Największa porażka polskiej szkoły - tak rodzice rzucają się na korepetycje. "Telefony się urywają"
Co roku o tej porze fascynuje mnie to zjawisko, bo sama – jako rodzic – w tym uczestniczę i doświadczam, jakie oblężenie przeżywają "korki". Ale w tym roku mam wrażenie, że to jakieś szaleństwo, które zaczęło się wakacje albo jeszcze wcześniej – w maju, czerwcu, bo część rodziców już wtedy zaklepała najlepszych korepetytorów na przyszły rok.
— Bardzo mi przykro, ale nie dam rady już nikogo wcisnąć. Wszystkich uczniów potwierdzałam jeszcze przed wakacjami, mam nawet zaklepaną godz. 8.00 w niedzielę — usłyszałam kilka dni temu od nauczycielki języka polskiego.
Podobnie słyszałam rok temu, ale to było we wrześniu, na początku października. A tu był jeszcze sierpień. Dziwne? W innych miejscach słyszę to samo. Wokół korepetycji, zwłaszcza przygotowujących do egzaminów, rozgrywa się jakiś obłęd, a ci, którzy ich udzielają, mówią, że telefony urywały się na długo przed 1 września. I cały czas tak jest.
Bez korepetycji się nie da
Nauczycielka języka angielskiego z Warszawy: — Rodzice są gotowi na każdą godzinę, nawet na 8.00 rano lub na 20.00, czy w sobotę, bylebym tylko przyjęła ich dziecko. Raz, gdy powiedziałam jednej pani, że nie jestem w stanie wcisnąć jej syna, zaproponowała, że zapłaci dwa razy więcej. Niektórzy bardzo proszą. Od połowy sierpnia urywają się telefony.
Bo? Bo coraz więcej rodziców widzi, że dziś bez korepetycji po prostu się nie da. Takie historie słyszę non stop.
— Mój syn tylko dzięki korkom zaczął rozumieć matematykę. Odkąd przychodzi do nas korepetytor, zaczął nadrabiać zaległości, dostaje lepsze oceny. Nauczyciel w szkole pędzi z programem, nie obchodzi go, czy wszyscy nadążają, czy nie.
— Moja córka tylko dzięki korepetycjom zdała egzamin ósmoklasisty z polskiego na 100 proc. Gdy zaczynała na nie chodzić, nie potrafiła napisać wypracowania.
— Tylko dzięki korepetycjom moja córka świetnie zdała maturę. Lekcje w szkole były stratą czasu. Przez całą klasę maturalną na polskim napisali tylko jedną rozprawkę, nie powtarzali lektur, nie dostawali żadnych maturalnych wskazówek. Pani od angielskiego robiła na lekcjach pogadanki o polityce, po polsku. Nauczyciel matematyki tylko się wściekał, że klasa nic nie umie. Córka nauczyła się matematyki tylko na korepetycjach.
— Tylko dzięki korepetycjom przygotowałem się do matury z matematyki i w ogóle czegokolwiek nauczyłem się z tego przedmiotu. Moja nauczycielka nie potrafiła przekazać wiedzy, skupiała się na wytykaniu braku wiedzy u uczniów. Strasznie wkurza mnie fakt, że gdyby moja mama nie miała kilku tysięcy na korepetycje, nie skończyłbym szkoły.
I tak można w nieskończoność.
Rodzice nie ufają szkole
Minister Przemysław Czarnek i inni mogą zaklinać rzeczywistość, ale to pokazuje, jak rodzice ufają polskiej szkole – rozwalonej reformą edukacji, pomysłami kolejnych ministrów, politycznymi i ideologicznymi rozgrywkami, które włażą do niej z buciorami. Szkole, w której poziom jest taki, że mało kto chce – jeśli może sobie na to pozwolić – już tylko na nim polegać.
Zwłaszcza po pandemii i nauce zdalnej, przed rewolucją maturalną 2023, która spędza młodzieży sen z powiek, bo wiadomo, że ma być dużo trudniej niż wcześniej.
Wszyscy, patrząc na to, co się dzieje, mamy dość notorycznych zmian w szkole. Niewiedzy, co będzie dalej i w którą stronę nasza edukacja zmierza. Całego chaosu, który od kilku lat fundują nam władze, braku nauczycieli i niekompetencji części z nich. Braku normalności, pochylenia się nad uczniem, przeładowanych klas. Nowych podręczników, lektur, podstaw programowych i wywracania wszystkiego do góry nogami.
Dlatego rodzice sięgają po portfele, a rynek korepetycji kwitnie i ma się coraz lepiej. Nie brakuje wręcz profesjonalnych szkół korepetycji, w których pracują nauczyciele – jedni godząc to z pracą w normalnej szkole, inni, którzy szkołę rzucili i prowadzą swoją działalność.
— Zainteresowanie jest ogromne. W tym momencie wielu naszych nauczycieli nie ma już wolnych miejsc. Ci najlepsi, którzy pracują z nami najdłużej, już w maju mieli wypełnione grafiki na wrzesień. Cały czas bardzo dużo osób dzwoni, pyta, czy są jeszcze miejsca, prosi o wpisanie dziecka na listę rezerwową. Często rodzice dziwią się, że o tej porze roku u niektórych nauczycieli nie mamy już miejsc — przyznaje Małgorzata Garula-Derlatka, właścicielka szkoły korepetycji EDU-MAG Korepetycje i Usługi Edytorskie z Kielc, która zatrudnia kilkudziesięciu nauczycieli z całej Polski.
