Adwokat dosadnie o zmianie definicji gwałtu. "Każdy seks będzie potencjalnym przestępstwem"
Obecna definicja zgwałcenia w Kodeksie Karnym ma prawie sto lat. Art. 197 KK dotyczący gwałtu lub wymuszenia czynności seksualnej brzmi: "kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 15".
Propozycja zmiany definicji zgwałcenia
Rzecz w tym, że by zakwalifikować coś jako zgwałcenie, wymaga się od ofiar udowodnienia, że próbowały aktywnie zapobiec tym czynnością. W XXI wieku osoby, które doznały krzywdy, na przesłuchaniach nadal są pytane o to jak były ubrane, czy w żaden sposób nie "sprowokowały" napastnika, czy się broniły lub krzyczały. Potwierdza to m.in. szokująca historia pani Anny Ratajczak, która została zgwałcona, ale sprawę umorzono.
Pomijając fakt, że pytania o strój są zwykłym seksizmem, a ubiór nie ma nic do czynu zabronionego, warto zwrócić uwagę na fakt, że każdy organizm reaguje inaczej i osoba, które jest gwałcona, może czuć tak silny strach, że nie będzie w stanie bronić się fizycznie lub nie wydobędzie z siebie krzyku.
"Mamy domniemanie, że kobieta chce seksu z każdym mężczyzną. Czas na zmianę definicji gwałtu" – podkreśla w rozmowie z naTemat.pl posłanka Nowej Lewicy Anita Kucharska-Dziedzic, wnioskodawczyni projektu ustawy o zmianie definicji gwałtu.
"Po zmianie prawa każdy seks będzie potencjalnym przestępstwem"
Innego zdania jest adwokat Maciej Zaborowski (zwany także adwokatem Ziobry i Obajtka). W rozmowie z "Rzeczpospolitą" stwierdził, że zmiana definicji gwałtu uderza w domniemanie niewinności, a każdy stosunek seksualny stałby się potencjalnym przestępstwem. Prawnik opowiada się zdecydowanie przeciwko poselskiej propozycji.
– Nie tylko jej nie oczekuję, ale jestem jej zdecydowanie przeciwny. Pojawienie się takiej propozycji w okresie kampanii wyborczej to nie przypadek. To czysty populizm prawny. Uważam, że temat ma charakter wyłącznie wyborczy i nie wynika z realnej potrzeby zmian. Przypomnę, że poprzedniej władzy wielokrotnie zarzucano, iż zmiany w prawne dokonywane były pod wpływem bieżących wydarzeń i emocji społecznych. Mam wrażenie, że w tym wypadku do tego właśnie dochodzi – ocenił w wywiadzie dla "Rz".
"Mamy bardzo dobre prawo"
Adwokat zaznaczył, że "gwałt jest strasznym przestępstwem" i popiera wszelkie zmiany, mające na celu ochronę ofiar. – Co do zasady mamy bardzo dobre przepisy dotyczące zgwałcenia i dość dobrą wykładnię. Nie uważam, że zmiany zwiększą jakość ochrony ofiar. Istota sprawy tkwi w praktyce stosowania obecnych przepisów. Zamiast wprowadzać nowe prawo, należy edukować organy ścigania oraz sądy, także w sferze psychologicznej – wyjaśnił Zaborowski.
"Rzeczpospolita" przypomniała, że według autorów zmiany mają wyeliminować sytuacje, w których sądy orzekają, że do zgwałcenia nie doszło, ponieważ ofiara nie broniła się.
Rozmówca dziennika odparł, że sąd orzekający w sprawie o gwałt za każdym razem powinien ustalić m.in. czy była zgoda na daną czynność seksualną, w jakim czasie jej udzielono i jaki był jej zakres. Adwokat wspomniał również o orzecznictwie, z którego wynika, że do uznania, iż doszło do gwałtu nie ma znaczenia występowanie czynnego oporu osoby pokrzywdzonej i jego natężenie. – Już teraz oskarżyciel nie musi udowadniać w każdej sprawie, że pokrzywdzona czynnie się broniła. Wynika to wyraźnie z orzecznictwa. To co proponują autorzy tej ustawy jest w mojej opinii sprzeczne z zasadą domniemana niewinności. Dochodziłoby bowiem do sytuacji, w której każdy stosunek seksualny byłby potencjalnym przestępstwem i na każdej stronie tej miłosnej relacji ciążyłby dowodowy obowiązek dysponowania zgodą. To przecież absurd. Jak miałaby chociażby wyglądać zgoda na odbycie stosunku seksualnego w małżeństwie? Sprowadzając to do absurdu, można by powiedzieć, że dla własnego bezpieczeństwa warto byłoby nagrywać każdorazowe wyrażenie takiej zgody – wypunktował Zaborowski.
Przypomnijmy: statystyki "Niebieskiej Linii" wskazują, że w Polsce rocznie ofiarą gwałtu pada 30 tys. kobiet. Dane policyjne mówią o około 600 przypadkach. Nieproporcjonalność wyników sugeruje, że ofiary większości nie zgłaszają gwałtów na policję.
Czytaj także: https://natemat.pl/545732,tak-bylam-ubrana-nie-krzyczalam-anna-ratajczak-o-umorzeniu-sprawy-gwaltu