Telefon z ambasady do Kaczyńskiego. W nowym spocie PiS wystąpił nawet kot
Kampania wyborcza z dnia na dzień nabiera tempa, do głosowania został już miesiąc, a Prawo i Sprawiedliwość wymyśla coraz to bardziej zaskakujące pomysły na prezentowanie swojego programu. Tym razem uderzyli w Olafa Scholza i Donalda Tuska.
Jarosław Kaczyński wystąpił w spocie partyjnym, na którym zaprezentował się jako dzielny polityk, który postawił Niemcom granicę we wpływaniu na kształt polskiej polityki.
– Guten tag, dzwonię z ambasady Niemiec, chciałbym połączyć z kanclerzem w sprawie "rentenalter", czyli wieku emerytalnego w Polsce. Otóż uważamy, że powinien być taki, jak za pana premiera Tuska – powiedział mężczyzna, grający przedstawiciela niemieckiej dyplomacji.
– Proszę przeprosić pana kanclerza, ale to Polacy w referendum zdecydują w tej sprawie. Nie ma już Tuska i te zwyczaje się skończyły – odpowiedział Jarosław Kaczyński, po czym demonstracyjnie odłożył słuchawkę.
"Polska nie jest dziś państwem na niemiecki telefon. Warto przypomnieć, że w niemieckim interesie było zamykanie stoczni w Polsce czy ogłoszenie wykonania decyzji TSUE ws. Turowa. Korzystne dla Niemiec decyzje Tuska zbiegały się z nagrodami dla niego w postaci medali czy funkcji" – przekonywał w komentarzach poseł PiS, Jan Mosiński.
"Jednak zdziwienie, że nie daliście Adolfa na ścianie w ambasadzie Niemiec" – skomentował poseł Lewicy, Maciej Gdula. "I to proszę państwa jest spocik, który finansuje się obok kasy na kampanię. Bo on w ogóle nie jest kampanijny tylko referendalny. Takie drobne, małe, cwaniackie oszustwo" – skomentowała dziennikarka Dominika Długosz.
Dlaczego kanclerz Niemiec ma dzwonić do prezesa Prawa i Sprawiedliwości, a nie do premiera Mateusza Morawieckiego lub prezydenta Andrzeja Dudy? Tego nie wiadomo.
Kolejne pytanie brzmi – po co kanclerz Niemiec ma dzwonić do Warszawy w sprawie wysokości wieku emerytalnego? Mogłoby się zdawać, że w dobie wojny, kryzysu gospodarczego i sytuacji geopolitycznej jeden z liderów Zachodu ma nieco ważniejsze obowiązki.
Choć pomysł na spot wyborczy jest dość zaskakujący, to Jarosław Kaczyński pozwolił sobie na element humoru. Na nagraniu widzimy bowiem kota prezesa Prawa i Sprawiedliwości, który odwraca głowę na dźwięk telefonu z ambasady Niemiec.