Wróżka to nowy coach? Astroholicy bez kart nie podejmą żadnej ważnej decyzji

Aneta Olender
17 marca 2024, 19:30 • 1 minuta czytania
Nie podejmą żadnej ważnej, a niektórzy po prostu – żadnej decyzji bez wizyty u wróżki. Bywa, że wystarczy kontakt telefoniczny albo mailowy. Są też SMS-y. Kim są astroholicy, bo o nich mowa, i dlaczego uzależniają swoje życie od tego, co powiedzą karty? Odpowiedzi szukamy w rozmowach z osobami, które chętnie zaglądają w przyszłość i w rozmowie z wróżką. Oraz psychologiem, który ostrzega, czym takie działanie w życiu może skutkować.
Są osoby, które boją się podjąć decyzję bez konsultacji z wróżką. Fot. Cootonbro / pexels

Dorota: – Dziewczyna rozłożyła karty i sama zaczęła mówić. Ja buzia w dół: Kurczę, nic nie powiedziałam, a ona wszystko wie.


Ja: – Nie były to jakieś ogólne zdania, które pasują do każdego albo prawie każdego?

Dorota: – Nie, konkretne rzeczy. Nie było ogólników, które można powiedzieć każdemu. Konkretne rzeczy dotyczące mojej osoby, mojego środowiska. I zaczęło mi się to podobać.

Rozłożyła karty

Czuję, że Dorota jest trochę skrępowana. Dlatego zapewniam ją, że nie zamierzam nikogo wyśmiewać. Mówię, że po prostu jestem ciekawa, że chcę zapytać, dlaczego, co jej to daje? Dopiero wtedy się rozluźnia, ale przyznaje, że nikomu nie zdradza, że chodzi do wróżki.

– Małżonek nie wie... Czasami jak się mniej wie, to jest lepiej – podkreśla z rozbawieniem w głosie.

– Kiedy poszłam do niej pierwszy raz? To już było kilka lat temu. Trudno powiedzieć... Może z 6 lat temu. Poszło pocztą pantoflową, koleżanka koleżanki powiedziała, że ktoś taki jest, kobieta, że dużo rzeczy się sprawdza, że można spróbować – opowiada.

To była tylko i wyłącznie czysta ciekawość. Być może dlatego nie towarzyszyły jej żadne obawy. – Chciałam wiedzieć, czy to bujdy, czy to potrzebne, ale nie miałam żadnego konkretnego pytania – zaznacza.

Wróżka przyjęła ją w normalnym pokoju, rozłożyła karty przy zwykłym stole. Nie było tam żadnych świec, zwierciadeł, kolorów, które miałyby działać na podświadomość, wprowadzać w nastrój. – Ona to robi z pasji. Normalna kobieta, która na co dzień pracuje na jakimś urzędniczym stanowisku – wspomina Dorota.

– Ile to kosztuje? – dopytuję.

– Powiem szczerze, że ja nic nigdy nie dawałam. Ona, jak zaczynała, nie robiła tego zarobkowo. Nie wiem, jak jest teraz. Może ode mnie nie bierze pieniędzy, bo jestem jej znajomą – odpowiada rozmówczyni.

Powiedziała mi, że zaleca się chodzić do wróżki nie częściej niż raz pół roku, jeśli mamy taką silną potrzebę. Nie ma sensu latać co miesiąc i wypytywać, czy może coś się zmieniło. Dorota

Boska istota

– Bywa, że gdy wychodzi ode mnie klientka, a spodobała jej się sesja, czuje się naładowana, zadowolona, to pyta, kiedy może przyjść ponownie. Odpowiadam: nigdy, bo klucz pani dostała. Teraz niech pani działa – podkreśla Nina Portnicka-Boras.

Nina nie mówi o sobie "wróżka". Woli określenie instruktorka życia, a to, czym się zajmuje, nazywa duchowym doradztwem. Robi to od ponad 25 lat.

