Ludzie myśleli, że są prawdziwe. O to pięć przerażających horrorów, które nabrały widzów
1. Cannibal Holocaust
Utarło się, że "Cannibal Holocaust" to pierwszy film z gatunku found footage. Dekadę wcześniej - czyli w latach 70. XX wieku - podobną stylistyką bawił się Orson Welles w "The Other Side of the Wind". Niemniej dzieło to wydano dopiero po 48 latach od jego nakręcenia, więc tytuł bądź co bądź musiał oddać pierwszeństwo horrorowi włoskiego reżysera Ruggero Deodato.
"Cannibal Holocaust" przedstawia widzom antropologa przemierzającego lasy Amazonii w poszukiwaniu amerykańskiej ekipy filmowej, która zaginęła podczas kręcenia dokumentu o rdzennych plemionach słynących z kanibalizmu. Naukowiec znajduje w dżungli jedynie taśmy pozostawione po filmowcach. Po powrocie do Stanów Zjednoczonych odtwarza materiał, który dokumentuje zbrodnie, jakie Amerykanie dokonali na miejscowej ludności.
Ekipa filmowa na potrzeby produkcji podpala chatę z tubylcami, gwałci kobietę, inną wbija na pal, sugerując na nagraniu, że została pokarana przez "swoich" za utratę dziewictwa. Końcowe taśmy pokazują natomiast, jak"intruzi" są torturowani i zabijani przez rdzenną ludność. Na ekranie widać m.in. scenę odcinania genitaliów maczetą.
Zapis kontrowersyjnego dzieła Ruggero Deodato został skonfiskowany przez włoski rząd zaledwie dwa tygodnie po premierze. Twórcy "Cannibal Holocaust" zarzucono, że morderstwa w jego filmy były prawdziwe. By udowodnić swoją niewinność, owiany złą sławą artysta musiał zaprosić do sądu aktorów, z którymi współpracował, by potwierdzić, że są cali i zdrowi.
Przez skandal wokół horroru Deodato był zmuszony zdradzić tajniki swojego kunsztu. Warto nadmienić, że przed wydaniem filmu obsada musiała podpisać kontrakty zabraniające im udzielania wywiadów prasie. Włoski reżyser od początku chciał, by publiczność wierzyła w autentyczność "Cannibal Holocaust".
Koniec końców Deodato i jego ekipę uznano za winnych "nieprzyzwoitości" i skazano na cztery miesiące w zawieszeniu.
2. Blair Witch Project
"Blair Witch Project" to marketingowe mistrzostwo, które spopularyzowało technikę "znalezionego materiału filmowego". Niskobudżetowa produkcja, która kosztowała zaledwie kilka tysięcy dolarów, była hitem – paradokument Eduardo Sancheza i Daniela Myricka przyciągnął do kin tłumy ludzi i zarobił aż 250 mln USD.
Fabuła "Blair Witch Project" dotyczy trójki przyjaciół, którzy chcą odkryć, czy legenda o wiedźmie z lasu Black Hills w stanie Maryland jest prawdziwa. Zaopatrzeni w kamery VHS Heather, Michael oraz Josh gubią się wśród drzew, gdzie natykają się m.in. na wyrwane ludzkie zęby i zwisające z gałęzi symbole czarnej magii.
Zła jakość obrazu, niepoucinane i płynne kadry, gra niedopowiedzeniami, a także przerażenie w oczach filmowych bohaterów sprawiły, że publiczność nie miała większych trudność z uwierzeniem w prawdziwość zdarzeń ukazanych w filmie. To nie były jednak główne czynniki, które zapewniły "Blair Witch Project" globalny i kasowy sukces.
Horror miał swoją premierę na Festiwalu Filmowym w Sundance w styczniu 1999 roku. Wówczas widownia była święcie przekonana o tym, że obsada "Blair Witch Project" zaginęła. Tak w końcu twierdzili sami reżyserzy filmu.
Gdy pieczę nad dystrybucją filmu przejęła wytwórnia Artisan Entertainment, twórcy postanowili założyć oficjalną stronę internetową poświęconą zaginięciu trzech młodych studentów. Chcąc jeszcze bardziej przerazić odbiorców, na stronie zamieszczono fikcyjne raporty policyjne z poszukiwań. Do końca 1999 roku witrynę odwiedziło 160 mln osób.
3. Megan is Missing
"Czy ten film jest prawdziwy?"; "Słyszałem, że to prawdziwy materiał" – mogliśmy przeczytać na TikToku, gdzie dwa lata temu film "Megan is Missing" z 2011 roku stał się istnym viralem. Jak pisał wcześniej w naTemat Bartosz Godziński, budżet filmu był niższy niż koszt postu sponsorowanego przeciętnej influencerki – powstał za 35 tysięcy dolarów.
Twórcy sfinansowali go z własnej kieszeni, bo nie wierzyli, że znajdzie się sponsor. Nakręcili go w 8 i pół dnia w 5 osób, bez zaawansowanego sprzętu. Reżyserowi Michaelowi Goi ("American Horror Story", "Słodkie kłamstewka", "Riverdale") zależało na tym, by jego "estetyka była surowa".
