Tworzy trio z Wojewódzkim i Palikotem: Rosyjska wódka dziś nie przejdzie mi przez gardło

Oskar Maya
27 marca 2022, 18:24 • 1 minuta czytania
Tworzy trio z Januszem Palikotem i Kubą Wojewódzkim w spółce Przyjazne Państwo. Tomek Czechowski zaczynał jako barman, później producent kraftowych piw, dzisiaj jest cenionym przedsiębiorcą. – Trafiło na siebie trzech ludzi, z których każdy chciał zrobić rewolucję, robiąc biznes, ale używając do tego elementów zabawy – mówi o współpracy z Kubą i Januszem.
Tomasz Czechowski, współtwórca Przyjaznego Państwa

Rozmawialiśmy dwa tygodnie przed rosyjską inwazją na Ukrainę. Jak to przewartościowało twoje spojrzenie na aktualną sytuację w Europie?


To, co się dzieje, jest po prostu straszne. Brakuje mi słów na to, z czym muszą się mierzyć Ukraińcy i z czym musi się zmierzyć świat. Ta brutalna napaść Putina to szalony atak na wolność, pogwałcenie jakichkolwiek zasad, nie jestem w stanie się otrząsnąć i zrozumieć, że w tych czasach mogło dojść do brutalnego i bestialskiego wypowiedzenia wojny. Do tej pory w Europie czuliśmy się bezpiecznie, teraz mam pewne poczucie lęku, dlatego, że nie sądziłem, że na naszych oczach, tak blisko wydarzy się takie piekło.

To wielki sprawdzian dla jedności Europy, jesteśmy świadkami codziennych sankcji, negocjacji, deklaracji, ale też niestety świadkami bombardowań, napaści i śmierci wielu niewinnych ludzi. Europa miała być oazą dla mojego pokolenia, pewnego rodzaju gwarantem bezpieczeństwa, od dzieciństwa kojarzona z otwartością na drugiego człowieka. Taki nowy świat. Przez bliskość tej wojny traci teraz ten urok, ale miejmy nadzieję, że zło nie zwycięży.

Dołączycie się jako firma do bojkotu rosyjskich produktów?

Jako firma, jako ludzie. Oczywiście. Kieliszek rosyjskiej wódki w życiu nie przejdzie mi przez gardło. Taki sposób solidaryzowania się może na pierwszy rzut oka wydawać się nieznaczący, ale w masie siła i każdy rozsądny światły człowiek powinien zacząć bojkotować rosyjski kapitał. To presja, która ma znaczenie. Cały świat zaczął skreślać rosyjskie produkty, w naszej branży sieci zaczęły usuwać trunki pochodzące z Rosji, to jest ogromny przełom i prawdziwy bunt, a dla producentów tamtejszych alkoholi ogromna strata wizerunkowa i finansowa. Świat jest nie tylko w szoku po agresji Rosji, ale także pod wrażeniem natychmiastowej pomocy ze strony Polaków. Słyszałem, że zarówno BUH, jak i Młoda Polska włączyły się do akcji charytatywnej dla Ukrainy?

To, co robią Polacy jest wzruszające i wspaniałe. To jest niebywałe, jak potrafiliśmy się zjednoczyć i każdego dnia wspierać potrzebujących. Każdy pomaga, jak tylko potrafi, na swój sposób i to jest piękne. Polacy przyjmują rodziny pod swoje dachy, jeżdżą na granicę po ludzi, kucharze gotują ciepłe posiłki dla dziesiątek tysięcy potrzebujących każdego dnia. To jest kosmos i mam wrażenie, że daje to nam wszystkim siłę i nadzieję na lepsze jutro.

Tak, my też pomagamy. Jako zarząd Manufaktury Piwa, Wódki i Wina S.A wynajmujemy na cały rok 10 mieszkań w Lublinie dla rodzin pokrzywdzonych wojną, zrobiliśmy licytację wódki Wybuhowej, która była w kosmosie i wódki Palikot z podpisem Lecha Wałęsy. Otworzyliśmy dwa sklepy z piwem świeżym we Wrocławiu, gdzie cały dochód z pierwszego dnia przekazaliśmy na pomoc.

