Nie mam już żadnych wątpliwości. "Rojst" to najlepszy polski serial kryminalny ostatnich lat

Maja Mikołajczyk
23 lutego 2024, 10:26 • 1 minuta czytania
"Rojst" Jana Holoubka to ten ciekawy przypadek serialu, w którym każdy kolejny sezon bije poprzedni na głowę. Nie inaczej jest w przypadku finałowego "Rojsta Millennium", który zarówno pod względem historii, jak i realizacji reprezentuje światowy poziom. Jeśli wydawało wam się, że polską produkcję wciąż łatwo odróżnić od zagranicznej, po seansie "Rojsta" zmienicie zdanie.
"Rojst Millenium" [RECENZJA]. Fot. kadr z serialu "Rojst Millenium"

Napakowany akcją i fabułą "Rojst Millenium"

Zdaniem części krytyków oraz widzów pierwszy sezon "Rojsta" rozczarowywał głównie zbyt drastycznym i mało realistycznym (w stosunku do realiów historycznych i geograficznych) finałem, który nie wydawał się spójny kompozycyjnie z resztą odcinków.


Kolejny sezon serialu, czyli zrealizowany już dla Netfliksa "Rojst '97" (pierwszy sezon powstał na zlecenie nieistniejącej już polskiej platformy streamingowej Showmax) wyglądał jeszcze lepiej niż poprzednik i pozbawiony był zarzucanych "jedynce" wad. Jak na tym tle wypada finałowa odsłona?

Pierwszy odcinek "Rojsta Millenium" wciąga nas w akcję serialu brutalnie – i to dosłownie. Mamy morderstwo, strzelaninę niczym z "Gorączki" Manna, kolejne znalezione na Grontach kości, a także poturbowaną i straumatyzowaną dziewczynę, która jak Ronette Pulaski z "Miasteczka Twin Peaks" pojawia się znikąd.

To jednak dopiero początek tego, co zostaje zaserwowane przez twórców, gdyż w finałowym sezonie serialu Jana Holoubka wielokrotnie powracamy także do przeszłości, która wpłynęła na aktualne wydarzenia w serialu oraz do wątków z poprzednich sezonów.

Doskonale znani bohaterowie, jak Piotr Zarzycki (Dawid Ogrodnik), Witold Wanycz (Andrzej Seweryn), Sierżant Anna Jass (Magdalena Różczka) mierzą się z nowymi (czasami ekstremalnymi) wyzwaniami i tajemnicami. Wybierający się na emeryturę (bardzo niechętnie) sierżant Mika (Łukasz Simlat) oraz "Dzidzia" (Michał Pawlik) prowadzą niebezpiecznie dla swojego życia śledztwa.

Zagęszczona do maksimum intryga działa – widzowie grzęzną w tytułowym bagnie, a gdy już się wydaje, że istnieje szansa na wydostanie się z niego, zostają zakopani pod kolejnymi warstwami uzależniającej historii. Można by pomyśleć: "Czego chcieć więcej od serialu kryminalnego?". "Rojst Millenium" udowadnia, że można.

Polska produkcja Netfliksa na światowym poziomie

Patrząc na polską kinematografię ostatnich lat, naprawdę nie mamy się czego wstydzić. O ile jeszcze dekadę temu z łatwością można było odróżnić polską produkcję od zagranicznej, dzisiaj nie mamy żadnych powodów do kompleksów.

Już poprzednim sezonom "Rojsta" pod kątem realizacji nie można wiele zarzucić, ale od "Rojsta Millenium" nie można oderwać wzroku. Niezależnie od tego, czy mówimy o sekwencjach dziejących się na przełomie lat '99/'00, czy o tych osadzonych w latach 60., scenografia, gra światłem, kostiumy oraz charakteryzacja pozwalają nam przenieść się duchem w okamgnieniu do każdej z tych epok.

W przypadku tego serialu Netfliksa nie bez znaczenia pozostaje fakt, że Holoubek z wykształcenia jest operatorem filmowym. Nie sprawia to jednak, że koncentruje się głównie na stronie formalnej swojej produkcji (czego obawiał się Ogrodnik, o czym mówił w udzielonym parę lat temu wywiadzie), ale wykorzystuje swoje oko i doświadczenie do opowiedzenia za pomocą obrazów solidnej z poziomu konstrukcji historii, których autorem jest współpracujący z nim przy tym sezonie Maciej Sobieraj (wcześniej za zdjęcia odpowiadał Bartłomiej Kaczmarek).

