Możemy zostać jedynym krajem UE bez miliardów z KPO. "Odczuwam to jako atak na interes narodowy"

Katarzyna Zuchowicz
15 września 2022, 06:12 • 1 minuta czytania
Z funduszy KPO Polska powinna otrzymać blisko 160 mld zł, ale końca sporu PiS-Bruksela nie widać. Czy przez politykę rządu Polska może utracić te pieniądze? — Odczuwam to jako bezprecedensowy w naszych dziejach po 1989 roku atak na interes narodowy — mówi Janusz Lewandowski, europoseł PO.
Kiedy Polska otrzyma środki z KPO? fot. Pawel Wodzynski/East News

Miliardy z Krajowego Funduszu Odbudowy miały trafić do Polski do końca 2021 roku. Tak zapewniali politycy PiS. – Nie ma najmniejszych wątpliwości, że środki z KPO Polska otrzyma jeszcze w tym roku – deklarował dokładnie rok temu, we wrześniu, ówczesny wiceminister funduszy i polityki regionalnej Waldemar Buda.


Słyszeliśmy, jak ważne są to pieniądze dla Polski. W lutym 2021 roku Mateusz Morawiecki grzmiał, że to jeden z istotnych filarów wielkiego programu gospodarczego PiS. — Ze wsparciem Krajowego Planu Odbudowy chcemy zaproponować szereg wielkich programów inwestycyjnych — usłyszała Polska.

Zamiast środków zafundowano nam jednak nieustanną wojnę z UE. I coraz większą niepewność, czy te pieniądze w ogóle kiedykolwiek trafią do Polski. Wizja, że 158,5 mld zł – w tym 106,9 mld zł w postaci dotacji i 51,6 mld zł w formie preferencyjnych pożyczek – może przejść Polsce koło nosa – jest niepojęta, niewyobrażalna i nie mieści się w głowie.

"Odczuwam to jako atak na interes narodowy"

"W roku 2022 suwerenna Polska może stracić fundusze z Krajowego Planu Odbudowy, który powinien służyć odbudowie gospodarki po pandemii Covid-19. Jeśli tak się stanie, będzie to wina rządu i działanie na szkodę własnego kraju. Byłby to sabotaż gospodarczy bez precedensu w dziejach odrodzonej Rzeczpospolitej. Wina jest wymierna – 24 mld euro dotacji i 12 mld euro tanich pożyczek" – napisał w felietonie dla "Gazety Wyborczej" Janusz Lewandowski, europoseł PO, b. komisarz UE ds. budżetu i programowania finansowego.

— Odczuwam to jako bezprecedensowy w naszych dziejach po 1989 roku atak na interes narodowy. Ta gospodarka nie inwestuje i jest gospodarką gasnącą. Ona nie może żywić się konsumpcją i zrzucaniem pieniędzy z helikoptera. Poza tym jest to najgorszy czas na wojnę z Zachodem, skoro mamy wojnę na Wschodzie. W tym sensie jest to zdrada polskich interesów. Nie tylko szkodnictwo gospodarcze — mówi w rozmowie z naTemat Janusz Lewandowski.

Co prawda ze strony PiS wciąż słychać, że rozmowy z Brukselą trwają, że Polska złoży wniosek, że pieniądze powinny być, że szansa ciągle jest, a nawet, że rząd zrobił wszystko, by je otrzymać. — Prędzej czy później dostaniemy pieniądze z KPO. Sądzę, że na przełomie tego roku — stwierdził niedawno premier Mateusz Morawiecki.

Ale obawy i wściekłość są coraz większe, bo wszyscy widzą, że pod względem KPO znaleźliśmy się w ogonie UE. A narracja, jaka płynie ze strony prawicy, nie nastraja optymistycznie.

Polska nie będzie żebrać

Na przykład minister Buda, który jeszcze w lipcu zapewniał, że "te pieniądze muszą do Polski spłynąć", w sierpniu mówił już o "planie B", a we wrześniu zapowiedział, że Polska nie będzie żebrać o pieniądze z KPO i poradzimy sobie bez nich.

Wicepremier Piotr Gliński stwierdził, że na brak KPO PiS odpowie własnym projektem: — Co jest KPO? To wspólna unijna pożyczka. Skoro z powodów wyłącznie politycznych została zablokowana, to rozważmy pożyczenie pieniędzy gdzie indziej. Może w Azji?

A europoseł PiS Bogdan Rzońca wywołał szok, pytając w Parlamencie Europejskim o możliwość i procedurę wyjścia z Krajowego Planu Odbudowy.

Jak tak dalej pójdzie to Polska może zostać ostatnim krajem w UE, który nie otrzyma tych środków. Wypłata, z powodu problemów z praworządnością, została wstrzymana tylko Polsce i Węgrom.

Ale, jak tydzień temu doniosła Katarzyna Szymańska-Borginon, korespondentka RMF FM w Brukseli, Węgry podjęły ofensywę dyplomatyczną w Brukseli.

Wysoki rangą urzędnik w Komisji Europejskiej powiedział jej, że "na dzisiaj Węgry są bliżej otrzymania unijnych pieniędzy z KPO niż Polska". A także, że one szukają rozwiązań, a "Polska wydaje się, że już przestała ich szukać".

— Tak może być. Jest to realne. Bo przy wszystkich swoich wadach Viktor Orbán jest bardzo pragmatyczny. U nas wygrywa antyunijna ideologia, a u niego jest to czysty pragmatyzm przechodzący w cynizm — mówi Janusz Lewandowski.

Będzie wtedy wstyd na Europę? — Będzie zdumienie, że tak można. Chyba coraz mniejsze — uważa.

