Odrodzenie Czerwonych Diabłów kosztem wielkiego rywala. Co się dzieje z Liverpoolem?
- Manchester United wychodzi z kryzysu, w który wpadł na początku sezonu
- Czerwone Diabły ograły w klasyku Liverpool FC na swoim Old Trafford
- The Reds sezon zaczęli koszmarnie, nie wygrali żadnego z trzech meczów
Manchester United po mistrzostwo Anglii sięgał dziesięć razy, na początku XXI wieku był synonimem potęgi w futbolu i wydawało się, że nic tego nie może zmienić. Ale jedna rzecz sprawiła, że Czerwone Diabły boleśnie spadły ze szczytu. 8 maja 2013 roku sir Alex Ferguson ogłosił, że kończy pracę na Old Trafford i to był początek problemów giganta. Kibice narzekali na Davida Moyesa, wyśmiewali Louisa van Gaala i psioczyli na Jose Mourinho.
A potem zespół przejął Ole Gunnar Solskjær, który wytrzymał na stanowisku niemal do końca zeszłego roku. Norweg odszedł, potem były bolesne miesiące z Ralfem Rangnickiem za sterami, aż wreszcie przyszedł Erik ten Hag. Miała być rewolucja i powrót na szczyt, ale wszystko zaczęło się koszmarnie. MU przegrało na początek sezonu z Brighton, potem zostało rozbite przez Brentford i wylądowało na 19. pozycji. A to tylko jedna strona medalu.
Na rynku transferowym klub jest nieporadny, choć ostatnio coś drgnęło i pozyskano Casemiro z Realu Madryt. Cristiano Ronaldo miał muchy w nosie i nie chciał grać dla Czerwonych Diabłów, ale zanosi się na to, że zostanie i pomoże drużynie. Przełomem mogło się okazać starcie z Liverpoolem, odwiecznym rywalem, który sezon Premier League też rozpoczął bardzo źle. Finalista Ligi Mistrzów i wicemistrz Anglii złapał poważną zadyszkę.
Dwa remisy w Londynie i najgorszy start za kadencji Juergena Kloppa na Anfield mówią za siebie. United mogli pogrążyć The Reds i przeskoczyć w tabeli, odzyskać szacunek fanów i energię potrzebną do walki o górne rejony tabeli. Czerwone Diabły znakomicie rozpoczęły mecz, już w 10. minucie powinno być 1:0, bo leżący na murawie Bruno Fernandes podał do Anthony'ego Elangi, ale ten trafił w idealnej sytuacji w słupek bramki gości.
Atakowali z pasją, szukali luki w defensywie rywali i grali bardzo dobrze miejscowi, inaczej niż w poprzednich meczach. Aż w 16. minucie piłkę dostał w pole karne Jadon Sancho, zakręcił okrutnie defensywą The Reds i wpakował piłkę do bramki Alissona Beckera tuż przy słupku. Juergen Klopp tylko pokręcił głową zawiedziony, jego drużyna znalazła się pod wodą. I mogła już w sierpniu poważnie ograniczyć swoje szanse na tytuł.
Nie minęło pięć minut od gola, a Macus Rashford mógł podwyższyć na 2:0, zdążył go jednak zablokować Joe Gomez. Goście nie potrafili zaatakować, nie potrafili zaskoczyć rywali i bili głową w mur. A najlepszą akcję przed przerwą mieli, gdy fatalnie wybijał piłkę przed swoją bramką Bruno Fernandes. Gdyby nie Lisandro Martinez, który stał na linii bramkowej, Portugalczyk zaliczyłby efektownego "swojaka".
W drugiej połowie Czerwone Diabły od razu rzuciły się do gardła przyjezdnych, a Marcus Rashford w 53. minucie dostał kapitalne podanie od Anthony'ego Martiala i w sytuacji sam na sam wpisał się na listę strzelców. Mógł zaraz podwyższyć na 3:0, ale tym razem górą był Alisson Becker. Liverpool odpowiedział atakiem Jamesa Milnera, po którym kunsztem musiał się wykazać David De Gea.
Hiszpan w końcówce meczu miał sporo pracy, bo The Reds grali z minuty na minutę odważniej i atakowali raz za razem. Świetną okazję zmarnował Roberto Firmino, blisko szczęścia był Fabinho, aż w 82. minucie strzelili bramkę kontaktową. Dobrym uderzeniem popisał się Fabio Carvalho, ale bramkarz piłkę odbił. Przy dobitce Mohameda Salaha nie miał jednak szans i zaczęły się emocje.
Liverpool FC miał dziesięć minut, by uratować wynik i uniknąć bolesnej porażki. Atak sunął za atakiem na bramkę MU, a trener Erik ten Hag przebudował skład i posłał do boju obrażonego i niezbyt szczęśliwego Cristiano Ronaldo. Dał mu kilka minut, wprowadzając gwiazdora na plac dopiero w 86. CR7 wiele nie wskórał na murawie, tak samo jak piłkarze The Reds, którzy przegrali pierwszy ligowy mecz w 2022 roku.
Dzięki wygranej - drugiej na dystansie ostatnich 12 meczów z The Reds, a pierwszej od 2018 roku - Manchester United awansował na 14. miejsce w tabeli Premier League. Czerwone Diabły przeskoczyły m.in. swoich wielkich rywali, bo ci mają na koncie raptem dwa "oczka" i są bez wygranej w trzech meczach. Dla przykładu Manchester City ma na koncie punktów siedem i już wyprzedza Liverpool o pięć. Ekipa Juergena Kloppa jest w tabeli dopiero 16.