Koszmar lidera mistrzostw świata F1 tuż przed końcem wyścigu. Gigant znów pokazał moc
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google Max Verstappen z Oracle Red Bull Racing czy Charles Leclerc z Ferrari? Mistrz świata albo lider tegorocznych mistrzostw, który jechał do tego na swoim domowym torze Imola. Czwarta odsłona rywalizacji w mistrzostwach świata Formuły 1 zapowiadała się pasjonująco, a kibice zastanawiali się, czy Red Bull będzie w stanie odeprzeć ataki Ferrari, a także jak spisze się Mercedes, który z dominatora stał się na początku roku przeciętniakiem.
Rywalizacja po sobotnim sprincie kwalifikacyjnym zapowiadała się jako pojedynek Red Bulla z Ferrari, ale już na pierwszym okrążeniu plan Włochów legł w gruzach. Carlos Sainz wypadł z toru i znalazł się w żwirowej pułapce, z której nie miał już szans wrócić do rywalizacji. Na czele Max Verstappen uciekał przed Sergio Perezem, a rywale mogli tylko oglądać plecy bolidów Oracle Red Bull Racing.
Znakomicie pracował Lando Norris (McLaren), który po fatalnym początku sezonu znów walczy w czołówce. A George Russell wykorzystał zamieszanie na torze i wskoczył na pozycję szóstą.
To jedyny pozytyw z obozu Mercedesa, bo Lewis Hamilton ruszał z 14. pozycji, jechał wolno i nie radził sobie nawet z przeciętniakami. Legenda nie kryje coraz większej frustracji i traci dystans do rywali, którzy jadą po tytuł.
Tymczasem nad Imolą znów zaczęło padać, choć tuż przed startem chmury się rozrzedziły i wydawało się, że walka odbędzie się bez deszczu. Kapitalne przedzierał się Charles Leclerc, który ograł Lando Norrisa i z trzeciego miejsca szykował się do ataku na rywali z Red Bulla.
Kierowca Ferrari zmienił ogumnienie, zaczął naciskać na Sergio Pereza, ale nie mógł go przeskoczyć. A Max Verstappen uciekał po triumf, korzystając z tego, że rywale są zajęci.
Lewis Hamilton próbował wskoczyć do dziesiątki, miał przed sobą Pierre'a Gasly'ego (Alpine), Alexa Albona (Williams) i Yukiego Tsunodę (AlphaTauri), za nic nie mógł ich wyprzedzić i z pewnością taka sytuacja to była dla niego nowość.
Tymczasem z rywalizacji wypadł Fernando Alonso (Alpine), a na czele zachowany został status quo i wydawało się, że nic się już nie zmieni.
Nic bardziej mylnego. Charles Leclerc na 54. okrążeniu popełnił fatalny błąd, wypadł z toru i uszkodził nos bolidu. Jechał na trzecim miejscu, nagle spadł na pozycję dziewiątą i popsuł sobie totalnie wyścig.
Gdy Max Verstappen wpadał na metę przed Sergio Perezem i Lando Norrisem, lider mistrzostw wyprzedzał rywali i finiszował ostatecznie na miejscu szóstym. Uratował twarz, ale domowy wyścig Ferrari okazał się katastrofą.
Lewis Hamilton był trzynasty i był wściekły, sezon zaczyna mu się wymykać spod kontroli. W klasyfikacji generalnej mistrzostw liderem wciąż jest Charles Leclerc, ale straty zaczyna do niego odrabiać Max Verstappen.
Red Bull odzyskał równowagę i zanosi się na jego twardą walkę z Ferrari o kolejne zwycięstwa. Najbliższa okazja w dniach 6-8 maja w Miami, gdzie zadebiutuje rywalizacja w Formule 1.