W Młodej Polsce oddaliśmy cały zysk z weekendu, a w marcu kupując u nas barszcz, też możesz wspomóc potrzebujących, bo również oddamy zysk z naszego kultowego dania na wsparcie dla Ukrainy. Prywatnie każdego dnia angażujemy się w pomoc i trzeba o tym głośno mówić, bo wtedy napędza się całe otoczenie i po prostu jako ludzie nie tracimy powera, a niestety będzie nam potrzebny, bo skutki tej tragedii będą odczuwalne jeszcze bardzo długo.

Potrafisz spojrzeć z optymizmem na to, co się teraz dzieje na rynkach inwestycji?

Ciężkie czasy nie zaczęły się dwa tygodnie temu, tylko już o wiele wcześniej. Wpływ na to miała oczywiście pandemia, ale także inne czynniki, które doprowadziły do zauważalnego kryzysu.

Proponując różne formy inwestowania, czy to poprzez tokenizację, czy wzięcie udziału w alternatywnych akcjach, jak crowdfunding, wciąż mamy duże zainteresowanie inwestorów.

Mam wrażenie, że ludzie coraz mniej ufają bankom, przestali wierzyć instytucjom, a inflacja nie zachęca do tradycyjnych form lokowania pieniędzy. Uważam, że inwestowanie w jakościowy alkohol jest o wiele bardziej stabilne i dające o większy wzrost, niż standardowe trzymanie pieniędzy na lokacie. 

Sprzedaż alkoholu chyba i tak miała się nieźle podczas trwania pandemii czy lockdownu. I to nie tylko tego jakościowego.

Tak, chociaż oczywiście obserwujemy wzrost cen produktów, co przekłada się na wzrost ryzyka. Na przykład cenniki kontrahentów, które wchodziły na początku roku, dziś są nieaktualne i musimy konstruować umowy na nowych warunkach.

Ale oprócz prowadzenia biznesu alkoholowego jestem także restauratorem. Tutaj również spotykam się z dużą liczbą problemów. Nasza karta menu na przykład przestaje być aktualna już po tygodniu. Śledź potrafi podrożeć o 20 procent tylko w ciągu tygodnia, nie mówiąc już np. o cenie wołowiny.

Przed nami restauratorami jest teraz wyzwanie - jak skroić dobrą kartę z tańszych produktów, ale w taki sposób, aby wciąż było to wyjątkowe. Goście, którzy widzą tę samą potrawę w wyższej cenie, winą obarczają zawsze restauratora, nie patrząc na okoliczności, dlaczego tak się dzieje.

Jaki macie pomysł na przetrwanie? Chcecie zatrzymać przy sobie klienta premium?

Nasz pomysł na biznes jest niezmienny od lat. Kochamy jakość, staramy się tak żyć i zachęcać do tego ludzi. Nadal będziemy produkować w segmencie premium chociaż to słowo staje się już odrobinę wyświechtane. Po prostu chcemy dawać ludziom jedzenie i dobre trunki, które dostarcza emocji, będzie zawsze na wysokim poziomie.

Twój restauracyjny biznes przetrwał dzięki street foodowi.

Na początku pandemii mieliśmy taki romantyczny pomysł, żeby zrobić Delikatesy Młoda Polska. Robiliśmy własne kiełbasy, wegańskie pasztety i przekąski, wszystko w pięknej wizualizacji. 

Wystartowaliśmy i w dwa dni zrobiliśmy 160 złotych obrotu… Przeraziłem się trochę, bo przecież mieliśmy 25 osób na utrzymaniu, a do opłacenia czynsz i inne stałe opłaty. Musieliśmy wyjść z tej bańki - zrozumieliśmy, że nikt nie będzie jadł kaczki sous vide, kiedy ludzie potracili pracę i właśnie zaczął się prawdziwy kryzys.

Trzy dni myśleliśmy co zrobić, aż wpadliśmy na pomysł, żeby wsadzić prawdziwy polski obiad w rzemieślnicze buły. Stworzyliśmy z narzeczoną „Młoda Polska Street Food”.

