Tak tłumaczą się osoby, które nie pomogły Lizie. Wiadomo, czy coś im grozi

redakcja naTemat
04 marca 2024, 15:00 • 1 minuta czytania
25-letnia Białorusinka, która padła ofiarą brutalnego gwałtu w centrum Warszawy, zmarła w miniony piątek w szpitalu. Zdarzenie widziały przechodzące osoby, ale jej nie pomogły. Z niektórymi udało się porozmawiać policji. Wiadomo już, czy coś im grozi za taką postawę.
Tak tłumaczą się osoby, które nie pomogły Lizie. Wiadomo, czy coś im grozi. Fot. Michal Zebrowski/East News

Jak podawał wcześniej TVN Warszawa, w trakcie zdarzenia obok bramy przy Żurawiej "przechodziły dwie kobiety, które przystanęły na chwilę, co nagrała kamera monitoringu". Jak twierdzą, o tym, co się tam stało, dowiedziały się później z mediów.


Czy świadkom napaści na Białorusinkę coś grozi?

"Kobiety zgłosiły się na policję i zeznały, że sytuację, której były świadkami, uznały za stosunek seksualny, prawdopodobnie pary osób bezdomnych. Mężczyzna, którego zobaczyły w bramie, miał wulgarnie się do nich zwrócić, żeby poszły. Utrzymywały, że nie miały świadomości przestępstwa" – czytamy w tekście TVN Warszawa.

Czy jednak może im coś grozić za to, że nie zareagowały? Dziennik "Fakt" zapytał o to karnistę prof. Piotra Kruszyńskiego.

– Zarzuty i potem wyrok za nieudzielenie pomocy może dostać tylko osoba, której udowodni się, że wiedziała, że ofiara jest w stanie zagrożenia zdrowia i życia. W tym przypadku jest to praktycznie niemożliwe, skoro świadkowie twierdzą, że myśleli, że to zwykły seks – wyjaśnił gazecie ekspert.

Nie żyje ofiara brutalnego gwałtu w Warszawie

W piątek (1.03) media obiegła wiadomość, że zgwałcona w centrum Warszawy 25-latka zmarła w szpitalu. Liza pochodziła z Białorusi. Prawdopodobnie była przypadkową ofiarą napastnika.

– Z przykrością muszę powiedzieć, że pacjentka zmarła. Mimo ogromnych starań lekarzy w godzinach przedpołudniowych nastąpił zgon. Jest nam bardzo przykro. Okoliczności są tragiczne, informacja jest tragiczna. Lekarze robili wszystko, co w ich mocy – poinformowała WP Barbara Mietkowska, rzeczniczka Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Do bestialskiego gwałtu doszło w nocy z 25 na 26 lutego na klatce schodowej przy ulicy Żurawiej w Warszawie. Nagą i nieprzytomną 25-latkę znalazł dozorca budynku, który zmierzał akurat na poranną zmianę.

Dorian S. miał znęcać się na młodą kobietą

Napastnik miał przystawić jej nóż do gardła i wciągnąć do bramy. Następnie dusił ją, zdarł z niej ubranie i zgwałcił. Po wszystkim zostawił ofiarę na schodach przed budynkiem i tramwajem wrócił do domu oraz swojej partnerki. Z ustaleń medialnych wynika, że 23-letni Dorian S. obserwował wcześniej swoją ofiarę i szedł za nią przez dłuższą chwilę.

Białorusinka trafiła do szpitala w stanie krytycznym. Bezpośrednią przyczyną jej zgonu była śmierć mózgu. Od momentu brutalnego gwałtu kobieta w ciężkim stanie przebywała na oddziale intensywnej terapii. Jej pogrzeb ma wkrótce odbyć się w Warszawie.