Horror opowiada o dwóch czternastolatkach - Megan Stewart i jej przyjaciółce Amy Herman - które odkrywają świat imprez, narkotyków i seksu. Pierwsza z nich znika bez śladu po tym, jak poznała mężczyznę w internecie. Fabuła filmu rzuca światło na problem uprowadzeń nieletnich i handlu ludźmi. "Megan is Missing", mimo że nie jest produkcją wysokich lotów, przeraża ludzi, ponieważ jej tematyka działa na wyobraźnię; odnosi się do czegoś, o czym słyszy się na co dzień w radiu lub telewizji. Z paranormalnością nie ma niczego wspólnego. Pokazuje ciemną stronę ludzkiej natury.
Ponadto w "Megan is Missing" można dostrzec podobieństwa do takich spraw jak m.in. porwanie 13-letniej Alicii Kozakiewicz, która najpierw poznała kogoś w internecie, a potem przez cztery dni była przetrzymywana w niewoli i torturowana.
4. Host
"Host" platformy Shudder nakręcono w odpowiedzi na pandemię koronawirusa. Trwający 56 minut film składa się wyłącznie z rozmów na Zoomie, czyli ze scen nagranych na przedniej kamerce komputera. Reżyser Rob Savage postawił na obsadę składającą się wyłącznie z kobiet, które przyjaźnią się ze sobą w prawdziwym życiu, co stworzyło jeszcze lepsze wrażenie autentyczności.
Twórcy niskobudżetowej produkcji z 2020 roku oparł fabułę na własnych doświadczeniach z medium. – Po seansie w moim domu rozległ się głośny huk i coś spadło z mojej półki z książkami. Natychmiast wstałam i zaczęłam płakać. Tak bardzo się bałam – mówiła aktorka Jemmą Moore w wywiadzie z portalem Digital Spy.
I znów "Host" zmylił widzów, grając strachem związanym zarówno z igraniem z duchami, jak i z klaustrofobicznym lockdownem. Dodatkowo postawił na podobną jakość nagrań jak "Megan is Missing". Im mniej postprodukcji, tym większy realizm.
5. Ghostwatch
"Ghostwatch" był telewizyjnym odcinkiem specjalnym przygotowanym przez BBC z myślą o Halloween. Program miał za zadanie nastraszyć widza, jednak finalnie wszystko wymknęło się spod kontroli. Zacznijmy od tego, że przed emisją produkcji na ekranie nie pojawił się żaden komunikat informujący telewidzów o tym, iż materiał, który za chwilę zobaczą, jest czystą fikcją. Do angażu w wizjonerską produkcję nie chciano zatrudnić wyłącznie profesjonalnych aktorów, ale dodano do obsady także osoby spoza tej branży. Po co? Żeby jeszcze bardziej zmylić widza i zatrzeć granicę między prawdą a fałszem. W związku z takim obrotem spraw na planie pojawili się ceniony dziennikarz radiowy i telewizyjny Michael Parkinson, który poprowadził program ze studia, a także Sarah Greene, prezenterka dziecięcych show, którą wysłano w teren.
"Ghostwatch" rozpoczął się od typowego dla studyjnego formatu powitania prezentera, który od razu poinformował o infolinii dla tych, którzy chcieliby podzielić się z resztą widzów swoimi doświadczeniami z przybyszami z zaświatów. Na planie Parkinsonowi towarzyszyła dr Lin Pascoe, rzekoma ekspertka od zjawisk paranormalnych.
Reporterzy, którzy działali w terenie, zgłębiali w międzyczasie paranormalną historię złowrogiego poltergeista Raymonda Tunstall (pseudonim Pipes). Odwiedzili nawiedzony dom pewnej rodziny, by przeprowadzić z jej członkami reportaż na żywo.
Co chwilę z tyłu kadru telewidzowie mogli dostrzec sylwetkę wspomnianego ducha. Na zakończenie Susie, córka bohaterów odcinka, zaczęła mówić zachrypniętym męskim głosem, Greene została porwana, a studio straciło z nią kontakt. Ostatni kadr przedstawiał Parkinsona, który powolnym krokiem szedł w stronę kamery, mówiąc "fee, fi, fo, fum" głosem Pipesa.
Odcinek "Ghostwatch" obejrzało w dniu premiery 11 milionów Brytyjczyków. Po niecałej dobie od emisji do BBC wpłynęła masa skarg i zażaleń – z największą krytyką spotkała się dziecięca prezenterka, która swoją obecnością zachęciła najmłodszych odbiorców do obejrzenia horroru.
Największym echem odbiła się sprawa samobójstwa osiemnastoletniego Martina Denhama, który odebrał sobie życie parę dni po zobaczeniu programu. Chłopak cierpiał na problemy psychiczne i miał wierzyć w istnienie duchów. Po seansie "Ghostwatch" miał bać się dźwięków wydawanych w jego mieszkaniu przez rury.
Badania przeprowadzone po pokazie "Ghostwatch" wykazały wśród dzieci pierwsze przypadki wystąpienia PTSD wynikającego z oglądania telewizji. Pogłoski mówiły także o poronieniach wśród kobiet. Stacja finalnie przeprosiła za brak ostrzeżeń użytych podczas nadawania.
Czytaj także: https://natemat.pl/494585,silent-hill-byl-inspirowany-prawdziwa-historia-centralia-plonie-od-60-lat