Mundial w Katarze? Wyślijmy tam Marcina Najmana, bo będzie pasował jak ulał
- Mundial w Katarze zbliża się wielkimi krokami, ale ekscytacji nie ma
- Ten turniej już teraz jest wielką porażką chciwej i bezdusznej FIFA
- Kto może uratować MŚ? Mamy kandydata: to niezawodny Marcin Najman
Kochacie piłkę? Uwielbiacie atmosferę wielkich imprez i ciarki na plecach, gdy pojawiają się na murawie jedenastki, a za chwilę sędzia da znać, by rozpoczęła się walka o zwycięstwo? Może do tego lubicie wybrać się na drugi koniec Europy, albo nawet świata, by przy okazji pasjonowania się piłką coś zobaczyć, zwiedzić, zjeść coś dobrego, a potem napić się piwa i pójść na mecz? No to musicie czekać, bo w tym roku nie ma na to szans.
Niestety, ale mundial w Katarze to nie będzie turniej dla kibiców, a to przecież z ich powodu w 1930 roku FIFA zorganizowała pierwsze mistrzostwa świata. Rok wcześniej w Barcelonie obradowały władze federacji i wybór padł na Urugwaj, co wywołało spore kontrowersje w Europie. Kibice chcieli turnieju na Starym Kontynencie, gdzie od połowy XIX wieku popularność piłki rosła i rosła, a nie przeszkodziły w tym liczne wojny, epidemia grypy i bieda, o której dziś już się nie pamięta.
Wówczas piłka była dla wszystkich, a ludzie ze społecznych nizin czerpali z niej wielką radość.
To dlatego 30 lipca 1930 roku na Estadio Centenario na stadionie zgromadziło się ponad sto tysięcy fanów, choć oficjalne dane podają 93 000 ludzi. Urugwaj grał z Argentyną, a napór fanów na miasto był tak duży, że portowe miasto zostało zablokowane. Cztery godziny przed meczem obiekt był wypełniony po brzegi, a sędzia z Belgii John Langenus nie chciał prowadzić początkowo zawodów, bo tak sie wystraszył tłumów. I jeszcze jedna ciekawostka.
W finale używano dwóch piłek - argentyńskiej w pierwszej połowie i urugwajskiej w drugiej - bo FIFA nie ustaliła z finalistami, którą będzie grane. Urugwaj doszedł więc do porozumienia z odwiecznym rywalem, by ograć Argentynę 4:2 i uradować cały kraj. Następnego dnia ustanowiono w Urugwaju święto narodowe, a w tym samym czasie w Buenos Aires tłum obrzucił kamieniami urugwajski konsulat. Tak mocno kibice przeżyli ten mecz.
Teraz nie grozi nam nic podobnego. Nie grozi nam święto futbolu, nie grozi nam wspaniały turniej, nie grozi nam to, że kibice znów przeżyją niezapomnianie mistrzostwa. Chyba że znajdziemy takich, którzy chcą mieć w Dausze pod górkę i zadrzeć z miejscowym prawem. Albo mają ochotę wziąć udział w farsie, jaką bez żenady zaoferuje FIFA fanom na całym świecie. Piłka to jedno, zapewne sportowo MŚ się obronią. Ale mundial to nie tylko piłka.
Taki turniej to kibice, to atmosfera, to szansa by coś przeżyć, zobaczyć, dotknąć i spróbować. Czasy mamy nieciekawe i taki będzie też mundial. Będzie drogo, gorąco i na każdym kroku będzie dla zwykłego fana pod górkę. Piwo? Nie ma mowy. Noclegi? Niezwykle drogie i wybrane dla najbogatszych. Chyba że masz ochotę nocować w kontenerze na środku pustyni, albo dolatywać na mecz, spać na lotnisku i wracać do domu.
Swoją drogą ten obrazek będzie ciekawie korespondował z tym, jak wyglądały nasze dworce jeszcze kilka tygodni temu, gdy bezradni i uciekający przed wojną uchodźcy z Ukrainy szukali schronienia przed spadającymi na ich głowy bombami. To mocne porównanie, ale nie zgodzę się, że na wyrost. W Katarze kibice będą jak uchodźcy i będą dla organizatorów w zasadzie problemem. Bo zakazów jest mnóstwo, a samym Katarczykom fani do szczęścia nie są potrzebni. Jak im się nie będzie podobać, niech jadą do siebie.
