Pierwsza rocznica śmierci Kamila Durczoka. Tak zapisał się w pamięci bliskich [TYLKO U NAS]

Kamil Frątczak
15 listopada 2022, 14:40 • 1 minuta czytania
– Był złożony. Miał tysiące zmieniających się pasji. Kiedy przyszedł do Telewizji Katowice, był dziennikarzem gotowym. Nie znałam drugiej takiej osoby – mówi w wywiadzie z naTemat Marianna Dufek, była żona dziennikarza. Trudno uwierzyć, że minął już rok od śmierci Kamila Durczoka. Mimo to jego bliskim i współpracownikom wciąż trudno mówić o pustce, którą po sobie zostawił. Jednak wspomnienia wciąż są żywe i pokazują nieznane oblicze dziennikarza.
Pierwsza rocznica śmierci. Sekretne wspomnienia o Kamilu Durczoku Fot. TOMASZ JODLOWSKI/REPORTER

Minął okrągły rok. Pamięć o Kamilu Durczoku wciąż żywa

– Trudno mi cały czas o nim mówić. Odpowiem w jedyny możliwy dla mnie sposób – przyznaje Marianna Dufek, była żona prezentera, w rozmowie z naTemat. Kiedy rozpoczynał swoją karierę nikt nie przypuszczał, że Kamil Durczok będzie jednym z najbardziej szanowanych i lubianych dziennikarzy w Polsce. Pomimo tego, że chciał zostać księdzem albo strażakiem, to właśnie ten zawód go wybrał.

Swoją karierę rozpoczynał w Telewizji Polskiej. W 1993 roku podjął współpracę z TVP Katowice. To właśnie tam poznał swoją przyszłą żonę Mariannę Dufek. Starsza o kilka lat dziennikarka została jego mentorką. Kibicowała mu w życiu zawodowym, ale jak się z czasem okazało, również prywatnym.

– Kiedy przyszedł do Telewizji Katowice, był "dziennikarzem gotowym". Nie znam drugiej takiej osoby. Miał głos, dykcję. Był bystry i posiadał umiejętność łączenia i analizowania faktów. Przyciągał uwagę na ekranie, całkiem jak gdyby przechodził przez szybę telewizora. To były dary od Boga. Nie musiał wiele nad tym pracować. To go zresztą niestety rozpuściło – przyznała Marianna Dufek.

Duet niemalże idealny. "Byliśmy inni, ale cenił moje zdanie"

Zarzucano mu, że nie ma typowo "telewizyjnej urody". Nadrabiał innymi atutami. Swoją bystrością, inteligencją, szeroką wiedzą, ale przede wszystkim ciętą ripostą. Potrafił dogryźć i nie dawał za wygraną. Jak wspomniała była żona dziennikarza, idealnie się uzupełniali. 

Kiedy wchodził do zawodu, ja w nim funkcjonowałam już dosyć długo. Jego żywiołem była polityka, ja jej nie lubię. Kamil najlepiej czuł się w studio. Nigdy nie zrobił reportażu (zdarzyło mu się to chyba tylko w radiu). Ja lubię pojechać też z kamerą w teren. Każdy jego wywiad to była potyczka, ja inaczej rozmawiam z gośćmi. Byliśmy inni, ale cenił moje zdanie.Marianna Dufekw rozmowie z naTemat

Dziennikarka z uśmiechem wspomina przygody zawodowe u boku Kamila Durczoka. Jedną z nich była wspólna radość z poprowadzonej debaty w programie pierwszym Telewizji Polskiej. – Dostał szansę poprowadzenia "dużej publicystyki" i zrobił to wzorcowo – tak naprawdę to w tamtym momencie rozpoczęła się jego prawdziwa kariera telewizyjna" – podkreśliła.

Jedną z wielu osób, którym prezenter zawdzięczał swoją karierę, była Krystyna Bochenek. Dziennikarka, działaczka społeczna, członkini Rady Języka Polskiego. Nie tylko wprowadziła go do zawodu i wszystkiego nauczyła, ale także wypromowała. Marianna Dufek wspomina o dziennikarce w kolejnym radosnym wspomnieniu, którym było odebranie przez Durczoka nagrody "Grand Press" w kategorii Dziennikarz Roku.

– Miałam dyżur prezenterski, między zapowiedziami przechodziłam korytarzem i zobaczyłam w monitorach, jak ją odbiera. Była to ogromna niespodzianka, zaskoczenie i niesamowita radość. Tylko raz, właśnie wtedy, świętowaliśmy nagrodę, mimo że Kamil dostał ich jeszcze kilka. Była Krysia Bochenek – to jej bardzo wiele zawdzięczał – i paru przyjaciół. Dostał w prezencie wiatrówkę i komplet tarcz wydrukowanych w "Dzienniku Zachodnim". Nie mogę zdradzić co na nich było – opowiedziała.

"Był złożony". Bliscy zdradzają skrywane tajemnice

O Kamilu Durczoku można powiedzieć, że cenił sobie ciężką pracę. Był profesjonalistą o specyficznym stylu pracy. Wściekał się, przeklinał, potrafił zadzwonić do podwładnych w środku nocy. Nieustannie podnosił poprzeczkę, ale wymagał nie tylko od innych, ale przede wszystkim od siebie. Mimo nawału pracy i cholerycznego usposobienia wielokrotnie angażował się w akcje charytatywne.

Był złożony. Z jednej strony narcyz, egoista, choleryk, z drugiej pomagający wielu osobom, wrażliwy. Czasami moimi rękami mówiąc: Marianna załatw to..." – wspomina byłego męża dziennikarka. To właśnie ona doradziła Durczokowi, aby przeszedł do TVN-u. Uważała, że to będzie dla niego możliwość rozwoju, zrobienia czegoś wyjątkowego.