Firmę prowadzi od 10 lat. Sama jest nauczycielką. Co roku obserwuje, jak rośnie zainteresowanie korepetycjami. Co roku jej szkoła się rozrasta i zatrudnia kolejnych nauczycieli.
— Każdy kolejny rok jest dla nas lepszy od poprzednich. Od 10 lat cały czas odnotowujemy progres. W tym roku jest największe zainteresowanie w historii mojego 10-letniego doświadczenia w prowadzeniu firmy. Nigdy sierpień nie był tak pracowity — przyznaje.
W tym roku widać zwłaszcza zainteresowanie korepetycjami przygotowującymi do nowej matury. — Zawsze zmiany w edukacji powodują, że zainteresowanie korepetycjami jest wzmożone, a jeśli dodamy do tego pandemię, naukę zdalną, problemy w szkole i to, w jaki sposób edukacja jest realizowana na lekcjach, to przekłada się to na duże zainteresowanie korepetycjami — mówi Małgorzata Garula-Derlatka.
Jej obserwacje brutalnie oddają stan całego rynku – i korepetycji, i oświaty w ogóle.
– Oczywiście, że to jest porażka polskiej szkoły. Szkoła publiczna w ogóle się nie sprawdza. Nie wypełnia swoich celów. Rodzice, którzy się z nami kontaktują, narzekają na nauczycieli i na cały system oświaty w Polsce. Zapisując dzieci na korepetycje, organizują im drugą szkołę. Mamy klientów, którzy miesięcznie przelewają nam po kilka tysięcy złotych za korepetycje z kilku przedmiotów dla dwójki czy trójki dzieci. Nie każdego na to stać, jednak każdy chce dla dziecka jak najlepiej. Czasem ludzie dwoją się i troją, by wysupłać te pieniądze na korepetycje – opowiada.
To tragedia i upadek systemu oświaty
Dziś nie jest tak jak kiedyś, że z takiego wsparcia korzystali głównie najsłabsi uczniowie. Dziś za korki płacą ci, co chcą się czegoś nauczyć. Zdać egzamin. Dostać się do wymarzonego liceum czy na studia. Wygrać konkurs. Zostać laureatem olimpiady. Poradzić sobie na studiach.
"Matura przed Tobą? Marzysz o prestiżowych studiach? Chcesz poprawić oceny?" – tak zachęcają korepetytorzy. Chętnych mają nawet za 200-300 zł za godzinę. A nawet jeszcze więcej, bo na jednym z serwisów trafiam na ogłoszenie, gdzie czarno na białym stoi...600 zł za godzinę. I zakładam, że chętni też są.
Rodzice zwariowali? Czy system, który stawia ich przed takimi wyborami, wymaga zmian?
Żeby nie było – bazujemy na ogólnym wrażeniu, ze świadomością, że oczywiście są w Polsce fantastyczne szkoły, świetni dyrektorzy i super nauczyciele z pasją, którzy zarażają nią młodych i którym mimo notorycznemu rzucaniu kłód pod nogi, ciągle się chce. Są i tacy, jak emerytowana nauczycielka, na której wpis na Twitterze trafiłam przypadkiem w dyskusji o tym "dlaczego 20 lat temu tak mało dzieci chodziło na korepetycje a teraz tak dużo?".
"Jestem emerytowaną nauczycielką. Byłoby dla mnie (dla moich koleżanek i kolegów też) ujmą na honorze, gdybym wiedziała, że mój uczeń bierze korepetycje. Tylko gdzie teraz honoru szukać?" – napisała.
Inni reagowali: "Bo rodziców nie było stać", "Moim zdaniem, jakość nauczania spadła", "Bo coraz niższy poziom w szkołach", "Dawniejsi nauczyciele posiadali większy zasób wiedzy i potrafili go przekazać dzieciom i młodzieży w przystępny sposób. Posiadali autorytet".
To tragedia i upadek systemu oświaty
O sytuacji w oświacie można pisać elaboraty. Każdy ma swoje doświadczenia i obserwacje. Tak samo, jak podejście do korepetycji i inne możliwości finansowe. Ale w którą stronę to zmierza?
Póki co, jest, jak jest. A korepetytorzy mogą tylko zacierać ręce.
Właścicielka szkoły korepetycji: — W ciągu ostatnich lat sytuacja w oświacie się pogorszyła. Jeśli natomiast chodzi o rynek korepetycji, to branża dynamicznie się rozwija. Zapominając o zdrowym rozsądku, można by powiedzieć: oby w szkołach było tak dalej, bo dla szkół korepetycji nadal będą to dobre czasy. Ja jednak zawsze powtarzam, że niezależnie od tego, w jakiej branży pracuję, nigdy nie straciłam zdrowego rozsądku.
— To jest chore, że tak wygląda sytuacja w szkole. Nie powinno być tak, że młodzież po szkole spieszy się do korepetytora lub do domu, żeby przyjąć nauczyciela albo żeby zasiąść przed komputerem do zajęć online. Mając korepetycje z kilku przedmiotów, uczniowie nie mają czasu na odpoczynek, spokojne zjedzenie obiadu, życie prywatne, sport czy pasję. To tragedia i upadek systemu oświaty — podsumowuje.