Lewicka: Bagatelizowanie Kaczyńskiego to więcej niż zbrodnia. Już raz to zrobiono – oto efekty

Karolina Lewicka
13 listopada 2023, 15:58 • 1 minuta czytania
Świat zwykle nie traktuje poważnie ludzi, którzy zapowiadają złe rzeczy. Jest to błąd, który się okrutnie mści. Bo ludzie, którzy zapowiadają złe rzeczy, choć traktowani niepoważnie, zwykle sami są śmiertelnie poważni.
Lewicka: Nie można bagatelizować Kaczyńskiego Fot. Andrzej Iwanczuk/REPORTER

Nie rzucają słów na wiatr. Naprawdę chcą zrobić to, co wszem wobec ogłaszają. Nie tają przy tym swych zamiarów, są otwarci i szczerzy. Im jednak głośniej mówią, tym energiczniej świat wzrusza ramionami, bo w głowie mu się nie mieści, że coś, co jest niewyobrażalne, miałoby się zmaterializować za sprawą jakieś komicznej, dziwacznej, a może stetryczałej figury, która komuś tam wygraża, do czegoś wzywa, na coś tam nastaje. Błąd.


PiS utracił władzę, ale jest silny – wynikiem wyborczym, liczebnością klubu parlamentarnego, instytucjami, które nie tak łatwo będzie mu wyszarpać, wreszcie zgromadzonymi na czarną godzinę pieniędzmi i zupełnie oficjalnymi milionami z kasy państwa na partyjną działalność.

Jeżeli dotychczasowej opozycji wydaje się, że 15 października wbiła w PiS osinowy kołek, to grzeszy naiwnością. PiS już kontratakuje, w dodatku na wysokim diapazonie. Społeczeństwo, zmęczone minioną ośmiolatką, upojone jeszcze wyborczym zwycięstwem, ma prawo do tego, by na prezesa PiS machnąć ręką, potraktować go jako nieszkodliwą zjawę z dawnych czasów i celebrować swój święty, powyborczy spokój. Ale politycy demokratyczni tego prawa nie mają. 

Kaczyński straszy Polaków

Ostatnie występy Kaczyńskiego powinny wręcz wzmóc ich czujność. W skrócie ta opowieść brzmi tak: Polska jest Polską dopóty, dopóki rządzi nią PiS (tak jakby polskość i suwerenność państwa polskiego zostały zdeponowane w szufladzie biurka prezesa przy Nowogrodzkiej). Tylko PiS jest partią polską i patriotyczną. Przyszli rządzący to zdrajcy, agenci Berlina i Brukseli. Pod ich rządami Polska utraci niepodległość, tu zacytujmy Kaczyńskiego z Krakowa: "Polska nie będzie już krajem niepodległym, suwerennym i w ogóle nie będzie już państwem. To będzie teren zamieszkiwania Polaków, zarządzany z zewnątrz".

Do objęcia rządów przez "partię zewnętrzną", czyli KO, Kaczyński dokłada toczącą się w UE dyskusję na temat zmian traktatowych – jest to nowy straszak PiS. Wzruszenie ramion? Radzę się powstrzymać.

Niewinne unijne zezwolenie na zastosowanie w przemyśle spożywczym mąki ze świerszczy było dla PiS asumptem do rozpętania kampanii o zamachu UE na naszą wolność. A część społeczeństwa w to uwierzyła i zaczęła się nawet tego obawiać. Teraz będzie podobnie.

Kaczyński nie tylko straszy. On też nawołuje do walki, anonsując na styczeń "konferencję sił patriotycznych" (w opozycji do tych niepatriotycznych, które będą już miały swój rząd… albo i nie, bo Kaczyński zapowiedział "walkę o to, by ten rząd nie powstał") i ma to być "moment startu, zapłonu".

Startu, zapłonu czego? Akcji delegitymizowania premiera, jego gabinetu i sejmowej większości, jak to już miało miejsce po katastrofie smoleńskiej? Dalszego mieszania nam w głowie?

Kaczyński obwieszcza "zastosowanie przez nas najnowocześniejszej techniki po to, żeby skomunikować ze sobą możliwie dużą część społeczeństwa", czyli zatruć głowy możliwie największego odsetka społeczeństwa, a przy okazji uniemożliwić też obniżenie poziomu politycznego sporu oraz zapowiadane przez Donalda Tuska czy Szymona Hołownię narodowe pojednanie. Baza już jest, to elektorat PiS, ale mogą się na to złapać też inni. 

Umierać za Ojczyznę, to rzecz piękna

Brak reakcji na elukubracje Kaczyńskiego to także milcząca zgoda na to, by obrażano 11 mln Polaków, którzy oddali swój głos w wyborach na jedną z partii "paktu senackiego". To przecież im prezes PiS imputuje, że głosowali m.in. na "partię niemiecką". To im, nie tylko swoim konkurentom politycznym, a właściwie politycznym wrogom odmawia patriotyzmu i polskości – że oto wystawili na szwank Ojczyznę, powierzając ją osobom nader nieodpowiednim.

To im odmawia rozumu, przekonując, że dali się otumanić, uwierzyli w urojoną rzeczywistość. To ich wreszcie naraża na niebezpieczeństwo, przekonując swoich zwolenników, że "cierpieć, czy nawet umierać za Ojczyznę, to rzecz piękna".

Do czego może doprowadzić taka retoryka w kraju, w którym przecież panuje pokój, a wróg nie stoi u bram, widzieliśmy w Gdańsku, gdzie publicznie zamordowano Pawła Adamowicza. Słowa, jak pisał Victor Klemperer, mogą być jak niewielkie dawki arszeniku, niepostrzeżenie się je połyka, wydają się nie szkodzić, a jednak po jakimś czasie ujawnia się ich trująca moc.

Najpierw nazywamy kogoś zdrajcą, wykluczając go ze wspólnoty narodowej, potem wzywamy do walki w imię najświętszych wartości, a potem czekamy na rezultaty. Przecież to niezmienny modus operandi PiS!

Niech nie czują się uspokojeni ci, którzy to ukojenie znaleźli w tym, że PiS, wszystko teraz na to wskazuje, będzie oddawał władzę zgodnie z wyborczym werdyktem. Jeśli nie było zamachu stanu, to nie dlatego, że PiS przed takim rozwiązaniem by się wzdrygał, tylko dlatego, że nie miał to na siły.

Gdyby atak na Kapitol wywrócił amerykańską demokrację, Trump nadal urzędowałby w Białym Domu, tyle że już nie jako prezydent, lecz dyktator. Ale nie miał dość siły, by przekonać choćby swoich współpracowników do działań niezgodnych z prawem.

Niech nie lekceważą PiS ci, którzy już wkrótce będą rządzić. Już raz to zrobili – zbagatelizowali i nie rozliczyli Kaczyńskiego, Macierewicza, Ziobry itd. – więc powinni się uczyć na błędach. I to szybko.