Moja narzeczona zamówiła od zaprzyjaźnionego piekarza na początek dwieście buł, a ja razem z kelnerami zaczęliśmy rozwozić nasze buły. Te dwieście bułek sprzedało się w godzinę, chociaż piekarz zakładał, że będziemy potrzebowali na sprzedaż co najmniej  tydzień…

I tak zaczęła się nasza streetowa rewolucja, a krótkim czasie robiliśmy obroty jak przed pandemią. Później formuła bułek się wyczerpała, więc zaczęliśmy smażyć kurczaki, a później kręcić kebaby inspirowane Berlinem. Przetrwaliśmy covid, utrzymaliśmy restaurację i zapłaciliśmy wszystkim na czas. Dzisiaj wróciliśmy do DNA naszej działalności, którym nie jest street food, tylko jakościowa restauracja. 

Pandemia wyzwoliła w tobie pokłady kreatywności, które przekierowałeś później na „Przyjazne Państwo”.

Nas, przesiębiorców młodego pokolenia cechuje to, że nie poddajemy się, nie zamykamy restauracji i liczymy na subwencje. Zawsze próbujemy pokazać, że nie ma sytuacji bez wyjścia. To jest chyba moją najsilniejszą stroną, to cechuje także moich wspólników. Dlatego nam się tak dobrze pracuje.

Inną wspólną cechą moją i Janusza i Kuby jest nieuznawanie kompromisów. Zanim doszliśmy do obecnego BUHA wylaliśmy hektolitry piwa i wódki i odrzuciliśmy kilkanaście propozycji graficznych. Odbyliśmy w życiu dziesiątki podrózy, które dają nam ogormny bagaż przeżyć, które przekładamy na nasze produkty. Świat daje wachlarz doświadczeń. Picie przez lata w tym samym barze tego samego alkoholu nie doprowadzi do poniesienia twoich kompetencji. Tak się po prostu nie da.

W tym roku zaskoczycie kolejnymi niestandardowymi pomysłami?

Siłą naszej firmy jest marketing, który wywołuje emocje. Nasze działania zawsze oparte są na osobowościach. Rozmawiamy dzień przed premierą piosenki zatytułowanej „Party”, w której występują Kuba Wojewódzki, Janusz Palikot, Błażej Król i ja.

Za teledysk odpowiada Maciej Adamczak, człowiek, który jest naprawdę świetny w tym, co robi.

Dwa miesiące temu jako pierwsi na świecie wysłaliśmy wódkę BUH w kosmos. Zatrudniliśmy do kampanii piwa Marakuja Iggy’ego Popa. Pamiętam, jak te wszystkie pomysły powstawały w naszych głowach, to pierwszą myślą było: „Nie, Iggy’ego ściągnąć to się na pewno nie uda…” Ale nam się udało. My nie chcemy być tylko kojarzeni tylko z alkoholem, chcemy wyznaczać nowy styl życia, z którym jest nam po drodze. Naszym celem jest zbudowanie społeczności.

Macie łatwiej mając na pokładzie tak rozpoznawalne osoby, jak Kuba Wojewódzki czy Janusz Palikot.

Janusz Palikot i Kuba Wojewódzki to postaci w 100 procentach rozpoznawalne w Polsce, ale ostatnio coraz częściej również do mnie podchodzą ludzie, mówiąc: „Ale zajebistą robotę zrobiliście z tym BUHEM”. Kiedy to słyszę, raduję się moje serce.

Jak wygląda u was podział ról? 

Biznes „Przyjaznego Państwa” oraz BUH’a zaczął się od tego, że razem z Januszem Palikotem pojechaliśmy do Kuby Wojewódzkiego i zaproponowaliśmy mu zainwestowanie w jeden z naszych produktów, poprzez udzielenie swojego wizerunku. Kuba odparł, że nie interesuje go taka forma współpracy, natomiast chętnie zrobi z nami biznes.

Po czasie założyliśmy wspólnie spółkę „alkohol bez granic”, ale nazwa nam po czasie zaczęła przeszkadzać i finalnie staliśmy się spółką o nazwie „Przyjazne Państwo”. Kuba od razu był bardzo zaangażowany w wymyślanie nazwy oraz design.

Ja też czułem się w tym towarzystwie mocny, bo stal już za mną konkretny sukces bizesowy, a w branży piwnej miałem browar krafotwy wyceniany wtedy na kilkadziesiąt milonów złotych. Nie czułem się od nich słabszy, ale byłem pewny, że mam do czynienia naprawdę z mocarnymi osobowościami.

