Jeśli występuje zagrożenie życia, nie dzwoń pod 112 tylko pod 999. Ratownik tłumaczy dlaczego

Alicja Jabłońska-Krzywy
31 sierpnia 2024, 07:15 • 1 minuta czytania
– Mózg bez tlenu u nieoddychającego, nieratowanego człowieka umiera w każdej minucie o około 10 proc. Dwie minuty szybsza pomoc to o 20 proc. więcej szans na sukces dla obu stron. Ratowanej i ratującej – mówi w rozmowie z naTemat.pl Karol Bączkowski, ratownik medyczny.
W przypadku zdarzeń medycznych, wymagających natychmiastowego wsparcia pogotowia ratunkowego, dzwońmy pod numer 999 Fot. Jan Graczyński / East News.

Tymczasem mało osób wie, że numer alarmowy 999 nie został zlikwidowany i nadal możemy z niego korzystać. Wprawdzie były takie plany, ale Ministerstwo Zdrowia wycofało się z nich po przeanalizowaniu długości czasu obsługi zgłoszeń wpływających z numeru 112, obsługiwanych przez operatorów i przekazywanych następnie do dyspozytorów medycznych oraz zgłoszeń bezpośrednich na numer 999, obsługiwanych przez dyspozytorów medycznych od razu.


Pozostałe dwa numery alarmowe - 997 do Policji oraz 998 zawiadamiające Straż Pożarną przełączane są automatycznie na numer 112. Pierwszy od 2018, drugi od 2021 r. Tu zawsze połączymy się z operatorem linii 112, który następnie adekwatnie do zagrożenia przełączy nas do którejś z tych służb.

Czasem dzieje się tak również, gdy dzwonimy pod 999 i oznacza, że wszyscy dyspozytorzy medyczni w systemie 999 są zajęci i nastąpiło przekierowanie, by zgłaszający mógł otrzymać wstępne wskazówki. W większości przypadków jednak numer 999 połączy nas bezpośrednio z pogotowiem ratunkowym.

Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że średni czas obsługi zgłoszenia wpływającego bezpośrednio na numer alarmowy 999 wynosi 116,31 sek., zaś zgłoszeń trafiających do dyspozytorni medycznej za pośrednictwem nr 112 to 243,55 sek. Ta różnica może zrobić wielką różnicę.

Ale dlaczego w ogóle i kiedy pojawił się pomysł na likwidację numeru 999? Po co powstał numer 112? I czy są jakieś wytyczne, kiedy powinniśmy dzwonić na pierwszy, a kiedy na drugi z tych numerów? Na te pytania odpowiada w rozmowie z naTemat.pl mgr. zdrowia publicznego, ratownik medyczny Karol Bączkowski.

Skąd w ogóle informacja, że numer 999 jest zlikwidowany? Ludzie nie czytają ogólnodostępnych komunikatów?

Ratownik medyczny Karol Bączkowski: Istotna wiedza w naszym życiu wymaga myślenia, a ta czynność mam wrażenie niektórych boli. Ludzie nie czytają ze zrozumieniem, a wartościowych treści czytają coraz mniej. Mamy bardzo dużo przekazów w mediach, które nie budują wiedzy, a ogłupiają. Jak np. bardzo szkodliwe, od wielu lat budujące atencję ludzi programy paramedyczne.

Jeśli pojawia się w telewizji informacja, że operator 112 wysyła karetkę i doradza medycznie, to nie ma możliwości, aby te niewłaściwe wzorce ludziom nie utrwaliły się w głowie.

Czasem bywa tak, że jeżeli wszystkie linie 999 są zajęte, to następuje zastępowalność i odbiera operator 112. I bardzo często ludzie na podstawie tego doświadczenia uznają, że tego numeru 999 już nie ma. Nie ma eksperta, który by im to wyjaśnił, a kłamstwo powielane wiele razy bardzo mocno się przebija do podświadomości. I powstaje mit.

Czy dlatego stara się pan przekazywać wiedzę tak szeroko, jak to możliwe?

Dokładnie tak, dlatego dzielę się regularnie wiarygodną, pochodzącą z doświadczenia wiedzą w swoich mediach społecznościowych. Aby budować właściwe postawy poprzez mówienie, pisanie, pokazywanie materiałów wideo. Jest jeszcze wiele pracy w tej przestrzeni, zaniedbanej przez państwo. Na szczęście nie jestem sam, jest wielu innych ratowników medycznych.

