Miedwiediew włącza się do gry ws. Ukrainy. Jasna deklaracja byłego prezydenta Rosji

Łukasz Grzegorczyk
21 lutego 2022, 19:04 • 1 minuta czytania
To Władimir Putin jest głównym rozgrywającym w konflikcie między Rosją a Ukrainą. Tymczasem były prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew zasygnalizował, że Moskwa może podjąć decyzję, która doprowadziłaby tylko do eskalacji napięcia.
Dmitrij Miedwiediew stwierdził, że Rosja może uznać niepodległość Donbasu. Fot. Pool Sputnik Government/Associated Press/East News

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google.

– Moskwa może być zmuszona uznać niepodległość dwóch separatystycznych republik we wschodniej Ukrainie, jeśli sytuacja tam się nie poprawi – zapowiedział Dmitrij Miedwiediew na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Rosji z udziałem prezydenta Władimira Putina. Rozmowy dotyczyły sytuacji w Donbasie.


Czytaj także: USA ujawniają plan Rosji na "brutalną inwazję". Celem ma być "zmiażdżenie" Ukraińców

Miedwiediew, który jest obecnie wiceprzewodniczącym rosyjskiej rady bezpieczeństwa, miał na myśli Doniecką Republikę Ludową i Ługańską Republikę Ludową. Putin zapowiedział, że decyzja w tej sprawie może zapaść jeszcze w poniedziałek (21 lutego). Ponadto Miedwiediew miał przekazać Putinowi, że wierzy, iż większość Rosjan poprze niepodległość obu regionów, w których mieszka około 800 tysięcy obywateli Rosji.

Jak podaje BBC, zachodni przywódcy obawiają się, że taki ruch może zostać wykorzystany jako pretekst dla Rosji do inwazji na sąsiada. Gdyby oba regiony zostały uznane za niepodległe, Moskwa mogłaby wysłać wojska na wschód Ukrainy pod pretekstem ochrony swoich obywateli.

Eskalacja konfliktu na linii Rosja-Ukraina

Rosyjska armia 21 lutego poinformowała o incydencie, do którego miało dojść na granicy z Ukrainą. Wstępnie wiadomo, że zniszczono dwa pojazdy wojskowe należące do ukraińskiej armii. Podobno zginęło pięć osób. Strona ukraińska zaprzecza doniesieniom o naruszeniu granicy. Przedstawiciele Rosji twierdzili również, że jedno z przejść granicznych zostało zniszczone przez ostrzał z Ukrainy.

Te zarzuty skłoniły ukraińskiego ministra spraw zagranicznych Dmytro Kułebę do podjęcia działań w mediach społecznościowych i oskarżenia Rosji o prowadzenie szerokiej kampanii dezinformacyjnej. W swoim wpisie zdementował m.in. pogłoski o domniemanych ukraińskich atakach w Doniecku czy Ługańsku oraz zarzuty dotyczące wysyłania sabotażystów.

Kułeba zaapelował, że czas nałożyć na Rosję sankcje. – Trzeba ją powstrzymać teraz – podkreślał polityk. Zapewnił jednocześnie, że Kijów wciąż widzi możliwość dyplomatycznego rozwiązania sytuacji.

Przypomnijmy, że wcześniej prezydent USA Joe Biden zgodził się na zorganizowanie szczytu z Putinem, by jeszcze spróbować negocjacji prowadzących do zmniejszenia napięć.

Wspomniane rozmowy zostały wynegocjowane przez administrację prezydenta Francji Emmanuela Macrona, po dwóch długich rozmowach telefonicznych z Putinem. Kreml później starał się umniejszać prawdopodobieństwo zorganizowania szczytu, twierdząc, że nie ma "konkretnych planów" w tej kwestii.

Dodajmy, że jeszcze wieczorem 20 lutego ministerstwo obrony Ukrainy alarmowało o kolejnych naruszeniach zawieszenia broni na wschodzie kraju. Tylko w niedzielę miało dojść do 53 takich incydentów.

Czytaj także: https://natemat.pl/398197,andrzej-duda-przyjal-delegacje-amerykanskich-senatorow-w-belwederze