– Trzeba szukać odpowiedzi w sobie, uwierzyć w swoją intuicję. Każdy z nas ma swoich opiekunów, swoich kuratorów, którzy nas prowadzą. Trzeba nauczyć się z nimi komunikować, nauczyć komunikować się ze swoją duszą. Ciągłe chodzenie do kogoś, kto ma podpowiedzieć, podsunąć rozwiązanie, to pójście na łatwiznę. Trzeba zacząć słuchać siebie, swojej boskiej istoty – zaznacza kobieta.

Nina rozkłada karty, ale każdą sesję rozpoczyna od chiromancji (wróżenia z dłoni). Tak też zaczęła się jej podróż w ezoterykę. Uważa, że wszystko mamy zapisane na dłoniach, że wszystko widać w naszych liniach papilarnych. Ale większość z nas nie potrafi tego czytać, nie wie, jakie skarby się w nas kryją.

– Było kilka takich przypadków, kilka osób, które chciały pojawiać się na sesji regularnie. Raz do roku jeszcze pojmę, bo zaczyna się jakiś nowy etap. Ale jeśli ktoś zjawia się co drugi miesiąc, to nie. Nie ma mowy. Chyba że przychodzi z konkretnym pytaniem, np. chcę kupić działkę, szukam takiej, która będzie energetycznie ze mną spójna i którą się opłaca kupić. I to można sprawdzić – wyjaśnia Nina Portnicka-Boras.

– Ale jeśli ciągle przychodzi do ciebie zagubiony i pyta o bzdurne rzeczy, o to, gdzie ma powiesić aniołki, postawić delfinki, to już przesada. Zdarzyła się też kobieta, która chciała wiedzieć, czy ma ubezpieczyć nowy samochód... Nawet gdyby wyszło tej pani, że nie musi, to ja i tak powiem, żeby ubezpieczyła – dodaje.

Ludzie boją się podjęcia błędnych decyzji i strat, a to się nie może skończyć dobrze. Nawet jeśli podpowiedzi kilka, kilkanaście razy będą trafne, to potem demoniczne energie wywiną tej osobie numer. Ktoś taki wpuszcza w swoje życie ciemność, a nie światło. Światło to duch, kontakt z intuicją. Ale gdy kierujesz się ego i twoja świetlista strona śpi, rozbudzasz w sobie energię negatywną i w końcu demony takiego figla spłatają, że podpowiedzą ci złe.Nina Portnicka-Borasinstruktorka życia

Rozwój duchowy

Aleksandra ma 22 lata. Od kilku lat interesuje się rozwojem duchowym. Karty rozkłada dla siebie sama.

– Tematyką ezoteryczną, magiczną i szeroko pojętym rozwojem duchowym zaczęłam interesować się w 2021 roku, czyli w tym roku mijają 3 lata od rozpoczęcia pierwszych praktyk – mówi.

Gdy pytam, czy nie bała się wejść w ten świat, bez wahania odpowiada, że nie. Była wręcz podekscytowana zgłębianiem zupełnie nowej dla niej wiedzy.

– Straszyła mnie moja rodzina, głównie mama. Wiadomo, pojęcie "grzechu" często pojawia się w kontekście kart tarota. Ale ja wiedziałam, że rozpoczął się piękny etap w moim życiu, nie skupiałam się na strachu – przyznaje rozmówczyni.

Aleksandra często, a nawet bardzo często, korzysta z kart, ale jak zaznacza – nie uzależnia od nich swoich wyborów. Teraz, bo wcześniej bywało różnie. – Gdy nauczyłam się klarownie czytać rozkłady kart, bardzo wykorzystywałam zdobyte umiejętności. Śmiało mogę stwierdzić, że praktycznie każdą ważną decyzję uzależniałam od tego, co karty mi podpowiedziały – przyznaje.

Dziś skupia się na słuchaniu własnej intuicji. – Głęboko wierzę w prawo przyciągania, manipulację energią w celu przyciągnięcia tego, czego pragnę. Podkreślę, że proces ten odbywa się w piękny sposób - wywołujemy u siebie emocje sprzyjające przyciągnięciu danego pragnienia – wyjaśnia kobieta.