Co to jest KPO

Przypomnijmy krótko. Krajowy Plan Odbudowy ma służyć odbudowie gospodarki po pandemii. Każde państwo UE musiało przygotować taki dokument, by móc skorzystać z unijnego Funduszu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności (Recovery and Resilience Facility – RRF).

W lutym 2021 roku KPO trafił do konsultacji. W maju ubiegłego roku przeszedł w Sejmie. "Za" głosowało 290 posłów: PiS, Lewicy, Koalicji Polskiej i Polski 2050. Koalicja Obywatelska wstrzymała się od głosu. Solidarna Polska i Konfederacja były przeciwko.

"To program, który składa się z 54 inwestycji i 48 reform. Wzmocni polską gospodarkę oraz sprawi, że będzie ona łatwiej znosić wszelkie kryzysy" – czytamy na rządowym Portalu Funduszy Europejskich.

Pieniądze z KPO pomogą nam szybciej osiągnąć wyznaczone wcześniej cele. Dzięki nim zrealizujemy nowe inwestycje, przyśpieszymy wzrost gospodarczy oraz zwiększymy zatrudnienie. Fundusze zainwestujemy m.in. w rozwój gospodarki, innowacje, środowisko, cyfryzację, edukację i zdrowie. Każdy z nas na tym skorzysta.Portal Funduszy Europejskichwww.funduszeeuropejskie.gov.pl

W przypadku Polski chodzi o 158,5 mld zł (35,4 mld euro) – z podziałem na dotacje i pożyczki. Zgodnie z celami UE znaczna część budżetu ma być przeznaczona na cele klimatyczne (42,7 proc. ).

— To są olbrzymie pieniądze, w obecnej sytuacji polskiej gospodarki niezbędne. Każdy widzi, ile projektów zrealizowano z funduszy unijnych, i to takich, na które nigdy nie byłoby pieniędzy w budżetach samorządowych. Chyba że robi się takie kaprysy jak przekop Mierzei Wiślanej. Jako pieniądz inwestycyjny jest on bardzo potrzebny gospodarce, która gaśnie — mówi o środkach z KPO Janusz Lewandowski.

Jakie szanse, że miliardy trafią do Polski

W czerwcu Komisja Europejska zatwierdziła polski KPO, ale serial pt. "PiS kontra UE" trwa bez końca. Bruksela nie ustępuje w sprawie praworządności, prawica grzmi o szantażu. A pieniędzy jak nie było, tak nie ma.

Jakie są szanse, że te środki trafią jeszcze do Polski?

— Oceniam, że dla potrzeb kampanii wyborczej PiS-owi, a szczególnie Kaczyńskiemu wraz z Ziobrą, w tej chwili opłaca się atak na Zachód, przede wszystkim na Niemcy. Dla twardego elektoratu PiS jest to ważniejsze niż pozyskanie tych funduszy. Dlatego że mocą propagandy można te fundusze zdeprecjonować, że są to niewarte wysiłku grosze. Ale przede wszystkim pranie mózgów tego elektoratu będzie polegało na tym, że zasady wbudowane w KPO są naruszeniem naszej suwerenności. A my przede wszystkim musimy bronić naszej suwerenności — wskazuje Janusz Lewandowski.

Według niego w PiS przechodzą od deprecjonowania środków z KPO do argumentów suwerennościowych, które są dosyć mocno osadzone w mentalności twardego elektoratu PiS.

— Ta grupa wierzy, że to, co robi PiS, jest obroną przed Niemcem, ale przede wszystkim przed zgnilizną Zachodu, czyli zasadami, które są sprzeczne z odwiecznymi wartościami naszego kraju. Przy tym wyborze, jeśli będzie on kontynuowany, jeśli PiS będzie prowokował UE, zamiast spełniać warunki, to ta szansa maleje. Zwłaszcza że mamy wrzesień, a dużą część tych pieniędzy trzeba zakontraktować do końca 2022 — uważa europoseł.

Czy Polaków to obchodzi

Jednak Polaków, poza polityczną opozycją, chyba to w ogóle nie to rusza. Kwoty, a właściwie ich niepewny los, zdają się nie robić wrażenia, a może sama sprawa już nuży, bo poza politykami opozycji, wielkiego poruszenia z powodu potencjalnej straty nie widać.

Porównajmy obrazowo. W Polsce jest 2477 gmin. Gdyby każda miała dostać coś z tej puli, do każdej z nich trafiłoby ponad 63 mln zł. A w przypadku 312 powiatów byłoby to ponad 500 mln zł.

— Wyobraźnia zadziałałaby wtedy, gdyby w każdym miejscu w Polsce burmistrz czy wójt powiedział: "Chciałem zrobić taką drogę, wybudować nowe przedszkole, zapewnić wam lepszą łączność internetową". Wtedy, w poszczególnych zakątkach kraju, stałoby się to dla ludzi namacalne. Zresztą, duża część społeczeństwa już tym wszystkim się nasyciła. Przecież mamy zupełnie inną infrastrukturę, do której się przyzwyczailiśmy. Mało kto pamięta, jak wyglądały polskie drogi, czy oczyszczalnie ścieków przed rokiem 2004. Ale gdyby poczuli, czego zabraknie w miejscowości X przez brak tych pieniędzy, to wiedzieliby, że jest to strata — mówi Janusz Lewandowski.

Poza tym, jak dodaje, duża część społeczeństwa tkwi w bąblu informacyjnym. I najwyraźniej niektórzy inaczej postrzegają potencjalną stratę: — Możemy tracić, bo to jest polski los. On zawsze polegał na cierpieniu w imię niepodległości ojczyzny, co jest paradoksem, bo mamy najlepszy okres w dziejach w sensie nie cierpienia, tylko osiągania korzyści. Cierpimy jak zawsze, ale za to jesteśmy dumni.

Tylko co tej części społeczeństwa po takiej dumie?