Atak nożownika w Poznaniu. Ustalono, co przedszkolaki robiły poza placówką
Przypomnijmy: w środę około godz. 10 do grupy spacerujących przedszkolaków w rejonie ulic Karwowskiego i Łukasiewicza na poznańskim Łazarzu w pewnym momencie podszedł mężczyzna.
Atak na przedszkolaki w Poznaniu. Wiadomo, czemu dzieci były poza placówką
– Najpierw miał grozić dzieciom, a następnie ranił 5-letniego chłopca i uciekł z miejsca zdarzenia – powiedział rzecznik poznańskiego pogotowia ratunkowego Jakub Wakuluk w rozmowie z RMF FM. Niestety pięcioletniego Maurycego nie udało się uratować. Zanim chłopiec trafił na blok operacyjny w szpitalu, przez kilkadziesiąt minut był reanimowany przez ratowników na ulicy.
Jak podał Głos Wielkopolski, przedszkolaki z placówki numer 48 szły na pocztę w związku z Dniem Listonosza. Miały wysyłać pocztówki.
Po tym ataku rodzice wszystkich dzieci z tego przedszkola zostali wezwani do placówki, aby odebrali swoje dzieci.
71-latek został szybko zatrzymany
Sprawca ataku został już zatrzymany. – Nasza policjantka, która była po służbie, zjawiła się na miejscu zdarzenia po kilkunastu sekundach i to ona obezwładniła mężczyznę, który zaatakował chłopca. Pomógł jej mężczyzna, który pojawił się przypadkowo w tym miejscu i wytrącił nóż z jego ręki – powiedział w rozmowie z naTemat.pl Andrzej Borowiak, rzecznik Komendy Wojewódzkiej w Poznaniu.
Po południu w środę rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu prok. Łukasz Wawrzyniak przekazał natomiast PAP, że zarzuty 71-latkowi zostaną przedstawione w czwartek, kiedy zostanie zebrana całość materiału dowodowego. Nie jest znany motyw ataku. Więcej na ten temat piszemy tutaj.
Tak świadkowie zapamiętali sprawcę
Świadkowie zdarzenia, z którymi rozmawiali z kolei dziennikarze Onetu, są wstrząśnięci. Jedna z kobiet, która mieszka w pobliżu, mówiła, że widziała w przeszłości sprawcę – ok. 2 lata temu. – Dzisiaj rano zauważyłam, jak stał w kurtce, jakby uciekł z domu, mówił coś do siebie – powiedziała.
Inny świadek opowiedział, że w pewnym momencie usłyszał płacz dzieci. – To był wysoki, starszy facet – stwierdził. – Był wysoki, chudy, w obdartej kurtce, miał na sobie sportowe zniszczone buty. Nic w jego oczach nie widziałam, ale nikt normalny by tego nie zrobił, nie zaatakowałby niewinnego dziecka – mówił kolejny świadek.