Nie żyje znana influencerka. Pracowała u Mamy Ginekolog, a w ciąży zdiagnozowano u niej raka

Weronika Tomaszewska-Michalak
12 września 2023, 13:01 • 1 minuta czytania
Nie żyje Ula Jurzysta, znana w sieci z prowadzenia profilu pod nazwą "Apetyt na Endorfiny". Gdy była w ciąży zdiagnozowano u niej guza mózgu. Mimo przeciwności urodziła córeczkę i przez kolejne lata wałczyła z chorobą. Informację o jej śmierci przekazała Mama Ginekolog, u której 33-latka pracowała.
Nie żyje znana influencerka Ula Jurzysta. Fot. Instagram/@mamaginekolog // Fot. Instagram / Apetyt na endorfiny

Ula Jurzysta była energiczną, pełną życia kobietą. W 2020 roku oczekiwała przyjścia na świat dziecka. Gdy stuknął jej 24. tydzień ciąży, dowiedziała się o strasznej diagnozie. Wykryto u niej guza mózgu. Mimo dużego ryzyka urodziła zdrową córkę.


Na instagramowym profilu "Apetyt na Endorfiny" relacjonowała zmagania z nowotworem. Mama Ginekolog wspierała zbiórki na leczenie Uli. Okazało się, że dobrze znały się z pracy. Jurzysta przeszła dwie operacje.

W opisie jej profilu możemy przeczytać, że ostatnimi czasy cieszyła się z "remisji choroby". Niestety nad ranem 10 września stało się najgorsze. Jako pierwsza o odejściu koleżanki poinformowała właśnie Mama Ginekolog.

– Przychodzę do was z bardzo smutną wiadomością. Nie wiem nawet, jak to powiedzieć, bo nigdy takiego ogłoszenia nie robiłam na Instagramie, także dla mnie to jest też bardzo trudne. Chciałabym potwierdzić, że Ula zmarła w śnie. Nie wiem, czy dzisiaj rano, czy wczoraj rano, natomiast rozmawialiśmy z jej mężem, jest to sprawdzona informacja, już nie piszcie do mnie, czy tak jest. Wysyłamy kondolencje dla jej rodziny, niestety muszę tą przykrą informację potwierdzi - powiedziała influencerka na InsaStory.

Niedługo później mąż kobiety opublikował na jej profilu post. "Moi drodzy, jak już duża część z was zdążyła się zorientować (jestem w szoku jak szybko wiadomości w internecie się rozchodzą) Ula odeszła w niedzielę nad ranem. O 7 zadzwoniła do mnie jej opiekunka, że nie może jej obudzić. Byłem u niej 5 min później. Była podłączona pod respirator, jeszcze ciepła więc w pierwszej chwili kamień spadł mi z serca i pomyślałem, że jest jeszcze szansa. W końcu udawało się tyle razy! Niestety po sprawdzeniu pulsu dotarło do mnie najgorsze..." – napisał.

"Chwilę później przyjechało pogotowie. Stwierdzili, że zmarła mniej niż godzinę przed moim przybyciem. Jeszcze nie mogę uwierzyć, że to się stało. Doskonale zdawałem sobie sprawę z jej stanu, zagrożeń, sam uratowałem jej życie niezliczoną ilość razy, więc byłem świadom, że kiedyś może do tego dojść, ale nigdy nie myślałem, że w momencie gdy była podłączona pod aparaturę. Noc wydawała się najbezpieczniejszą dla niej porą dnia... Tym bardziej ciężko mi w to uwierzyć, ponieważ dzień wcześniej odwiedziliśmy ją z Alą, spędziliśmy razem 2 h i była w bardzo dobrej formie. Nic nie wskazywało na to, że może dojść do czegoś takiego" – wyznał.

"Ze swojej strony chciałbym wam wszystkim podziękować. Dzięki wam nasza rodzina była w stanie tak długo radzić sobie w tym trudnym czasie w kraju, który ludzi w takim stanie jak Ula spisuje na straty. Daliście Uli nadzieję na powrót do sprawności, dzięki wam miała możliwość walki o siebie, co trzymało ją przy życiu tyle czasu. Bez waszej pomocy być może dziewczyny nie miałyby okazji się nawet poznać. Mimo tego, że Ala dopiero za kilka dni skończy 3 latka mam nadzieję, że zapamięta mamę, która oddała wszystko, by ona mogła żyć" – podsumował i podpisał się Sebastian.