Kowalczyk dodała nowe, wspólne zdjęcie z Tekielim i chwytający za serce opis
18 maja media obiegła tragiczna wiadomość. Zmarł Kacper Tekieli - czołowy polski wspinacz, a prywatnie mąż Justyny Kowalczyk-Tekieli. Nie wrócił już ze wspinaczki ze szwajcarskich Alp.
Młody, bo zaledwie 38-letni sportowiec osierocił kilkuletniego syna Hugona, którego doczekał się z Justyną. We wrześniu ubiegłego roku para obchodziła drugą rocznicę ślubu. Ich krótką historię miłosną niespodziewanie przerwała śmierć alpinisty.
Justyna Kowalczyk w poście o zmarłym mężu. "Był moim wszystkim"
W stronę Kowalczyk płynie ogromna fala wsparcia. Kondolencje w mediach społecznościowych składają zarówno fani utytułowanej biegaczki narciarskiej, jak i osoby publiczne.
Kilka godzin po informacji o odejściu Kacpra, Kowalczyk opublikowała wpis. "Był najcudowniejszy" – napisała na swoim oficjalnym facebookowym profilu dwukrotna złota medalistka olimpijska. Po czym dodała po angielsku "He was the most beautiful Person in the world" ("Był najpiękniejszą Osobą na świecie").
Niedługo później na jej Instagramie pojawiła się kolejna publikacja. Sportsmenka postanowiła wspomnieć zmarłego męża, wrzucając ich wspólną fotkę z gór. Nie brakuje im na niej uśmiechu. W opisie czytamy: "Był moim wszystkim".
Kulisy śmierci męża Justyny Kowalczyk. Byli razem w długiej podróży
Jak informuje "Przegląd Sportowy" Kacper Tekieli był w trakcie realizacji projektu zdobycia wszystkich 82 czterotysięczników. W góry udał się z rodziną: żoną Justyną oraz synkiem Hugo. Razem pojechali kamperem w 2,5-miesięczną podróż. Podczas gdy Kacper samotnie wspinał się na kolejne szczyty, Justyna Kowalczyk-Tekieli wraz z synkiem przebywali w samochodzie i organizowali własne wycieczki.
Swoją wyprawę wspólnie relacjonowali w mediach społecznościowych. W weekend Tekieli donosił o zdobyciu Allalinhorn (4027 m), Strayhorn (4190 m) i Rimpfishhorn (4199 m). We wtorek wspinacz zamieścił na Instagramie ostatni post. Na zdjęciu widać było spakowany plecak leżący przy oknie, które w połowie było zasypane śniegiem. Wówczas wyruszał na jeden z najbardziej znanych szczytów – Jungfrau (4158 m n.p.m.).
– W środę urwał się kontakt z Kacprem. Później pojawiła się informacja, że na miejscu jest lawinisko. Następnie dowiedzieliśmy się, że prawdopodobnie znajduje się tam ciało. Później, dziś rano, okazało się, czyje ciało – opowiadała "Przeglądowi Sportowemu" anonimowa osoba związana z alpinizmem.
Szwajcarska policja otrzymała zgłoszenie o zaginięciu Polaka w środę ok. godz. 16:30. Tego samego dnia przeprowadzono lot poszukiwawczy, który nie przyniósł rezultatów. Poszukiwania wznowiono w czwartek. Właśnie wtedy ratownicy odnaleźli ciało Tekielego.
– Wiemy tylko tyle, że spadł z lawiną, która pociągnęła go około tysiąc metrów – powiedział TVN24 Piotr Pustelnik, szef Polskiego Związku Alpinizmu.
– Jungfrau dla Kacpra to nie był żaden wierzchołek, który sprawiłby mu większą trudność. Straszne nieszczęście. Kacper miał taki projekt, żeby wejść na wszystkie alpejskie czterotysięczniki i pewnie był już na dobrej drodze, żeby to skończyć – dodał.
W rozmowie z "Faktem" szef Polskiego Związku Alpinizmu mówił z kolei, że Kacper Tekieli dał radę zdobyć górę, a problemy pojawiły się przy zejściu ze szczytu. – Należy pamiętać, że takie "łańcuchówki", to rzecz znana w alpinizmie. Czasem dobrze się kończą, czasem fatalnie – powiedział.