"Mam nagrania". Była gwiazda TVP komentuje doniesienia o Michale Adamczyku

Weronika Tomaszewska-Michalak
07 września 2023, 17:25 • 1 minuta czytania
Najnowsze doniesienia o domniemanej przeszłości dziennikarza TVP Michała Adamczyka wywołały niemałe poruszenie. W tle mowa o przemocy wobec kobiety. Tymczasem swój komentarz zostawiła Karolina Pajączkowska, która jeszcze do niedawno też pracowała w tej stacji. Enigmatycznie wspomniała o "nagraniach z udziałem prezentera".
Karolina Pajączkowska komentuje sprawę Michała Adamczyka. Fot. Wojciech Strozyk/REPORTER // Fot. Wojciech Olkusnik/East News

Sprawę Adamczyka opisał dla Onetu Mateusz Baczyński. Z jego ustaleń wynika, że prowadzący "Wiadomości" 20 lat temu miał usłyszeć wyrok m.in. za naruszenie nietykalności cielesnej i groźby. Jego ofiarą miała paść kochanka, z którą prowadził romans między 1998 a 2000 rokiem. Onet opublikował szokujące ustalenia o gwieździe telewizji publicznej. W oświadczeniu dla serwisu prezenter zaprzeczył, by kiedykolwiek skrzywdził kobietę.


Pajączkowska komentuje doniesienia o Adamczyku. "Mam w posiadaniu nagrania"

Karolina Pajączkowska od 2019 roku też była związana z Telewizją Polską. Zniknęła z anteny niedługo po roszadach na stanowiskach kierowniczych w Telewizyjnej Agencji Informacyjnej. Jednak dopiero pod koniec sierpnia przekazała oficjalną informację, że niebawem kończy jej się umowa z TVP i nie zamierza jej przedłużać.

Teraz prezenterka postanowiła skomentować ustalenia dziennikarza Onetu o Adamczyku. "Brawo Onet Tylko nie rozumiem, dlaczego w tekście użyto słowa mroczna 'przeszłość'. Czyżby mrok znikał z człowieka z wiekiem?" – zasugerowała tajemniczo.

Potem opublikowała cytat z tekstu o prowadzącym "Wiadomości" i dodała: "Nie dla przemocy wobec kobiet! Zarówno fizycznej, jak i psychicznej".

"Michał Adamczyk znika z anteny TVP po tekście Onetu" – ogłoszono w mediach, a Pajączkowska wrzuciła kolejny wpis. "Media, które zgłaszają się do mnie z prośbą o komentarz pragnę poinformować – tak, jestem w posiadaniu nagrań i e-maili z udziałem p. Michała A. I nie tylko pana Michała A… Nie zdecyduję się na publikacje, gdyż TVP to dla mnie zamknięty etap" – zapewniła.

To nie był ostatni komentarz Pajączkowskiej. "Dziś o godzinie 17:30 w siedzibie TAI ma odbyć się spotkanie z prezesem TVP. Zapytam prezesa oficjalnie, dlaczego nie odpowiedział na mojego emaila, którego wysłałam w maju, w którym informowałam go jakim człowiekiem jest p. Michał A i co mi zrobił" – dodała.

Co znalazło się w tekście Onetu o Adamczyku?

W naTemat artykuł Onetu przeanalizował Alan Wysocki. Z ustaleń portalu wynika, że 20 lat temu gwiazdor TVP miał usłyszeć prokuratorskie zarzuty. Miał zostać oskarżony o brutalne pobicie swojej kochanki. "Sąd uznał, że jego wina nie budzi wątpliwości" – czytamy.

"Uznaliśmy, że jej ujawnienie (sprawy red.) – leży w głębokim interesie społecznym, gdyż dotyczy osoby, która każdego dnia kształtuje opinie milionów Polaków i zarządza redakcją słynącą z rozliczania przeszłości swoich politycznych oponentów" – napisał Onet.

Para miała poznać się w 1998, gdy Adamczyk był wschodzącą gwiazdą TVN-u i korespondentem stacji w Trójmieście. Gdy się poznali, ona miała męża i dziecko, a on żonę i dwójkę dzieci. Z relacji serwisu wynika, że kochankowie wysyłali sobie listy miłosne oraz spotykali się w tajemnicy, często pod płaszczykiem wyjazdów służbowych.

W 2000 roku wówczas 29-latka zaczęła układać swoje małżeństwo, a Adamczyk miał dążyć do coraz większego zaangażowania w romans. Z dochodzenia Baczyńskiego wynika, że to kobieta wyszła z inicjatywą zakończenia relacji. Do rozmowy miało dojść w nocy z 19 na 20 lutego 2000 roku w pensjonacie na Słowacji, a konkretnie w miejscowości Stary Smokowiec.

