Kozyra przejechał się nie tylko po Wieniawie, ale też po Rozenek-Majdan. Prezenterka odpowiedziała
Rozenek-Majdan odpowiada na surową ocenę Roberta Kozyry. "Udawała Torbicką"
Małgorzata Rozenek-Majdan ostatnio miała bardzo intensywny czas. Pomimo tego, że dziennikarce podziękowano za współpracę przy śniadaniówce TVN, nie może narzekać na nudę.
Podczas pierwszego dnia Top of the Top Sopot Festival 2023, imprezy, która wystartowała 21 czerwca w Operze Leśnej, wcieliła się w rolę prowadzącej. Prezenterka poprowadziła poniedziałkowy koncert "# I Dance" u boku Pauliny Krupińskiej, Gabi Drzewieckiej, Julii Wieniawy, Anny Senkary i Oli Filipek.
Czytaj także: Rozenek-Majdan szczerze o nadchodzących wyborach. Wymownie zaapelowała do Polaków
Jej wystąpienie podczas sopockiego festiwalu nie spodobało się Robertowi Kozyrze, który nieco szerzej odniósł się do całokształtu jej pracy w TVN.
– Ten niepokojący trend zastępowania talentu lajkami zauważyliśmy już ostatniej jesieni, gdy po okresie odstawienia na boczny tor Małgorzaty Rozenek nowe szefostwo TVN uczyniło ją jedną z prowadzących "Dzień dobry TVN" – powiedział w rozmowie z Plejadą.
– Nie trzeba znać się na mediach, żeby wiedzieć, że pani Rozenek nie ma talentu do mediów "na żywo". Co innego nagrywany i montowany program, w którym reżyser mówi: "A teraz powiedz, Małgosiu "oddaj perły", a co innego program na żywo, w którym trzeba mieć osobowość, charyzmę, refleks i wdzięk. Program "Dzień dobry TVN" pokazał, że pani Rozenek tego nie ma – ocenił.
– Za to ma źle ustawiony głos i mówi z błędami, których nie popełniają ludzie z maturą. Miałem nadzieję, że po zwolnieniu jej ze śniadaniówki TVN zdała sobie sprawę, że nie da się wciskać ludziom kitu. Ale, kiedy zobaczyłem, że prowadzi Sopot, gdzie drętwa i sztywna udawała Grażynę Torbicką, to teraz rozumiem, dlaczego Agnieszka Chylińska i Marcin Prokop będą się męczyć z Julią Wieniawą – dodał.
– To nie jest droga do sukcesu dla linearnej telewizji, która musi walczyć o odpływającą widownię – podsumował gorzko Kozyra. Rozenek-Majdan poczuła się dotknięta tymi słowami?
– Już bardzo dawno nauczyłam się nie przejmować i nie słuchać opinii osób, które na mój temat się wypowiadają – zapewniła.
– To dla mnie normalne, że wykonując swoją pracę, wychodząc na scenę, niezależnie od tego, czy to jest scena Opery Leśnej, czy to jest program dla telewizji lifestylowej, czy to jest mój Instagram, godzę się z tym, że różni ludzie będą różnie komentować moje poczynania. Taka jest cena popularności – dodała.
Żona Radosława Majdana dała do zrozumienia, że w żadnym wypadku nie jest zainteresowana ewentualną opcją spotkania z Robertem Kozyrą i omówieniem jego poglądów.
– W ogóle nigdy się nie skupiałam i nie skupiam się na negatywnym feedbacku, ale nie obrażam się na niego. Uważam, że jak jesteś osobą rozpoznawalną i robisz dużo, a ja niewątpliwie taką jestem i robię bardzo dużo, normalne jest, że to generuje pozytywne i negatywne emocje – powiedziała.
– Ja po prostu traktuję to jako element swojej pracy. Nie obrażam się na to i nie mam zamiaru tego jakoś dogłębnie analizować – podsumowała dyplomatycznie.