Litewka zebrał 700 tys. zł dla chłopca. Wiadomo, jak Sebastian stracił dom
W ostatnich czasie do posła Lewicy Łukasza Litewki odezwał się 15-letni Sebastian, który od kilku lat jest bezdomny.
Poseł Lewicy założył zbiórkę do 15-latka, który nie ma domu
"Mam 15 lat. Nie wiem, jak się pisze e-mail w takiej sprawie, ale bardzo proszę o pomoc dla siebie i dla mojej mamy. Wiem, że na pewno jest dużo ludzi potrzebujących i że nie każdemu można pomóc, ale ja i moja mama na to naprawdę zasługujemy. Moja mama i ja żyjemy od kilku lat bez dachu nad głową, nie mamy mieszkania. Często śpimy na dworze, tak na dworze... Nikt o tym nie wie, nawet w mojej szkole" – tak zaczyna się apel Sebastiana, który opublikował w mediach społecznościowych poseł Łukasz Litewka.
Fundacja "Team Litewka" założył więc dla niego zbiórkę. Udało się już zebrać ponad 700 tys. zł.
Poseł Litewka poświęcił tej sytuacji jeszcze kilka postów. "Właśnie zadzwonił Sebastian z mamą. Dosłownie stoją na ulicy, zapłakani i przerażeni. Przerażeni skalą sytuacji, która momentalnie ich przerosła. W byłej szkole Sebastiana grono pedagogiczne zobaczyło post i wydzwaniali do chłopca i mamy. Chłopak ma 15 lat, mimo pięknej postawy też targają nim emocje i to, co się wydarzyło. Musiałem go uspokoić, że to nie żarty ani oszustwo" – czytamy w jednym z nich.
Chłopiec bardzo dobrze się uczy i zawsze był zaopiekowany
Dziennik "Fakt" zapytał Urząd Miasta Krakowa, czy zna sytuację Sebastiana i jego mamy. – Mama chłopca nie zwracała się z prośbą o pomoc do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Krakowie, gdyby to miało miejsce, instytucje miejskie mogłyby w jego sprawie zadziałać – powiedział dziennikowi Dariusz Nowak, rzecznik Urzędu Miasta Krakowa.
Dziennik dowiedział się również, że mama chłopca jest Czeszką, ale Sebastian urodził się w Polsce. Jednak, kiedy rodzice chłopca się rozstali, z Warszawy przenieśli się do Krakowa. – Ojciec znalazł sobie nową rodzinę i miał ich wyrzucić – usłyszał "Fakt" od swojego źródła.
Gazeta ustalił również, że kobieta miała w Krakowie dorywczą pracę i nocowała z synem na dworcu nawet trzy razy w tygodniu. Czasami, kiedy jakiś hotel oferował promocję, korzystali z niej.
Również w szkole chłopca nikt nie zauważył jego problemów. – Kompletnie nie wiedzieliśmy o jego sytuacji rodzinnej. Sami jesteśmy w szoku – przekazała rozmowie z "Faktem" Edyta Chorobik, dyr. SP nr 18 w Krakowie. Chłopiec chodził do tej szkoły pięć lat, świetnie się uczył i był zadbany. Szkoła miała też dobry kontakt z jego mamą.