Coś jak porada

Zdaniem Doroty wizyta u wróżki "to fajna i przydatna rzecz", ale trzeba trafić na odpowiednią osobę. Ryzyko, że trafi się na oszustkę lub oszusta, jest dość spore.

– Najlepszy jest ktoś z polecenia. Ta moja jest szczera i bardzo profesjonalna w tym, co robi – słyszę.

– Moi znajomi też korzystają z takich usług, ale większość idzie po coś, z konkretną sprawą. To tak samo, jak idziemy do lekarza, bo boli nas głowa – dodaje Dorota.

Gdy pytam, czy i ona traktuje wizytę u wróżki jak poradę, nie zaprzecza. – Tak, wydaje mi się, że tak – mówi.

– Czyli np. chcę zmienić pracę i idę zapytać, czy to dobry pomysł? – dopytuję.

– Ja właśnie z takim czymś chodziłam – podkreśla rozmówczyni. – Miałam ofertę innej pracy, więc zapytałam, czy to będzie dobra zmiana. Oczywiście ona nie może jednoznacznie powiedzieć – idź albo nie idź, ale to, co usłyszałam, to konkretne rzeczy, które sprawdziły mi się w 100 proc. Stwierdziła, że mogę zmienić pracę, ale w tej nowej długo nie popracuję. To nie będzie to, co będę chciała robić – opowiada.

Powiem szczerze, że mam takich znajomych, którzy traktują to jako terapię. O wiele lepiej się czują, jeśli pójdą do niej i czasami usłyszą to, co chcieliby usłyszeć. Dorota

Nic złego, ale…

– Jeśli chodzenie do wróżki, zainteresowanie numerologią, nie jest stałym elementem przy podejmowania decyzji, jeśli komuś to odpowiada, dobrze się z tym czuje, to trzeba powiedzieć, że nie ma w tym nic złego, bo wszystko jest dla ludzi – mówi psycholożka i psychoterapeutka Katarzyna Kucewicz.

Rozmówczyni naTemat zaznacza, że dzisiejszych czasach, czasach, które są niepewne, a dla wielu osób po prostu trudne, sama psychologia nie zawsze będzie wystarczająca, by móc się uspokoić. 

– Często ludzie korzystają z porad wróżek właśnie po to, aby poczuć spokój, utwierdzić się w jakiejś decyzji, usłyszeć inny punkt widzenia, aby otrzymać wskazówkę. Trzeba jednak podkreślić, że osoba, która mówi, że porada wróżki jest jak terapia, na pewno nigdy nie była na terapii. Zasadnicza różnica jest taka, że wróżka potrafi dać gotowe rozwiązanie, a terapeuta nigdy tego nie zrobi. Terapeuta nie mówi, jak będzie, co będzie, co człowiek ma robić. Terapeuta tylko i wyłącznie pomaga w lepszym rozumieniu siebie – wyjaśnia psycholożka. 

– Z psychologicznego punktu widzenia takie sporadyczne uczestniczenie w spotkaniach z wróżką, rozkładanie kart tarota nie jest czymś, co może przyczynić się do pogorszenia naszego dobrostanu – wyjaśnia Katarzyna Kucewicz.

Zaraz jednak dodaje, że inaczej jest w przypadku osób podatnych na sugestie. Te mogą się zatracić, uzależnić od takich wizyt i przepowiedni. 

– Dla osób lękowych, zależnych, które nie mają w sobie poczucia sprawczości, nie ufają sobie – a zazwyczaj takie korzystają z porad wróżek – może to być niebezpieczne. W ich przypadku pójście do wróżki, wiara w to, co ona powie, może potęgować lęki. Tym bardziej że wróżka to nie jest psycholog, więc nie wie, że mamy zaburzenia lękowe. Istnieje duże ryzyko, że usłyszymy coś, co nas negatywnie nakręci. Może być też tak, że słowa wróżki zinterpretujemy po swojemu i popchnie nas to do podjęcia niewłaściwej decyzji – ostrzega rozmówczyni. 

– Jeśli usłyszymy negatywną wizję, możemy bardzo się tego przestraszyć i zacząć funkcjonować zgodnie z zasadą samospełniającej się przepowiedni, czyli robić wszystko, żeby to się spełniło. Na przykład: dostaję informację, że zwolnią mnie z pracy, sugeruję się tym i postępuję tak, żeby rzeczywiście to się stało, np. zaniedbuję obowiązki – mówi Katarzyna Kucewicz.

Wróżbiarstwo to coś, co nie jest poparte żadnymi dowodami, potwierdzone naukowymi przesłankami. To bardziej placebo – może pomóc nam siłą sugestii. Pamiętajmy jednak, że często sięgamy po takie rzeczy. Przykładem niech będzie choćby chodzenie do kościoła, którego sens też nie jest zbadany naukowo. Wiemy natomiast, że modlitwa, medytacja to aktywności, które faktycznie ludziom pomagają.  Wróżka mówi, jak może się ułożyć przyszłość, czyli niejako zdejmuje z nas odpowiedzialność za podejmowane decyzje. Daje złudne poczucie, że los jest zapisany w kartach, więc mamy na niego niewielki wpływ. Tracimy poczucie sprawczości, poczucie decyzyjności i to właśnie jest niebezpieczne. Katarzyna Kucewiczpsycholożka, psychoterapeutka

Zajęcie moralnie nieobojętne

– Dziś rano miałam klientkę, która powiedziała mi, że już 10 lat temu była u mnie i że gdyby nie zachęta wtedy, toby się nie odważyła otworzyć swojego biznesu. Jest szczęśliwa, że posłuchała i zaryzykowała, bo nie wierzyła w siebie. A ja po prostu dodałam jej wiary w siebie. Powiedziałam, że wszystko będzie dobrze, że cudownie się rozwinie. I tak też się stało – opowiada Nina Portnicka-Boras.

Do Niny zwykle przychodzą ci, który są w potrzebie, którzy są zagubieni, szukają swojej drogi, chcą rozwiązać problem, wyjść z tarapatów. Ci, którzy chcą podjąć odpowiednią decyzję.

– To, co robię, jest zajęciem moralnie nieobojętnym. Jeżeli pokierujesz kogoś źle, to kładzie się na ciebie ciężar odpowiedzialności, bo człowiek przez to cierpi. Dlatego potrzebny jest nieustający rozwój, praca z energią, praca z intuicją i coraz większa umiejętność słuchania siebie, tego, co ci podpowiada dusza. A dusza, serce, emocje to światło. Natomiast ciemna energia to ego, rozum to ego, ale ona jest w każdym z nas – zaznacza rozmówczyni.

Jest, bo bez tej ciemnej strony nie da się żyć. Nina wyjaśnia, że inaczej nie umielibyśmy się bronić, pozwalalibyśmy wchodzić sobie na głowę. – To tak jak z fortepianem: nie zagra pani na nim utworu bez czarnych klawiszy – przekonuje.

Dla wielu osób wróżenie, karty, to grzech i igranie z ciemnymi siłami. Gdy pytam o to Ninę, ta w odpowiedzi dzieli się ze mną opowieścią o spotkaniu z pewnym księdzem.

– Byłam na mszy egzorcystycznej z koleżanką i poszłam do spowiedzi, choć właściwie chciałam tylko porozmawiać np. o moim małżeństwie. Ponieważ nie mamy ślubu kościelnego i jesteśmy po rozwodach, ksiądz zapytał, czy się kochamy i czy nasza miłość nikogo nie krzywdzi? Gdy usłyszał odpowiedzi, stwierdził: to żyjcie i kochajcie się – przytacza jego słowa.

Na tym jednak historia się nie kończy, bo duchowny był też ciekaw, czym Nina się zajmuje. Kobieta nie ukrywała, że ezoteryką. Przyznała, że czyta z dłoni i z kart.

– Zapytał, czy są takie karty, które mówią, że człowiek ma zacząć wierzyć w boga. Odparłam, że są i że wtedy mówię, żeby otworzyć serce dla boga, otworzyć serce na miłość, bo dzięki temu będzie się wolnym, szczęśliwym, poczuje się swoją moc. Moc tworzenia, kreowania swojej rzeczywistości poprzez światło. Tak to podsumował: Widzi pani, Kościół już tej mocy nie ma... niech pani mówi to ludziom, bo ludzie są zagubieni – opowiada Nina.

