Jak to możliwe, że nikt nic nie widział? Burza ws. zgwałconego Polaka w Monachium
Chodzi o dramatyczne zdarzenie na stacji metra Max-Weber-Platz, którego szczegóły opisały niemieckie media. Jak podawał "Bild", 18-letni uczeń z Polski wysiadł z pociągu i prawdopodobnie nietrzeźwy położył się na ławce.
To miało być około godziny 2:30 w nocy. W tym czasie miało dojść do gwałtu, o którym chłopak w niedzielę 20 sierpnia powiadomił policję.
Dlaczego nikt mu nie pomógł?
Kiedy sprawa wyszła na jaw, wiele zaczęło się zastanawiać w sieci, jak mogło do tego dojść na stacji metra w dużym mieście. Mimo że była noc, przecież jest ochrona, a także kamery monitoringu. No i do tego inni pasażerowie.
"Bild" zwracał uwagę, że na stacjach metra w Monachium jest łącznie aż 1700 kamer. I to właśnie przez dużą liczbę urządzeń obraz jest przekazywany jedynie losowo. Zdarzenie mogło nie zostać więc wychwycone przez kontrolerów, tym bardziej że policja nie ma pewności, czy dla potencjalnych świadków faktycznie wyglądało ono jak gwałt.
"Przy ponad 1700 kamerach na 100 stacjach metra nie każda kamera jest w pełni monitorowana przez pracownika" – wyjaśniło cytowane przez gazetę monachijskie przedsiębiorstwo transportu publicznego MVG.
Dalej zaznaczono, że "wszystkie kamery rejestrują obraz i są odczytywane w przypadku zgłoszenia przestępstwa". Kiedy policja obejrzała nagrania, udało się zawęzić przedział czasowy: do przestępstwa doszło między godziną 2:35 a 3:05.
Przypomnijmy, z relacji poszkodowanego wynikało, że sprawca ukradł mu telefon. "Bild" podkreśla, że ofierze udało się zlokalizować smartfon i wtedy powiadomiła policję. Podejrzany został zatrzymany przez policję w schronisku dla uchodźców w monachijskiej dzielnicy Ramersdorf. Został tymczasowo aresztowany.
Kim ma być domniemany sprawca? To według "Bilda" 20-letni Afgańczyk mieszkający w Monachium.