Chyba że będą mieć zasobne portfele i stać ich będzie, by pławić się w luksusie w Dausze i okolicach. Przylecą do kraju na długo, będą wydawać fortunę i mecze MŚ w zasadzie będą dla nich dodatkiem. Albo pojawią się na trybunach (w lożach?), by dobijać interesów i pokazać się, bo tak wypada w pewnych kręgach. Co ze zwykłym kibicem, dla którego liczyć się będzie piłka? Musi czekać, a w najlepszym razie przecierpieć katarski turniej.
FIFA kompletnie odwróciła się od fanów. Ceny biletów są kosmiczne i choć sprzedają się jak woda (ponoć już rozeszło się 3 mln wejściówek), choć będą pobite rekordy z Rosji oraz Brazylii, to ten turniej nie będzie dla kibiców. Stadiony powinny tętnić życiem, a w zasadzie nie będzie można w ich otoczeniu spędzać czasu. Mecz i do domu, albo do baraku. Jedno to pustynia i warunki pogodowe, druga sprawa to sposób organizacji turnieju.
Ten wygląda tak, jakby grupka działaczy z FIFA sprzedała Katarczykom wszystko, łącznie z własnymi duszami. Gianni Infantino od roku mieszka w Dausze i pyszni się tym, że zrobił tak fajny turniej. Sęk w tym, że nikt na świecie nie ufa w jego brednie, a ludzie widzą, jak bardzo turniej jest od nich daleko. Jakby ten turniej był rozrywką dla grupki szejków, działaczy FIFA oraz prominentów, którzy chcą się bawić kosztem piłki. A przy okazji zarobić co nieco.
Stadiony zbudowano dzięki niewolniczej pracy robotników, którzy zginęło siedem tysięcy. Katar łamie prawa człowieka i nie tyle się przed tym nie kryje, co chwali się zakazami i ostrzega przed nimi fanów, którzy zechcą bliżej poznać ten kraj. Szejkowie zapraszają szerokim gestem - tak, to nadal na Bliskim Wschodzie piękna tradycja - ale jedną rękę wyciągają na powitanie, a w drugiej mają rózgę i wszyscy wiemy, że jej użyją, jeśli tylko będą chcieli.
Polacy? Szacuje się, że na mecze naszej kadry wybiera się po około 20 tysięcy fanów. Czy to wiele, oceńcie sami, ale na pewno wynik wrażenia nie robi. Wiadomo. Ceny, długi lot, brak miejsc do nocowania. Wynik sportowy to sprawa drugorzędna, przecież grają nasi. Ale warunki dla fanów są na tyle złe, że ci bojkotują mundial. Tych danych FIFA nie pokaże, ale jeszcze nigdy turniej nie miał tak negatywnego elektoratu, jak to ma miejsce dziś.
Nie ma przyjemnego uczucia z nadchodzących MŚ. Nie ma miłej ekscytacji. Zostały wstyd, zażenowanie, czasem niedowierzanie, jak bardzo ten turniej oderwał się od kibiców, by zaspokoić chciwość działaczy z FIFA. Jak bardzo organizacja ma w nosie prawa człowieka, kpi sobie z obecnej sytuacji na świecie i z kibiców na wszystkich jego końcach. Oni po prostu mają nas w nosie i nawet się z tym nie kryją. Tak samo jak ze wsparciem dla Rosji, która wzorem Katarczyków kupiła sobie przychylość FIFA lata temu.
I to wystarczy, bo chorą federacją rządzi tylko pieniądz. Brudny od krwi pieniądz.
Co możemy zrobić? Nic, bo takie zasady ustalono już dawno, a teraz FIFA realizuje swój plan punkt po punkcie. No chyba że sięgniemy po naszego narodowego superbohatera. Wojownika, obrońcę zasad i wiary, eksperta od relacji międzyludzkich, opokę. Marcin Najman ostatnio znów przecież walczył, znów przeszedł do historii i znów jest nam potrzebny. Zróbmy to, zadziałajmy wysyłając do Kataru Marcina Najmana. Tylko on może obronić te mistrzostwa.
Tylko czy w słynnej niebieskiej kurtce nie będzie mu za gorąco?