Kobieta miała zgłosić sprawę. Onet dotarł do jej zeznań

Adamczyk miał wpaść w szał. Onet ponoć dotarł do zeznań kobiety, która oskarżyła pracownika TVP o brutalne pobicie. "Rzucił mnie na łóżko i przytrzymał ręce kolanami, tak że nie mogłam się ruszać. Usiadł mi na klatce i zaczął na mnie pluć. Kosmyki moich włosów owijał wokół palców i kolejno je wyrywał. Błagałam, żeby przestał" – zacytował portal.

"Na chwilę przerwał i siedząc na mnie, zapytał, czy mam dość. Powiedziałam, że tak. Odpowiedział, że on jeszcze nie. Zaczął mnie wtedy okładać pięściami po twarzy. Jeszcze siedząc na mnie, powiedział, że rozwiąże nasz problem inaczej. Udusi mnie, włoży do samochodu i wyrzuci w górach. Znajdą mnie wiosną już rozłożoną, nie będzie żadnych śladów, a on sobie spokojnie wyjedzie" – miała dodać kobieta.

Zeznania na prokuraturze potwierdzające wersję domniemanej kochanki, miała złożyć przyjaciółka, która pomogła jej zorganizować pilny powrót do kraju. Adamczyk miał również wysłać jej SMS-y, które także przytacza Onet.

"Jesteś ku**ą, zawsze nią będziesz", "To, że cię ru*****m powinno być dla ciebie zaszczytem", "Masz ciało gorsze od mojej babci", "Jesteś beznadziejną matką, zostawiłaś swojego bachora, ciekawe kto go spłodził" – miał napisać dziennikarz.

Kobieta miała zdecydować się na zgłoszenie sprawy policji, gdy Adamczyk miał zacząć nagabywać jej bliskich, próbując ustalić jej adres zamieszkania. Prokuratura Rejonowa w Toruniu miała podjąć decyzję o ściganiu go z urzędu w 2000 roku.

Gwiazdor miał usłyszeć szereg zarzutów. Jak wyliczył Onet, chodzi o naruszenie nietykalności, znieważenie, wielokrotne grożenie popełnieniem przestępstw oraz groźby pozbawienia życia. Podczas przesłuchania Adamczyk miał zaprzeczyć, by pobił kochankę. Przyznał się zaś do niektórych wulgaryzmów. Winą za siniaki obarczył upadek na nartach. Chwilę później jednak miał stwierdzić, że ta była bita przez męża. Zarzucił kobiecie wybicie szyby w pokoju, uderzenie go przy ludziach oraz wskazał, że to on chciał zakończyć romans, co wywołało u niej agresję.

Akt oskarżenia miał trafić do Sądu Rejonowego w Toruniu 30 czerwca 2001 roku. Finał zaś miał mieć miejsce 11 stycznia 2002 roku. Wyrok wydała sędzia Hanna Ledóchowska.

"Sąd uznaje, że 'sprawstwo i wina oskarżonego nie budzą wątpliwości i zostały potwierdzone dowodami zebranymi w sprawie'" – czytamy w Onecie. Wymiar sprawiedliwości miał warunkowo umorzyć sprawę, wyznaczyć dwuletni okres próby oraz zobowiązać Adamczyka do wpłacenia 1,5 tys. zł na Fundację "Daj Szansę".

Oświadczenie Adamczyka w sprawie ustaleń dziennikarza Onetu

Dziennikarz Onetu zwrócił się do samego zainteresowanego z prośbą o komentarz w sprawie. Otrzymał wówczas oświadczenie, w którym Adamczyk ocenił, że publikacja tych informacji "naruszyłaby jego dobra osobiste", a także "byłaby przestępstwem zniesławienia". "Oświadczam, że nigdy nie dopuściłem się wobec pani wskazanych w pana pytaniu zachowań, tj. pobicia czy gróźb pozbawienia życia. Pod koniec lat 90-tych ubiegłego wieku łączyła mnie z panią znajomość i tylko tyle mogę potwierdzić" – napisał.

"Jednocześnie, szanując prywatność pani jak i moją własną, nie wyrażam zgody na publikację jakichkolwiek informacji na temat naszej znajomości" – dodał.

W związku z tym, że serwis mimo to zdecydował się opisać zdarzenie sprzed lat, dziennikarz pokusił się o wydanie kolejnego komunikatu, które przesłał do redakcji portalu wPolityce.pl. "Pracując na stanowisku dyrektora TAI, jestem narażony na ataki, ale w tym przypadku Onet brutalnie wchodzi w moją sferę prywatną i uderza w moich bliskich. Podjąłem już działania prawne wobec autora tekstu oraz portalu Onet. Termin publikacji artykułu przedstawiającego wydarzenia sprzed 24 lat w sposób całkowicie zmanipulowany wskazuje, że celem ataku jest przede wszystkim mój pracodawca, czyli Telewizja Polska. Złożyłem wniosek o urlop i oddaję się do dyspozycji zarządu TVP" – przekazał.