Co było od początku fajne to fakt, że Kuba i Janusz rozumieli, że jestem im potrzebny jako przedstawiciel młodego pokolenia. Byłem bardzo szczęśliwy, że udało nam się założyć spółkę. Zastanawiałem się oczywiście, jak to będzie dalej, czy moje pomysły będą wysłuchane.

Od początku założyliśmy więc, że w naszej spółce każdy ma jeden głos, który ma taką samą wartość. Nasza współpraca była bardzo przejrzysta, oparta na szacunku dla każdej ze stron.

Wasz marketing w dużej mierze opiera się na mediach społecznościowych. Czy to ty nauczyłeś kolegów jak korzystać z nowoczesnych narzędzi?

Akurat Kuba ma świetne wyczucie nowych technologii, a tego nie da się nauczyć. Janusz ma tak samo. Nigdy było między nami sytuacji: „Ja i dwóch dziadersów” (śmiech). Zresztą mentalnie Janusz jest z nas zdecydowanie najmłodszy.

Trafiło więc na siebie trzech ludzi, z których każdy chciał zrobić rewolucję, robiąc biznes, ale używając do tego elementów zabawy. I to nam się chyba udaje, bo robimy rewolucję produktową, związaną z nazewnictwem oraz nową kategorię alkoholową. Bez całego trio BUH nie mógłby zadziałać.

Piwo BUH wypromowaliście poprzez kontrowersję związaną z suszem konopnym, który wciąż kojarzy się z czymś niedozwolonym. A jaki pomysł mieliście na okovitę, czyli polską whisky? 

Tenczyńska okovita ma w Polsce sukces totalny w swojej kategorii. To, co wydaje mi się bardzo seksowne, to fakt, że poprzez agresywny marketing udaje nam się napędzać brand okovity. Staliśmy się ambasadorami tego alkoholu.

Często rozmawiamy z ludzmi z branzy i w pewnym sensie są często wdzięczni za tak mocne pormowanie okovit, to dobre dla całego rynku. Ale nasze głowy są pełne kolejnych pomysłów. Na przykład za chwilę ruszamy z produkcją olejków CBD.

Macie też rozwiniętą strategię zrównoważonego biznesu. Na jakie cele przeznaczacie zarobione pieniądze?

BUH i Przyjazne Państwo zawsze zakładało, że chce działać na styku sztuki i kultury. W ubiegłym roku dorzuciliśmy dość pokaźną cegiełkę do projektu „Wszystkie nasze strachy”, filmu o społeczności LGBT, nagrodzonego na festiwalu w Gdyni. Wspieramy też innych artystów.

Uważamy, że musimy działać w ten sposób, bo branża artystyczna w czasie covidu bardzo dostała po głowie. Ci ludzie potrzebowali naszego wsparcia. Z Tenczyńską Okovitą wydaliśmy na przykład płytę Marka Dyjaka, który miał bardzo ciężko podczas pandemii, bo prawie w ogóle nie występował. Pomoglismy mu w organizacji koncertów i wypordukowalismy profesjoinalny klip do singla „Na wzgórzu rozpaczy”. Wsparliśmy produkcje teledysku Marii Peszek „Jebie to wszystko”.

Marek Dyjak, od wielu lat trzeźwy alkoholik, nie miał z tym problemu?

Czytaliśmy takie głosy, głównie w internecie, że jest to nieetyczne, że alkohol wspiera alkoholika. Ale ja zupełnie inaczej na to patrzę - nasza marka podała rękę człowiekowi, kiedy naprawdę tego potrzebował, nie mógł koncertować, nie miał po prostu za co żyć. Etyczny zgrzyt byłby wtedy, kiedy byśmy my odmówili, bojąc się, jak odbierze to opinia publiczna. Nie sądzę, że nasza pomoc sprawiła, że Marek wrócił do nałogu. 

Kiedyś marzyłeś, że zostaniesz aktorem. Czy dzięki wsparciu świata filmu uda ci się to zrobić?

