Lewicka: "Wszystko jak sen wariata…" – witajcie w państwie PiS-u!
Incydent miał miejsce przy ul. Puławskiej w Warszawie, w siedzibie Komendy Głównej Policji. Incydent miał charakter eksplozywny. Gen. Szymczyk wystrzelił z granatnika albo – to wersja generała: granatnik sam mu wystrzelił.
Ponoć wcześniej, zanim wystrzelił, granatnik udawał głośnik. Stąd szok i niedowierzanie generała, że jak przesunął stojący na półce głośnik, to tenże nagle zaczął strzelać.
Według senatora Krzysztofa Brejzy, granatnik, podarowany generałowi przez Ukraińców, wcale nie udawał głośnika, tylko był cały sobą, granatnikiem, z pełnymi oznaczeniami bojowymi i ćwiczebnym nabojem. Według Brejzy, "generał chciał się pochwalić zastępcom tym, co przywiózł z Ukrainy (…) musiał przełączyć blokadę (…) nacisnął spust i o 7:55 doszło do strzału. Pocisk wbił się w sufit, przebił go i rozpadł się". Bardzo niefortunnie.
PiS, jak to PiS, zaczął zamiatać resztki sufitu pod dywan.
Niestety, w państwie mającym wolne media, kompromitacja pozostała w ukryciu tylko przez niespełna dobę, a potem wywleczona na światło dzienne przez wrednych dziennikarzy.
Zatem w oficjalnym komunikacie MSWiA natychmiast oskarżono Ukraińców: "eksplodował jeden z prezentów, które komendant otrzymał podczas swojej roboczej wizyty na Ukrainie" – napisano, a potem jeszcze oliwy do ognia dolał minister Mariusz Kamiński, przekonując, że prezent okazał się czymś innym, niż miał być.
Wyszedł z tego, bez mała, zamach na generała, sprokurowany przez naszych, ogarniętych wojenną pożogą, sąsiadów, co od razu radośnie podchwycił Kreml.
Po prostu majstersztyk! Ręce same składają się do oklasków!
Serial pt. "Pieniądze z KPO"
Ale idźmy dalej, bo to nie koniec atrakcji ubiegłego tygodnia. Oto jeszcze w poniedziałek można się było spodziewać finału wieloodcinkowego serialu, emitowanego przez PiS od jesieni 2020 roku pod tytułem "Fundusz Odbudowy".
Jeden z głównych bohaterów tego tasiemca to Zbigniew Ziobro, który od samego początku, już dwa lata temu, próbował blokować Fundusz. Bo, zdaniem lidera Solidarnej Polski, Fundusz to krok w stronę federalizacji Unii, wyzucia nas z tożsamości narodowej i, generalnie, Sodoma i Gomora oraz utrata suwerenności.
Potem, wiosną 2021 roku, Ziobro i jego kamraci opuścili PiS podczas głosowania nad ratyfikacją przez Sejm decyzji o zwiększeniu zasobów własnych UE (chodziło o zgodę państw członkowskich na zaciągniecie przez Brukselę wspólnego kredytu).
Wreszcie weszliśmy w etap trwający aż do dziś, czyli zabiegów o pieniądze z Funduszu, które są przyblokowane przez KE w związku z tym, że jesteśmy – wskutek "reform" autorstwa Zbigniewa Ziobry – niepraworządni. Koło nosa przeszła nam, w grudniu 2021 roku, zaliczka w wysokości niespełna 5 mld euro. Od roku trwa zaś, w obozie władzy oraz między PiS a KE, walka o 24 mld euro grantów i 11 mld pożyczek.
I właśnie teraz, pod koniec 2022 roku, mogło się nam zacząć wydawać, że jest na horyzoncie jakieś porozumienie między Nowogrodzką a KE. Tydzień temu odtrąbiono powrót z Brukseli ministra Szynkowskiego vel Sęka z tarczą, a w nocy z wtorku na środę grupa posłów PiS-u złożyła do laski marszałkowskiej projekt nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym, którego uchwalenie – jak poinformowano opinię publiczną – ma odblokować unijne środki. I wówczas, jak to mawiał gen. Wieniawa-Długoszowski – skończyły się żarty, a zaczęły się schody.
Projekt, co orzekli wybitni polscy prawnicy, okazał się być niekonstytucyjny. To akurat dla PiS żaden wielki problem, nie pierwsze to złamanie ustawy zasadniczej i pewnie nie ostatnie przez ten obóz władzy. Gorzej, że do gry włączył się prezydent i między wierszami zapowiedział zawetowanie tej ustawy.
Nie, żeby głowa państwa stała, jak stać powinna, na straży Konstytucji. Andrzej Duda broni jedynie swoich prerogatyw.
Otóż: Krajowa Rada Sądownictwa nominuje sędziów, a prezydent ich powołuje. Obecna, od 2018 roku, KRS jest nielegalna, zatem i jej nominacje sędziowskie są skażone. Natomiast prezydent uważa, że fakt powołania przez niego sędziów uzdrawia całą tę sytuację. Po prostu ręce, które leczą!
I dlatego prezydent nie chce się zgodzić na rozwiązanie, którego domaga się Bruksela, a które było w zgłoszonej przez PiS noweli, by legalni sędziowie mogli kwestionować status nielegalnych sędziów.
To wciąż nie koniec tej historii.
Jarosław Kaczyński wkracza do akcji
Jeszcze nie umilkły apele premiera, żądania wręcz, by opozycja zagłosowała za projektem (bo nie zagłosuje Solidarna Polska, zatem rządzący nie mają potrzebnej do uchwalenia ustawy większości w Sejmie) i by doń nie wprowadzała, broń Boże, żadnych poprawek, aż tu raptem wyskoczył z wywiadem dla "Gazety Polskiej" Jarosław Kaczyński! I oznajmił, że uchwalenie tego projektu mogłoby być "skrajnie destrukcyjne" – dla sądów i dla państwa!
Konia z rzędem temu, kto wie, co tu zaszło.
Morawiecki nie pokazał projektu ustawy Kaczyńskiemu? Pokazał, a Kaczyński zaakceptował, ale potem mu się odwidziało? Odwidziało mu się dlatego, że prezydent się postawił, a że nie chce być szantażowany przez Andrzeja Dudę, to ogłosił, że projekt jemu się też nie podoba? A może nie warto szukać żadnych wyjaśnień, bo wkroczyliśmy w etap absolutnego szaleństwa?
Tak czy owak, unijne miliardy znów giną gdzieś za horyzontem, a nam pozostaje rola widzów tej dziwacznej sztuki. Prawdopodobnie nie ma już ona żadnego scenariusza, aktorzy najedli się szaleju, jak jeden krzyknie "weto, nie pozwalam!", to drugi wystrzeli z granatnika.
Pozostaje mi jedynie życzyć Państwu Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku!