W Barcelonie byli już pewni ćwierćfinału. Klęska w LM oznacza widmo upadku klubu
- FC Barcelona może słono zapłacić za klęskę w Lidze Mistrzów
- Klub stracił ciężkie miliony euro i znów grozi mu widmo upadku
- By podreperować budżet, trzeba będzie sprzedawać i wygrywać
Nie tak miał wyglądać występ FC Barcelony w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Duma Katalonii wygrała na początek zmagań z Viktorią Pilzno 5:1, ale potem nic nie poszło tak, jak zakładano. Porażka 0:2 z Bayernem w Monachium, potem 0:1 z Interem na jego boisku i tylko 3:3 z Włochami na Camp Nou. Czarę goryczy niemal przelało 0:3 z Bawarczykami w rewanżu, gdy było już wiadomo, że Barca znalazła się poza fazą pucharową LM.
"Robert Lewandowski był jednym z najbardziej sfrustrowanych i najsmutniejszych piłkarzy Barcy po kolejnej porażce z Bayernem Monachium. Drużyna przegrała dwa razy w fazie grupowej obecnych rozgrywek. Co gorsza, snajper Barcy nie strzelił choćby jednego gola poprzedniej drużynie" – można było przeczytać w "Mundo Deportivo". Katalończycy liczyli bardzo na Polaka, ale "Lewy" sam nie był w stanie zbawić drużyny.
Problemy balansującego na krawędzi giganta dopiero jednak nadchodzą.
Dlaczego? Bo władze klubu konstruując budżet na sezon 2022/2023 założyły, że Blaugrana przedrze się do ćwierćfinału Champions League, co oznaczałoby zarobek rzędu 60-70 mln euro. Skromnie, prawda? Niestety, ten scenariusz się nie spełni, a zadłużony na ponad 1 miliard euro klub będzie liczył straty. I musi jakoś zasypać w budżecie dziurę, która powstała po klęsce w LM. Jeżeli nie znajdzie dodatkowych środków, może nawet zbankrutować.
To byłaby ostateczność i najczarniejszy scenariusz, ale dwa ostatnie lata uczą, że w Barcelonie wszystko jest nadal możliwe. Liga Mistrzów to maszynka do zarabiania wielkich pieniędzy, ale Blaugrana została od nich brutalnie odcięta przez Bayern Monachium i Inter Mediolan. Ile straciła? Na pewno dużo więcej, niż założono w budżecie. Hiszpańskie media wyliczyły, że około 52 mln euro, co jest ostrożnym szacunkiem.
Przypomnijmy, że premie w LM są pokaźne. UEFA zapłaci z urzędu każdej drużynie, która zakwalifikowała się do rozgrywek dokładnie 15,25 mln euro, czyli ponad 72 mln złotych. A to dopiero początek, bo za każde zwycięstwo na konto drużyny trafiać będzie 2,8 mln euro (ponad 13 mln zł), a remis wyceniono na 0,93 mln euro (4,4 mln zł), co oznacza podwyżkę o 300 tysięcy euro rok do roku. Awans do 1/8 finału wyceniono na 9.6 mln euro, występ w ćwierćfinale na 15,5 mln euro.
Do tego dochodzą środki za transmisje i miejsce w klubowym rankingu, który poprawia się grając wiosną w Champions League i przechodząc do kolejnych rund. Innymi słowy Barca znalazła się w potrzasku. Zdaniem Eduarda Romeu, dyrektora finansowego klubu, klęska w LM może okazać się bardzo bolesna dla Barcelony i jej kontraktów sponsorskich. Pieniądze w elicie są ogromne, bez nich ciężko jest myśleć o spłacaniu długów, a tych klub ma sporo.
I tym razem nie pomogą żadne dźwignie finansowe. Po wyczynach Barcelony latem zostały zakazane przez władze LaLiga. Duma Katalonii wydała 153 mln euro na transfery, teraz będzie musiała sprzedawać. Do odstrzału idą weterani, którzy nie grają za wiele, za to zarabiają krocie. Kataloński "Sport" informuje, że na pierwszy ogień wybrano Gerarda Pique i Jordiego Albę. Ważyć się znów będą losy Memphisa Depaya.
A potem? Kilka transferów do klubu i walka o wszelkie możliwe trofea. Barca wciąż może wygrać rozgrywki LaLiga, Copa del Rey oraz Superpuchar Hiszpanii. Triumf w Lidze Europy, gdzie zagra wiosną, także się jej opłaci, choć nie tak bardzo, jak w Lidze Mistrzów. Wygrany w finale zarobi 8,6 mln euro. Niby mało, ale w sytuacji FC Barcelony lepsza taka premia, niż żadna.