślałam, że to się skończy dosyć szybko. Ludzie robią zdjęcia i oznaczają mnie później na Instagramie. Kapliczka nie jest też jakaś szczególnie duża, więc może nie rzuca się tak mocno w oczy.
Kiedy ten pomysł się zrodził?
Pierwszy plakat zrobiłam na początku 2020 roku.
Czyli pandemiczne wejście.
Tak, wtedy zaczęły się moje problemy z pracą w związku z pandemią. Miałam więcej czasu, by obudzić moją kreatywność. To wyszło samo z siebie. Nigdy wcześniej nie robiłam żadnych plakatów, grafik. Czułam kreatywność, ale nie za bardzo jej używałam. To był wybuch i poszło akurat w tym kierunku.
I co dalej?
Ze wstydem wysłałam grafikę swoim znajomym. Kiedy wstałam rano, zobaczyłam na Instagramie, że ludzie zaczęli ją szerować. Nikt nie przypuszczał, że to właśnie ja mogłam ją zrobić. Dostawałam wiadomości, jakie to genialne. Powiedziałam zawstydzona: to ja to zrobiłam. Później się ośmieliłam, chciałam z tym gdzieś wyjść.
Jak to się stało, że jednak się przełamałaś?
Pokazałam trzy plakaty na grupie dzielnicowej na Facebooku. Zapytałam, nieco nieśmiało, czy ktoś miałby ochotę na taki plakat. Dostałam bardzo dużo wiadomości, udało mi się tego sporo "oddać". Pomyślałam więc o sklepie, o robieniu kapliczek po mojemu, figurek. Zaczęłam próbować od razu, wszystko poszło naturalnie.
Jak duże jest zainteresowanie twoimi pracami?
Zainteresowanie jest spore względem moich oczekiwań. Nie spodziewałam się, że będzie jakiekolwiek. Jestem pozytywnie zaskoczona. Dowiedziałam się przy okazji, że nie tylko ja jestem takim freakiem, który zbiera takie rzeczy, jak różnego rodzaju figurki Matki Boskiej. Myślałam, że tylko ja mam takie dziwne hobby. Okazuje się, że nie.
Mówiłaś, że pochodzisz z bardzo religijnej rodziny. Jak ona zareagowała na to, co robisz?
Trochę się bałam jej reakcji, ale zaakceptowała to. Pyta mnie raz na jakiś czas, czy to nie jest tak, że chciałabym kogoś obrazić, z jaką to robię intencją. Akceptuje – to chyba najlepiej dobrane słowo.
Rodzice dostali od ciebie figurkę?
Tak, mają taką jasnoróżową, świecącą w ciemności.
Jak odpowiesz na zarzuty, że robisz to na przekór komuś?
Nie chciałabym nikogo urazić. Może tego nie widać, bo prace są odważne. Ale szanuję to, że ludzie są wierzący. Staram się nie przekraczać granic. Chyba wszystko, co zrobiłam, ich nie przekracza, ale to zależy, oczywiście, od osoby. Jeszcze żyję, więc chyba nie jest źle.
Jest takie przekonanie, że pewnych sfer dotyczących religijności nie powinno się dotykać, bo różnie może się wydarzyć. Czy wiadomości, jakie dostajesz, dotyczą właśnie tego aspektu?
Nie odwołują się do tego, że przekonam się na Sądzie Ostatecznym, że źle robię ani nic w tym rodzaju. Raczej są to hejterskie wiadomości, pytania, czy w ogóle wiem, co robię. Jak mogę przedstawiać Matkę Boską w ten sposób. Piszą, że to obrzydliwe.
Największym zainteresowaniem cieszyła się Matka Boska tęczowa. Ludzie udostępniali sobie zdjęcia figurki. Nawet dostawałam wiadomości głosowe na Instagramie – z wykładami o tym, co ja robię, albo po prostu wyzwiska.
Nie zapowiedziano ci, że ktoś cię zgłosi do prokuratury za obrazę uczuć religijnych?
Zdarza się, że ktoś mnie ostrzega, że prokuratura się mną zainteresuje albo "zobaczymy się w sądzie". Ale póki co tak się nie skończyło.
Komentarze cię motywują czy sprawiają, że zastanawiasz się nad tym, czy warto?
Zwykle motywują, ale zdarza się, że zastanawiam się, czy to na pewno bezpieczne, robić takie rzeczy w Polsce. Ale mam poczucie, że trzeba. Szczególnie, kiedy dostaję wiadomości, zwykle od ludzi młodych, którzy piszą: jestem wierząca/y, kocham to, co robisz.
Nie uważam, żebym robiła coś złego. Kocham ludzi, więc nie chcę nikogo urazić. Na końcu liczą się intencje, a moje są dobre. Mam nadzieję, że to jest widoczne.
Z którego projektu jesteś najbardziej zadowolona?
Pierwszy plakat – "Love Yourself First" – on jest dla mnie najważniejszy. Bardzo głęboko wierzę w to, że gdyby każdy człowiek kochał siebie trochę bardziej, mielibyśmy mniej zła. Mam mocne poczucie, że bardzo wiele złego wywodzi się właśnie z tego, że ludzie są "niedokochani", nie akceptują siebie.
Czy, zanim powstał projekt Her Holiness, miałaś w sobie potrzebę aktywistyczną? Pojawiałaś się na protestach?
Tak, staram się być sojuszniczką osób LGBT. Mam nadzieję, że cokolwiek wnoszę. Byłam wolontariuszką w fundacji Druga Strona Lustra, wspierającej zdrowie psychiczne dzieci i młodzieży. Organizowałam zajęcia plastyczne, bardzo wiele się tam nauczyłam.
Spotkałam się z wieloma osobami, które są bardzo skrzywdzone przez to, jak mówi się o osobach LGBT w Polsce. Od tamtego momentu nigdy nie odpuszczam, kiedy słyszę coś, co jest krzywdzące. Nawet wtedy, kiedy jest coś w internecie. Staram się postawić granice, pokazać, że słowa też ranią. Czuję się to winna tym dzieciakom.