Niestety z czasem okazało się, że praca stała się dla niego całym jego życiem, a redakcja "Faktów" nie drugą, a pierwszą rodziną. Ta prawdziwa zeszła na dalszy plan. – Do dziś znajomi wspominają, że za czasów "Faktów" nie wolno było do mnie dzwonić miedzy 19 a 20. Po każdym wydaniu musiałam zrecenzować program. Czasem oszukiwałam – oglądałam początek i koniec. I na tym się skupiałam – opowiedziała Dufek.

Udało nam się dotrzeć do osoby z bliskich współpracowników Kamila Durczoka, która wspomniała czasy wspólnej pracy. Nasz informator zaznaczył, że od dziennikarza nieustannie można było czerpać ogromną wiedzę i nauczyć się warsztatu.

To był ogromny zaszczyt i przywilej móc pracować z kimś tak niesamowicie doświadczonym i zasłużonym dla polskich mediów. Bardzo wiele uczyliśmy się od niego zarówno jeśli chodzi o rzeczy warsztatowe, jak i kompetencje miękkie, które są potrzebne w zawodzie dziennikarza. Była to ogromna szkoła życia i to na pewno nauczyło mnie perfekcjonizmu zawodowego i dbania o szczegóły. To był taki styl dziennikarski, który już teraz jest w absolutnym odwrocie i zaniku.Rozmówca naTemat

Pasji, w których świetnie się odnajdywał, miał wiele. Kamil Durczok był zapalonym narciarzem, kierowcą rajdowym, pilotem samolotu, sternikiem jachtowym. – Trzeba przyznać, że robił to dobrze. Pod koniec życia niestety został myśliwym – zdradziła. W pewnym momencie porzucił pasje, które wcześniej go napędzały.

– Oglądał seriale i sporo pił, to jest okrutna prawda. Książki już właściwie tylko kartkował. Kamil do pewnego momentu dużo czytał, jednak z czasem zaczął to olewać, nie potrafił się skupić, a to było związane z nałogami, które zdominowały jego życie w ostatnich latach – opowiedziała osoba z bliskiego otoczenia byłego szefa "Faktów".

Wszyscy kojarzymy Durczoka jako dziennikarza kompletnego, pełnego pasji i miłości do swojego zawodu. Jednak wyobrażenia versus rzeczywistość to dwie różne i jakże odległe sprawy.

Kamil nienawidził swojej pracy. Problem polegał na tym, że nie potrafił robić niczego innego, dlatego tym się zajmował. Był bardzo zmęczony dziennikarstwem i sfrustrowany, że nie może swojego zawodu wykonywać w taki sposób, w jaki wykonywał go wcześniej. Od pewnego momentu ta narcystyczna część osobowości, którą posiadał, tak dobrze poczuła się w roli gwiazdora telewizji, że przestał poszerzać horyzonty. Był skupiony na brylowaniu. Potem został mu zabrany cały ten splendor. Musiał wrócić do podstaw – pisania, dzwonienia, dopytywania.Rozmówca naTematwspółpracownik Kamila Durczoka

"Miał jeszcze dużo do zaoferowania". O niespełnionych marzeniach, chorobie i o tym, co było dla niego najważniejsze w życiu

Udało nam się skontaktować z Julią Oleś, byłą partnerką dziennikarza. Jednak jak sama przyznała, nadal bardzo ciężko jest jej opowiadać o człowieku, z którym była tak blisko. Jej zdaniem mało kto poznał Kamila naprawdę, dogłębnie, bez maski.

– Niechętnie mówię na ten temat (...) Prawie nikt nie ma pełnego obrazu tego człowieka. Każdy dostawał inną wersję Kamila (...) Był niewątpliwie wybitnym dziennikarzem i ubolewam, że jego historia skończyła się w taki sposób, bo miał jeszcze dużo do zaoferowania światu – przyznała.

Był marzycielem. Jego niespełnioną ambicją była restauracja, którą chciał prowadzić w weekendy, tylko dla bliskich przyjaciół, znajomych i wtajemniczonych. To miejsce miało mieć formę "otwartych przyjęć". On by gotował, bo bardzo dobrze to robił i lubił się "bawić" w kuchni. 

Jednak z biegiem czasu dziennikarz stwierdził, że to byłaby dla niego zła decyzja pod względem wizerunku, który był dla niego tak ważny. Nie chciał, by ludzie pomyśleli, że całkowicie się poddał i zarzucił dziennikarstwo. Oprócz tego choroba, jaką była depresja, odebrała mu chęci do działania.

Kamil był w tak ciężkiej depresji, a do tego pochłonięty nałogami, że nic nie sprawiało mu już przyjemności. Rzeczy, które wcześniej go cieszyły, nie były już dla niego na tyle atrakcyjne, żeby chciał je robić. Ta prawda jest bolesna, ale dla przyjemności nie robił zbyt wiele. Tkwił w stanie, w którym nie było miejsca na radość życia, entuzjazm, dziecięcy zachwyt.Rozmówca naTemat

Jedną z rzeczy, która napędzała Kamila Durczoka, była nieustanna potrzeba zdobywania uznania w oczach ojca. Ojciec był dla dziennikarza ogromnym autorytetem, wzorem pod względem moralnym, życiowym, ale także biznesowym. To była jego siła napędowa.

Kamil Durczok wszystko robił na sto procent. Chciał być wybitny, najlepszy. To był sznyt po tacie, właśnie to zdefiniowało jego życie. Jak twierdzą jego bliscy, dziennikarz był niewolnikiem swojego własnego wizerunku, wyobrażeń o sobie i tego, co ludzie powiedzą. Zniszczył go nieustanny głód uznania.

Czytaj także: https://natemat.pl/384553,przyczyny-smierci-kamila-durczoka