Rzeczy nieuniknione

Gdy wróżka rozkłada karty, niejedna osoba drży, czy aby na pewno za chwilę nie usłyszy wiadomości tragicznej, takiej, która zwali ją z nóg. Ale czy wróżka może o czymś takim poinformować? I tu opinie są różne. Część osób spotkała się z czymś w rodzaju kodeksu etycznego, który zakłada, że o złych wizjach po prostu się nie mówi.

Są jednak i tacy, którzy doświadczyli czegoś innego. Wśród nich jest Dorota.

– Nie ukrywa tego. Może powiedzieć, że wydarzy się coś złego. Raz coś takiego usłyszałam. Powiedziała, że w moim bliskim otoczeniu wydarzy się tragedia, że gdzieś widzi śmierć – opowiada Dorota.

I zaraz dodaje: – Wtedy człowiek zaczyna się zastanawiać, bo nie powiedziała konkretnie, kto.

Ci, którzy ezoteryki nie uznają, bo nie wierzą w całe to przepowiadanie przyszłości albo po prostu się boją, przy tym fragmencie opowieści z pewnością przystaną. Zdaniem dużej części ekspertów – tu mam na myśli psychologów, terapeutów – zaszczepienie myśli, która może okazać się natrętna, może wywołać stale obecny lęk.

A to w przypadku osób z zaburzeniami lękowymi tylko pogłębi problem, poczucie zagubienia.

– Nie, ja akurat nie myślałam ciągle o tej śmierci, ale rzeczywiście wtedy bardziej obserwuje się otoczenie i to, co dzieje się wokół. No ale... są rzeczy nieuniknione – kontrargumentuje Dorota.

Jednak to w trakcie innego ze spotkań z wróżką Dorota miała gęsią skórkę. Chodziło nie o jej rodzinę, nie o nią samą, a o kogoś, z kim pracowała.

– Jeden z moich kolegów miał poważny wypadek. Poszłam do niej, żeby powiedziała trochę więcej, czy będzie z nim ok, czy nie będzie. Ale akurat zanim się spotkałyśmy, kolega zmarł, więc za dużo nie usłyszałam. Tylko jedno zdanie mnie przestraszyło, przeszyło. Powiedziała, że ten kolega był opętany przez diabła – mówi i zawiesza głos.

– O matko... – bezmyślnie reaguję, bo informacja wydaje mi się tak abstrakcyjna.

– Później, myśląc o tym intensywnie, doszłam do wniosku, że mogło tak być – słyszę.

– Zachowywał się inaczej? – staram się dowiedzieć czegoś więcej.

Dorota głęboko wzdycha: – Było dużo takich różnych sytuacji, które... Każdy ma swoje humory, ale się zmienił.

Inna droga

Nina Portnicka-Boras mówi o śmierci, ale tylko wtedy, kiedy jest szansa, by wybierając inną drogę ominąć zagrożenie. Jeśli ktoś musi naprawdę odejść – słyszę – to zwykle takiej informacji nie ma.

– Na dłoni widzimy pewne linie, które mówią o zagrożeniu, ale to nie musi oznaczać śmierci. Zawsze mówię, że proszę właśnie w tym momencie wyjątkowo o siebie dbać – podkreśla. 

– Pani podpowiada, ale przecież każdy sam podejmuje decyzje? – pytam retorycznie, ale mam świadomość, że niektórzy nie stawiają na swoją intuicję w takich momentach.

– Oczywiście, że każdy sam podejmuje decyzję. Była u mnie kiedyś dziewczyna, której powiedziałam, że nie widzę jej wspólnej drogi z chłopakiem, że on po prostu gdzieś zanika. Była zdruzgotana. Ale tak wyglądało to w tamtym momencie, a wiadomo, że energie mogą się zmienić – zaczyna opowieść Nina.

