Wielki mistrz z podniesionym czołem zakończył karierę. "To już historia, jestem bardzo szczęśliwy"

Maciej Piasecki
Zbigniew Bródka sobotnim startem w biegu masowym na igrzyskach olimpijskich w Pekinie oficjalnie zakończył karierę sportową. 37-letni panczenista nie awansował do finału, ale jak sam przyznał, dał z siebie tego dnia wszystko. Mistrz olimpijski z ZIO w Soczi (2014) po powiedzeniu "koniec" jest szczęśliwy.
Zbigniew Bródka na igrzyskach olimpijskich w Pekinie zakończył swoją bogatą karierę panczenisty. Fot. ANDRZEJ BANAS / POLSKA PRESS/Polska Press/East News
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

Dziewiętnasty dzień lutego 2022 roku to symboliczna data dla polskiego łyżwiarstwa szybkiego. Zakończenie kariery sportowej Zbigniewa Bródki było spodziewane, ale i tak, Polak jest wielkim mistrzem - najbardziej utytułowanym polskim panczenistą w historii olimpizmu.

Podczas ZIO w Pekinie chorąży kadry Polski z ceremonii otwarcia nabawił się kontuzji, która wykluczyła go ze startu na dystansie 1500 metrów. To koronny dystans Bródki, gdzie w 2014 roku został sensacyjnym mistrzem olimpijskim. Organizmu jednak nie da się oszukać, Polak po dwóch latach wznowił karierę panczenisty i uzyskał kwalifikację do Pekinu. Podczas swoim czwartych igrzysk wystartował jedynie w sobotnim półfinale biegu masowego.


– To był zdecydowanie mój ostatni start na igrzyskach. Szkoda, że nie udało się wywalczyć awansu do finału. Było trochę zawirowań, nie chciałbym się też usprawiedliwiać. Rzeczywiście dałem z siebie wszystko mimo tego, że odnowiła mi się kontuzja dwa tygodnie temu. Liczyłem jednak, że jestem tutaj w stanie powalczyć o finał. Czasy były jednak dobre i po prostu, zabrakło – przyznał przed kamerami Eurosportu Bródka.

37-latek został sklasyfikowany na 15 miejscu w swoim biegu półfinałowym. Polak zaatakował na początku, chcąc zdobyć punkty na tzw. pierwszej premii. Taki zryw nie dał jednak niczego więcej, niż "tylko" momentu, w którym kibice Biało-Czerwonych mogli zobaczyć raz jeszcze szalejącego na trasie Bródkę. Tak właściwie, tylko i aż. – Czułem ból mięśnia w momencie przyspieszenia. W takim biegu nie da się oszczędzać i poszedłem na wszystko, co było ten dnia możliwe. [...] Zaryzykowałem. Próbowałem zebrać się jeszcze w sobie i zaatakować, ale nie byłem w stanie. [...] Bieg okazał się bardziej taktyczny niż szybki, trudno to było przewidzieć – opisywał sobotnie wydarzenia w Pekinie Polak.

Bródka oprócz złotego medalu z ZIO 2014 ma również brąz ze startu w Soczi. Polak zdobył je razem z kolegami z reprezentacji w rywalizacji drużynowej. Bródce towarzyszyli Jan Szymański oraz Konrad Niedźwiedzki, tren drugi będący w Pekinie... szefem olimpijskiej misji Biało-Czerwonych.

– Jest to już historia. Moim celem i założeniem był przyjazd na igrzyska. Jestem bardzo szczęśliwy, chciałem z tego miejsca podziękować wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki. Mojej rodzinie, kolegom strażakom, którzy mnie wspierali i zawsze wspierają. Jest to niezwykle ważne, dziękuję i pozdrawiam wszystkich! – na koniec skwitował skromnie, w swoim stylu, Bródka.

Dwukrotny medalista ZIO sprzed ośmiu lat swoją karierę rozpoczynał w klubie UKS Błyskawica Domaniewice, uprawiając short track.

Co ciekawe, niewiele brakowało, żeby Bródka miał na swoim koncie pięć startów olimpijskich. Z występu na ZIO w Turynie (2006) Polaka wykluczyła jednak kontuzja. Bródka wystąpił jednak odpowiednio w: Vancouver (2010), Soczi (2014), Pjongczangu (2018) oraz Pekinie (2022).
Czytaj także: Najszybszy strażak świata pożegnał się z igrzyskami. To była przygoda na wagę złota