Polscy kibice przejęli trybuny w USA. Lepsza atmosfera na skokach niż w Zakopanem?
- W piątek ze względu na silny wiatr odwołano kwalifikacje w Lake Placid
- Sobotnie warunki były dużo lepsze, choć Polaków zabrakło na podium
- Kubacki w sobotę był wyżej od lidera PŚ Halvora Egnera Greneruda
Skakanie w USA, o zupełnie innych godzinach aniżeli w Europie, jest pewnego rodzaju ciekawostką w trakcie sezonu Pucharu Świata. Najlepsi skoczkowie w ten weekend rywalizują w Lake Placid, czyli miejscu, które ma swoją narciarską historię. Na powrót do rywalizacji w PŚ trzeba tu było jednak czekać ponad trzy dekady.
Choć piątek nie zwiastował nic dobrego, ze względu na silny wiatr, uniemożliwiający rozegrane kwalifikacji do konkursu, w sobotę udało się nadrobić zaległości. Skoczkowie rozpoczęli dzień od wywalczenia przepustek do późniejszej gry o punkty. A zupełnie obok działo się wiele pod względem... polskich kibiców. Okazało się, że pod skocznię MacKenzie Intervale dojechało mnóstwo autokarów wypełnionych fanami Biało-Czerwonych.
Polska siła na trybunach w USA
Co do naszych skoczków, na kwalifikacjach swój udział zakończył Jan Habdas. W pierwszej serii odpadli za to Tomasz Pilch oraz Paweł Wąsek. W tzw. serii finałowej zobaczyliśmy za to tercet: Dawid Kubacki, Piotr Żyła i Aleksander Zniszczoł.
W USA zabrakło Kamila Stocha, który w ostatnich tygodniach zanotował zniżkę formy. Sztab szkoleniowy na czele z Thomasem Thurnbichlerem podjął decyzję, że trzykrotny mistrz olimpijski potrzebuje trochę więcej spokoju, żeby odzyskać radość ze skakania. Stoch ma wrócić do rywalizacji już pod kątem zbliżających się mistrzostw świata.
Ostatecznie, choć siła polskich kibiców na trybunach była naprawdę duża, żaden z reprezentantów nie zdołał wedrzeć się na konkursowe podium. Najbliżej tego był wicelider Pucharu Świata, czyli Kubacki. O ile w pierwszej serii Polak przegrał z fatalnymi warunkami, to w drugiej odsłonie odrobił straty, kolejny raz pokazując dużą sportową klasę.
Choć Kubacki był ostatecznie piąty, to wyprzedził o dwie pozycje lidera PŚ. Tym razem Norweg Halvor Egner Granerud pokazał ludzką twarz, nie wygrywając konkursu, a będąc "jedynie" na siódmej pozycji. Po zwycięstwo sięgnął za to Andreas Wellinger.
Niemiec zaliczył dwa równe skoki (129 i 125,5 metra), a dodatkowo drugą próbę popsuł lider na półmetku, Ryoyu Kobayashi. Japończyk podobnie jak m.in. Kubacki trafił na bardzo kiepskie warunki, które w ostatecznym rozrachunku pozwoliły skoczyć jedynie 114 metrów. Dla porównania, w pierwszej serii Ryoyu pofrunął na odległość 136 metrów.
Gwoli kronikarskiego obowiązku, Żyła zakończył konkurs na 19. miejscu i nie może być zadowolony ze swojego występu. Dużo bardziej szczęśliwy był za to Zniszczoł, który w sobotę był 13. w końcowej klasyfikacji konkursu.
Klimat lepszy niż na polskich konkursach PŚ?
Będący na miejscu dziennikarze bardzo chwalili atmosferę, jaką stworzyli kibice Biało-Czerwonych. Było bardzo wesoło, w barwach narodowych, w kulturalnej atmosferze.
– Może to będzie niepopularna opinia, ale według mnie wygląda to nawet lepiej niż w Wiśle – przyznał polski dziennikarz Dominik Formella, z portalu Skijumping.pl.
I trudno się nie zgodzić, bo faktycznie, atmosfera była taka, że aż chciałoby się, żeby rywalizacja trwała nadal. To jednak gwarantuje kalendarz weekendu. Jeszcze w sobotę, o późnych godzinach polskiego (około godziny 23:00), zostanie rozegrany tzw. Super Team.
To będzie pierwszy w historii Pucharu Świata mężczyzn konkurs duetów. Na starcie zawodów złożonych z trzech serii konkursowych pojawi się 13 zespołów. Awans do drugiej wywalczy 12 najlepszych par, a w finałowej wystąpi osiem duetów.
Polskę będzie reprezentować duet Żyła-Kubacki.
Za to w niedzielę drugi konkurs indywidualny (g. 16:15), który poprzedzą kwalifikacje (14:45). Transmisje z każdego dnia zmagań w PŚ można śledzić na antenach TVN, Eurosportu oraz Playera.