Dowiaduję się, że dziewczyna po niedługim czasie wysłała do Niny chłopaka, o którego pytała, ale wtedy Nina nie miała o tym pojęcia.

– Na dłoni wszystko wyglądało dość fajnie, tylko jeden moment mnie zastanowił. Później w kartach wyszły mu wieża, diabeł i śmierć. Dlatego zapytałam, co robi takiego, co jest zakazane, szkodliwe, czy ma jakiś nałóg? Usłyszałam, że nie ćpa, nie pije, zdrowo się odżywia, tylko pali. Doradziłam mu, żeby przestał, bo wychodzi, że to może go zabić. A on na to: Zanim tyle się napalę, żeby mnie rak zeżarł, to jeszcze wiele lat minie – kontynuuje opowiadanie historii.

Historii, która nie ma szczęśliwego zakończenia. Przynajmniej jeśli chodzi o wspomnianego chłopaka.

– Za pół roku przyszła do mnie kobieta, która powiedziała, że był u mnie jej siostrzeniec i że mu powiedziałam, że nałóg go zabije. Odpowiedziałam, że mam nadzieję, że go rzucił. Wtedy usłyszałam, że nie, że zaczadził się przez niedopałek – wspomina spotkanie Nina.

Chcę dawać motywację do zmiany, bo to my jesteśmy bogami. Jesteśmy dziećmi bożymi, jesteśmy w stanie kreować swoją rzeczywistość. I nawet jeśli mamy paskudną karmę, możemy ją wyeliminować przez nasz rozkwit, dobre uczynki i naszą pogłębioną duchową świadomość. Nina Portnicka-Borasinstruktorka życia

Odpowiedź w sobie

Aleksandra wróży dla samej siebie raz albo dwa razy w tygodniu. Poza tym rozkłada karty i dla innych. Czy to, co widziała w kartach, a właściwie widzi, się sprawdzało?

– Już od pierwszych chwil korzystania z kart moje rozkłady były bardzo przejrzyste. Czasem miałam jedynie problem z dopowiadaniem wielu kwestii, mimo że na pierwszy rzut oka nie było ich widać w rozkładach. Wiele osób, którym wróżyłam, potwierdza, że moje przewidywania znajdują odzwierciedlenie w ich życiu – zapewnia rozmówczyni.

– Po tylu latach praktyk stwierdzam, że tarot zawsze powinien stanowić wskazówkę. Bardzo często pomocną przy podejmowaniu decyzji. Natomiast nigdy nie powinniśmy się od niego "uzależniać". Przecież nie zawsze mamy dostęp do kart, a odpowiedź i tak zawsze mamy w sobie - we własnym polu energetycznym – podkreśla Aleksandra.

Wszystko w nas

O tym, że wszystkie odpowiedzi mamy w sobie, od początku rozmowy przekonuje mnie Nina. Podkreśla, że wszystko, co jest nam potrzebne, by wykreować szczęśliwe życie, jest w nas. Musimy tylko nauczyć się siebie słuchać.

– Tworzymy negatywną rzeczywistość przez strach. Jeśli myślimy w takich kategoriach, to przyciągamy to do siebie. Trzeba powtarzać sobie: jestem otwarta na wszystko, co dla mnie cudowne, piękne, wspaniałe. Zasługuję na to. Niech się energie tak układają, żeby to do mnie przyszło, a przyjdzie w odpowiednim momencie. Nie biorę pod uwagę żadnego innego wariantu. Zasługuję na miłość, na to, by być szczęśliwą – podkreśla.

Może nie zawsze będą tylko piękne zdarzenia, bo bez złych momentów się nie rozwijamy, nie budzimy się. Potrzebujemy czasami mieć pod górkę, żeby zastanowić się, co robię nie tak. Nikt z nas nie jest doskonały, przychodzimy tu się uczyć. Naszym celem jest szerzenie miłości, bezwarunkowej miłości, to jedyny cel duszy. Miłość to moc, ona może pokonać każde zło. Nina Portnicka-Borasinstruktorka życia

Czytaj także: https://natemat.pl/347149,5-podcastow-o-astrologii-horoskopach-i-znakach-zodiaku-lista