Ale ja czuję się częścią rodziny artystycznej właśnie z powodu współtworzenie różnych projektów związanych z kulturą. Na całym świecie działa tego typu sponsoring i robię to z potrzeby serca. Ale kieruję się zasadą, że biznes ma wspierać sztukę, ale nie wchodzić w nią z butami, dlatego staram się robić to zawsze na zasadach wyznaczanych przez artystów. Nigdy nie przekraczam tej granicy.

A zdecydowalibyście się wesprzeć kino patriotyczno-ideologiczne ze współprodukcją np. z TVP?

To nam nie grozi. Mój wspólnik jeden i drugi skutecznie odstrasza tego typu pomysły (śmiech).

No właśnie, czy biznesu Janusza nie należy odbierać jako pierwszego kroku w kierunku powrotu do polityki?

Często o tym rozmawiam z Januszem, a nasi inwestorzy też są bardzo zainteresowani. Jedni mówią: „Janusz, z takimi pomysłami musisz wrócić do polityki”, natomiast inni pytają retorycznie: „Mamy nadzieje, że z polityką już sobie definitywnie dałeś spokój?”.

Mogę dzisiaj bez wahania powiedzieć, że Janusz nie wybiera się do polityki, a jedyne co go interesuje, to biznes alkoholowy. Patrząc na niego, jestem pewien, że to, co teraz wspólnie robimy, dostarcza mu tyle samo emocji, ile kiedyś dawała polityka.

I muszę podkreślić, że biznes alkoholowy nie jest usłany różami. To jest ciężka harówa po 16 godzin dziennie. Tylko w ubiegłym roku zrobiłem 200 tysiecy kilometrów, Janusz pewnie tyle samo, a może nawet więcej. Emocji więc nam nie brakuje, niedługo czeka nas wejście na giełdę i Januszowi nie w głowie polityka.

A ty ten biznes traktujesz jako środek do kolejnych celów, które sobie wyznaczasz? Jesteś przecież dopiero na początku swojej zawodowej przygody.

Mam 29 lat i muszę przyznać, że czasami czuje się bardzo zmęczony, ale wiem, że to jest wspaniały okres w moim życiu. Motorem nie są pieniądze, ale świadomość, że zmieniamy oblicze alkoholu w Polsce, zmieniam też osobiście oblicze polskich restauracji.

Wierzę, że pokazywanie dobrych trunków, wspaniałego i radującego serce jedzenia w ciekawych konceptach jest moim czasem, który mogą przespać starzy restauratorzy. Zaczęła się nowa era i świadomość tego cały czas mnie napędza.

Starzy restauratorzy nie potrafią się do niej dopasować?

Nie potrafią lub nie chcą zrozumieć, że w nowoczesnej gastronomii zupełnie inaczej traktuje się pracownika. Po drugie skończyły się czasy „tuszowania i niedociągnięć”. Dzisiaj trzeba naprawdę podawać dania na wysokim poziomie. Należy mieć na kranie kraftowe piwo, podejść do wina z należytym szacunkiem, czyli szanować klasykę, która jest nieśmiertelna, ale oferować również odjechane wina nowej generacji, które dostarczają totalnych emocji. Mają niebywały design i mali producenci pokazują, że winem można się bawić bez napięcia. Wspaniałą sprawa. Wielu tego tempa nie jest w stanie wytrzymać albo nie potrafi zrozumieć nowej fali. A to my ją napędzamy.

Czujesz się głosem nowego pokolenia biznesu?

Mamy trzy rodzaje młodych biznesmenów. Pierwsi to spadkobiercy, przejmujący schedę po rodzicach, którzy są przygotowywani do tej roli od lat. Drudzy to wizjonerzy, zazwyczaj wywodzący się ze start-upu, którzy mają często odjechane pomysły. I są tacy ludzie jak ja, którzy ciężko pracują, marzą i mają odrobinę szczęścia.

Dzisiaj w moim biznesowym portfelu mam spółki alkoholowe, spółkę notowaną na New Connect specjalizującą się w grach mobilnych oraz biznes restauracjny, ale zaczynałem od starej skody, kilku kartonów piwa, które postawiłem sprzedać najpierw w barach, a później w sieciach. Teraz jak to powiedziałem na głos, to stwierdzam, że dużo już zrobiłem, ale wiem, że jeszcze więcej przede mną i to jest piękne.  .