Kim był dziadek Putina? Propaganda głosi, że gotował dla Stalina, Lenina i Rasputina. To nieprawda
Wersja Putina
W 2000 roku na łamach rosyjskiej prasy pojawia się wywiad rzeka z kandydatem na prezydenta Rosji. To Władimir Putin. W długim tekście opowiada o sobie i swojej rodzinie. Z czułością godną wnuka wspomina swojego dziadka Spiridona Iwanowicza. Twierdzi, że jego dziadek gotował dla Lenina i Stalina. Jego dania miał pochwalić sam Rasputin.
Nie wie jednak jak rozpoczęła się kulinarna kariera dziadka Putina. Pochodził z ubogiej rodziny, nie miał okazji kosztować wielu ekskluzywnych potraw, mimo to miał zostać kucharzem w jednej z najlepszych restauracji Petersburga. Ponoć dorabiał tam jako dziecko, a smaku uczył się od najlepszych. W wieku ok. 30 lat miał być jednym z najlepszych kucharzy w Rosji.
Władimir Putin swojego dziadka widział kilka razy w życiu. Nie pamięta go za dobrze, ale jednego jest pewien. Dziadek Spiridon Iwanowicz świetne gotował. – Uczył się fachu jeszcze za cara, kiedy sztuka kulinarna kwitła. Szczególnie lubił gotować mięso i rybę, ale swojego popisowego dania nie miał - tak wspomina go Aleksander Putin, wujek Władimira.
– Musiał gotować dość dobrze, bo po I wojnie światowej zaproponowano mu pracę w Gorkach, na obrzeżach Moskwy, gdzie mieszkali Lenin i cała rodzina Uljanowów. Kiedy Lenin zmarł, dziadek został przeniesiony do jednej z dacz Stalina. Pracował tam bardzo długo – mówi Putin.
Talent kulinarny dziadka Spiridona miał nie umknąć uwadze Rasputina. Po zjedzeniu posiłku miał zaprosić na salę kucharza i wręczyć mu złotą monetę, która stała się rodzinną pamiątką Iwanowiczów. Niestety dar od Rasputina zaginął podczas I wojny światowej. Przynajmniej tak głosi putinowska legenda.
Według historii opowiedzianej przez Władimira Putina, po wybuchu I wojny światowej dziadek Spiridon wprost z kuchni trafił na front, choć jak twierdzi Putin - nie chciał zabijać. Dziadek Spiridon miał postrzelić austriackiego żołnierza, a następnie ruszyć w jego stronę z apteczką.
Życie Spiridona Iwanowicza według wersji Kremla było pełne ciężkich doświadczeń. Podczas blokady Leningradu i wojny z Niemcami miało zginąć jego pięciu synów. Wtedy umrzeć miał też jego wnuk, brat Władimira Putina, mały Wiktor. 2-letni chłopczyk miał głodować i umrzeć na błonicę.
Dziadek Władimira Putina miał być człowiekiem honoru. Nawet w czasach głodu i nędzy nie ukradł z pracy niczego do jedzenie. Miał też nosić pewne cechy dyktatora. Gdy coś szło nie po jego myśli, miał rzucać fartuchem o podłogę i wychodzić.
Może dlatego przetrwał destalinizację Rosji. Kiedy mordowano i zamykano w więzieniach współpracowników Stalina, dziadka Putina, jego rzekomego kucharza, ominęły represje. Putin nie wie dlaczego. Twierdzi, że dziadek aż do śmierci w 1965 roku pracował jako kucharz.
Prawda o dziadku Putina
Witold Szabłowski, autor książki "Rosja od kuchni" udał się w podróż śladami dziadka Putina. Odwiedził Gorki Leninskie - miejsce, w którym wg wersji Kremla miał pracować dziadek Spiridon.
- Wciąż szukamy dokumentów - oznajmił dyrektor sanatorium. - Skoro prezydent powiedział, że jego dziadek tu pracował, to pracował. Dokumenty wkrótce na pewno się znajdą - mówił.
Szabłowski odwiedził też restaurację Astoria, w której miał pracować Iwanowicz. Dyrektor restauracji nigdy o nim nie słyszał, ale na wszelki wypadek poprosił, by nie podawać jego nazwiska.
Szabłowski ustalił, że Spiridon Iwanowicz był kucharzem w sanatorium odwiedzanym przez osoby związane z władzą. Raz czy dwa poproszono go, by ugotował coś na bankiet, na który przychodził Stalin. I tyle.
Tak właśnie działa rosyjska propaganda. Nieważne czy historia jest prawdziwa, ważne, że dobrze brzmi i ludzie w nią wierzą. "Skoro władze ZSRR ufały mojemu dziadkowi, to Wy możecie zaufać mi" - zdaje się mówić Putin.