W sezonie numer jeden pierwsze skrzypce grała dwójka dziennikarzy: żółtodziób Zarzycki (Ogrodnik) i weteran Wanycz (Seweryn).

W "Rojście '97" ekran zdominował policyjny duet Jass (Różczka) i Mika (Simlat), który podbił serca publiczności. Twórcy poszli za ciosem, więc w finale ponownie to oni są najbardziej eksponowani.

To dobra decyzja, gdyż zarówno bohaterka grana przez Różczkę, jak i wykreowany przez Simlata jąkający się policjant to role z potencjałem kultowym, o czym wspominałam już przy okazji recenzji drugiego sezonu. Konia z rzędem temu, kto znajdzie drugi tak charakterystyczny duet gliniarzy we współczesnej polskiej telewizji (nie wspominając już o kopalni cytatów, jaką są odzywki Miki).

Nieco częściej w tym sezonie można zobaczyć Ogrodnika, którego bohater mierzy się z najtragiczniejszymi wydarzeniami. Wanycz dostaje rozwiązanie swojej historii, ale rozgrywa się ono w tle innych wydarzeń. To może być zawód dla fanów talentu aktorskiego Seweryna, jednak szkody samej fabule ta okrojona obecność aktora nie przynosi.

Widzowie nie będą też mieli za dużo czasu, żeby nacieszyć się Piotrem Fronczewskim, ale w niespodziewanej roli pojawi się Janusz Gajos. Zwroty akcji w tym sezonie generalnie w znacznej mierze polegają na zaskakiwaniu widza nieoczekiwanymi powiązaniami bohaterów pomiędzy sobą albo rolą, jaką odegrali w przeszłości innych postaci.

Nie da się nie zauważyć, że "Rojst Millenium" został podkręcony także pod kątem akcji. Mamy przynajmniej trzy spektakularne sceny, z czego jedna ze względu na podkład muzyczny ma myślę spore szanse na wpisanie się do annałów historii polskich produkcji telewizyjnych. Część zrealizowano niemal z hollywoodzkim rozmachem, a inne mogą nawet zaskoczyć brutalnością rodem z kina gangsterskiego.

Czy to ostatnie słowa Jana Holoubka o lesie na Grontach?

Trzeci sezon "Rojsta" reklamowany jest jako "finałowy", więc zgodnie z tą obietnicą zamyka wszystkie wątki, które pojawiły się na przestrzeni trzech odsłon serialu. Po realizacji drugiego sezonu (która powstawała w trudnych warunkach lockdownu) Holoubek nie był jeszcze pewien, czy powstanie kolejna część, a jednak ją zrealizowano, także rzucając banałem – wszystko się może zdarzyć.

Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czy ta historia powinna być kontynuowana (ani w jakiej formie) ani czy w lesie na Grontach powinny się odnaleźć kolejne trupy, ale ja za niepowtarzalną atmosferą i bohaterami polskiego "Twin Peaks" będę tęsknić na pewno.

Holoubek parę lat temu zaprzeczył w wywiadzie udzielonym Polskiemu Radiu, jakoby inspirował się kultowym serialem Davida Lyncha, "Miasteczko Twin Peaks". "Rojst" faktycznie pozbawiony jest elementów nadnaturalnych i nie odbiega w surrealistyczne rejony, jednak dla wielu fanów arcydzieła Lyncha to właśnie gęsta od tajemnic mieszkańców atmosfera stanowiła esencję serialu, a tego zakończonej właśnie produkcji Netfliksa przecież odmówić nie można.

Rozpływam się w zachwytach i być może przymykam oko na pewne małe niedociągnięcia fabularne (bo przecież zawsze można by się czegoś przyczepić), ale wydaje mi się, że po tylu latach sceptycyzmu polscy filmowcy na ten entuzjazm ze strony widzów czy krytyków po prostu zasłużyli – a już szczególnie twórcy "Rojsta".