Oblężona twierdza Czesława Michniewicza. Dlaczego trener atakuje i mija się z prawdą?
- Czesław Michniewicz zaatakował polskich dziennikarzy w trakcie MŚ
- Sęk w tym, że trener polskiej kadry mocno mija się z prawdą...
- Ciśnienie w drużynie jest ogromne, selekcjoner może mieć już dość
- W sobotę nasz zespół zagra kluczowy mecz z Arabią Saudyjską
"Czy wy myślicie, że jest taki trener, który nauczy kogoś albo oduczy w trzy dni grać w piłkę? Albo w tenisa? No nie ma takiej możliwości" – tak powiedział do dziennikarzy trener Czesław Michniewicz w środę rano, gdy sam zdecydował się z nimi porozmawiać po treningu reprezentacji Polski. Żartował, brylował, był po prostu sobą, a przy okazji nieźle się zagalopował. W czwartek zmienił zdanie ws. swoich wypowiedzi i na konferencji prasowej zaatakował polskich dziennikarzy.
– Wszystko jest nagrane, każdy może zobaczyć, kto ma jakie intencje i dlaczego. Nie wiem, kto wypisuje takie bzdury. Gdzie tu jest moja arogancja i gdzie są złe intencje? Nie czytam internetu, ale wypisuje się w nim różne rzeczy. To nie świadczy o mnie, ale o tym, kto wypisuje takie bzdury. Inny skład? Pewnie, możemy taki ustawić. Ale kogo wtedy wyrzucić z boiska? – pieklił się Czesław Michniewicz i zarzucił mediom manipulacje.
Sęk w tym, że jak sam powiedział, wszystko się nagrało. I proszę, mamy tego dowód:
"Słuchajcie, ludzie, jedna rzecz. Ktoś gra w tenisa, czy nie? No wiedziałem, na wuefy chodzicie, w tenisa nie gracie. Nieważne, słuchajcie. Czy wy myślicie, że jest taki trener, który nauczy kogoś albo oduczy w trzy dni grać w piłkę? Albo w tenisa? No nie ma takiej możliwości. Także ludzie no... Ja nie zamieniam wody w wino, chociaż tu by się przydało to zrobić. To bym was poczęstował" – mówi wyraźnie trener polskiej kadry.
Czy celowo czy nie, mija się z prawdą. Katarskie słońce mocno musiało dać się we znaki trenerowi Czesławowi Michniewiczowi, prawda? Albo zaczyna się coś, co znamy z poprzednich mundiali i co nie zwiastuje niczego dobrego. Oto selelekcjoner zaczyna wokół siebie i drużyny wznosić syndrom oblężonej twierdzy. Wszyscy atakują, a on w pocie czoła te ataki odpiera, a przy okazji stara się wymyślić na nowo koło i dać nam awans z grupy.
Po co to robi?
Cóż, presja na miejscu musi być ogromna, a zasłużona krytyka, która spadła na zespół po meczu z Meksykiem musiała go mocno zaboleć. Jedno to wynik, ten nie jest zły, choć mecz mogliśmy nawet wygrać. Ale inna sprawa, to sposób gry naszej drużyny. Dla wszystkich jest jasne, że to autorski pomysł Czesława Michniewicza. Kopanina, walka, szarpanie i antyfutbol, z którego niektórzy obserwatorzy ze świata mają ubaw, a który inni ostro krytykują. W tym polscy dziennikarze, bo mają takie prawo.
A tego nasz trener bardzo nie lubi i chyba już nie polubi. Prawda? Zaatakował więc żurnalistów w trakcie czwartkowej konferencji prasowej, już na samym jej początku. A potem to był obrażony, to znów dogadywał, odpowiadał tak, by nie odpowiedzieć. A na koniec zrobił sobie wraz z rzecznikiem kadry żarty z pracujących w Katarze dziennikarzy i zapewnił, że na trening Polaków wstępu mieć nie będą. PZPN dla kibiców z polski wyjątek zrobił.
Dziecinada. Błazenada. A przede wszystkim żenada.
To nie pierwsze nieeleganckie i zadziwiające zachowanie naszego selekcjonera. Pamiętacie, jak wiosną zaatakował Jacka Kurowskiego z TVP? A potem w Kanale Sportowym jął wulgarnie i chamsko komentować zachowania – tu musimy napisać, że nie wiemy, czy wiedział o czym mówi – polskich dziennikarzy, obrażać ich i popisywać się na antenie przed prowadzącymi i słuchaczami?
Nasz trener jest przekonany, że dziennikarze nie mają prawa go krytykować. Ma w sobie silne poczucie misji i nie znosi przy tym przeciwnych głosów. Jego zaufani dziennikarze nie skrytykują go i tak postrzega rolę mediów, jako swoich popleczników i miejsce, gdzie załatwia się sprawy nie do końca nawet związane z futbolem. Sęk w tym, że media i dziennikarze nie są po to panie trenerze. Ale tego Czesław Michniewicz nie wie i nie rozumie.
Nie wie, że praca dziennikarzy jest po to, by dziesiątki tysięcy polskich fanów, którzy nie wybrali się do Kataru, mogli być blisko drużyny. Nie rozumie, że rolą mediów jest patrzeć na ręce, krytykować i opisywać rzeczywistość na różne sposoby. Nie rozumie, że na jego stanowisku trzeba być na krytykę gotowym i trzeba prezentować pewien poziom kultury. Czesław Michniewicz zgrywa chojraka, do po żenującym 0:0 z Meksykiem czuje się mocny.
Ale też wie, że kolejny tak zły mecz może oznaczać poważne problemy. Jak już pisaliśmy, czołowi piłkarze kadry jego pomysłu na zespół mają dość. Ma dość Robert Lewandowski, samotny i odcięty od gry. Kibice patrzą na grę drużyny i krwawią im oczy, a gierka na to, że "broni nas wynik" to po remisie 0:0 z Meksykiem jakaś aberracja. Wystarczy, że za kilka dni nie wyjdzie nam jeden mecz lub dwa i Czesław Michniewicz obudzi się w innym świecie.
Porażka na mundialu, której tak się strasznie obawia, to będzie jego koniec. I naszym zdaniem panicznie boi się tego, by nie skończyć jak Franciszek Smuda, Paweł Janas, Jerzy Engel czy Leo Beenhakker. Już przygtowuje grunt i szuka winnych, bo po ewentualnej porażce winą obarczy dziennikarzy, ekspertów, może kogoś jeszcze wymyśli. A sam będzie utyskiwał, że nie miał z czego zbudować drużyny, że robił co mógł i tak dalej. Cóż, skądś to już znamy.
Ale tak nas pan trenerze nie nabierze. I nie uniknie pan surowej oceny swojej pracy, bo swoim żenującym zachowaniem - teksty o zamianie wody w wino, musztardach, żarty o alkoholu i odzywki rodem spod budki z piwem - już przekonał nas pan, że do roli trenera polskiej kadry pan nie dorósł. Nie tylko chamskimi zachowaniami, ale też półprawdami ws. udziału w aferze korupcyjnej i swoimi relacjami z "Fryzjerem". I tego nie uda się wygumkować. nigdy.
Wynik w finałach MŚ to jedno, ale trzeba zachować jakiś poziom. Najlepiej nieco lepszy niż murowanie się na swojej pozycji i byle jakie ataki z zaskoczenia. Zupełnie jak nasza kadra...