Rodzice ze Słupska katowali dzieci. "Niewiele odbiega od sprawy Kamilka z Częstochowy"
Historia trójki dzieci wstrząsnęła nawet śledczymi, którzy badali, co działo w rodzinie. Jak nieoficjalnie ustalili lokalni dziennikarze, dzieci nie tylko były bite, ale też pojone alkoholem, a jednemu z nich rodzic miał wybić zęby.
Prokuratorowi trzęsły się ręce
Sprawa, zdaniem śledczych, nie odbiega zbytnio od sprawy Kamilka z Częstochowy, którego ojczym polewał wrzątkiem. Jak wskazała szefowa Prokuratury Rejonowej w Słupsku Magdalena Gadoś, akta były szokujące nawet dla prowadzących sprawę.
"Nie wyobrażam sobie, że rodzic może zrobić takie rzeczy dziecku. Prokuratorowi, który zajmuje się sprawą, trzęsły się ręce, gdy czytał protokoły. Te dzieci będą bardzo długo wychodziły z traumy. Osoby, które będą z nimi pracowały, muszą wykonać niewyobrażalną pracę. Jak ustaliliśmy, dwuletnie dziecko w ogóle nie chodzi, a trzyletnie nie mówi. To sytuacja, która niewiele odbiega od sprawy Kamilka z Częstochowy" – mówi cytowana przez Głos Pomorza" Magdalena Gadoś.
Jak czytamy w gazecie, nad dziećmi znęcano się fizycznie w różny sposób. – (...) Zostały zabezpieczone w stanie - nazwijmy to - krytycznym. Zapewniono im pomoc medyczną. Stan dzieci był bardzo zły. Ja pracuję długo, ale z takimi sytuacjami nie spotykamy się często i oby były jak najrzadsze – przekazała "Głosowi Pomorza" Magdalena Gadoś, szefowa Prokuratury Rejonowej w Słupsku.
Sprawa sięga grudnia ubiegłego roku, kiedy o dramacie dzieci dowiedziała się pomoc społeczna. Wówczas dzieci zabezpieczono, a ich sprawą zajęli się śledczy. Ci, między innymi na podstawie obrażeń ustalili, że dzieci były maltretowane.
19 maja rodzice zostali zatrzymani, a sąd zadecydował o areszcie na okres trzech miesięcy. Łukasz B. i Mariola K. odpowiadają pod zarzutem znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem nad dziećmi. Grozi im do dziesięciu lat więzienia.
Z relacji sąsiadów, którzy wypowiedzieli się dla gazety, wynika, że w domu często dochodziło do libacji, a ojciec miał także brać narkotyki.