To w takim razie czemu powinniśmy dzwonić pod numer 999, nie 112 w przypadku zdarzeń medycznych?

Bo to skraca czas dotarcia pogotowia ratunkowego, bo nie mamy dodatkowej komunikacji z instytucją, kanałem informacyjnym, który nie jest w stanie udzielić nam takiego wsparcia, jakiego udzieli nam dyspozytor 999, czyli medyk. Trzeba głośno powiedzieć i to przecież podało samo Ministerstwo Zdrowia, że ten pośrednik, który zadaje tyle pytań, "zjada" nam dwie minuty.

Mózg bez tlenu u nieoddychającego, nieratowanego człowieka umiera w każdej minucie o około 10 proc. Dwie minuty szybsza pomoc to o 20 proc. więcej szans na sukces dla obu stron. Ratowanej i ratującej.

https://www.instagram.com/reel/C4TJf2dINuc/?utm_source=ig_web_copy_link&igsh=MzRlODBiNWFlZA==

A dzwonienie pod numer 999 działa dokładnie tak jak w przypadku 112, zarówno z telefonu stacjonarnego, jak i z komórkowego. Nie poprzedzamy tego numeru żadnymi innymi znakami - cyframi, prefixami, gwiazdką, krzyżykiem czy czymkolwiek.

Czemu zatem numeru 999 nie promuje się w dużych ogólnopolskich kampaniach edukacyjnych?

Brakuje jednostki w państwie, która zajęłaby się tym profesjonalnie. Widzimy tylko okresowo jakieś akcje, tak zwane "zrywy", które są na chwilę i szybko się kończą. A przecież mamy różnego rodzaju instytucje odpowiadające za zdrowie, jak choćby Ministerstwo Zdrowia czy Narodowy Fundusz Zdrowia, które powinny promować te właściwe przekazy, zastanowić się, jak fizycznie dotrzeć do ludzi.

Tymczasem te miejsca i struktury nie są wykorzystywane w celu budowania tej edukacji. Bo wydrukować ulotki czy nagrać film może każdy, ale jeżeli nie opracujemy sposobu, jak dotrzeć do ludzi z wielokrotnością tego wydarzenia i z przekazem, tak by zrozumieli, to będziemy pracować ciężko, ale nie mądrze.

To po co w ogóle powstał numer 112?

Wstąpiliśmy do Unii Europejskiej, gdzie musieliśmy się podporządkować pewnym zasadom, a włączenie numeru 112 było jedną z nich. Dodatkowo jest on potrzebny, abyśmy będąc w innym kraju europejskim jako turyści, mogli wezwać pomoc. Oczywiście nie we wszystkich, są kraje w Europie, czy na tak zwanym jej skraju, jak np. Turcja, gdzie pomoc wzywamy już w inny sposób.

Drugi powód to taki, aby obcokrajowcy w Polsce wiedzieli, jak mają dzwonić i wezwać pomoc, bo przecież oni nie mają pojęcia o naszych trzech dziewiątkach. To jest bardzo istotne. Celem było również scentralizowanie tych numerów, by ludzie zawsze dodzwonili się po odpowiednią pomoc pod numerem alarmowym.

Czy 112 nas gdzieś przełącza? Jak to fizycznie działa, skoro to jest jeden numer do wszystkich służb?

Pod numerem 112 funkcjonuje centralna jednostka, która zbiera połączenia i to operator decyduje, czy jest potrzebna pomoc policji, straży pożarnej czy pogotowia. I przekierowuje do odpowiedniej służby, najpierw jednak musi zrealizować wymagane procedury zebrania wywiadu, rozpoznania przypadku.

Musi zadać kilka pytań, aby zdecydować, gdzie nas przełączy. To jest tak zwana decyzyjność wstępna. Potem słyszymy już dyżurnego policjanta, strażaka czy dyspozytora medycznego.

W jakich zdarzeniach medycznych powinniśmy dzwonić pod numer 999, a kiedy pod 112?

Oczywiście mogłoby się wydawać, że jak ktoś złamał nogę czy rękę, to dłuższe oczekiwanie nic nie zmieni poza tym, że będzie cierpiał dwie minuty dłużej. A jak się dusi, ma zatrzymanie krążenia i potrzebujemy rady medyka, żeby stwierdzić, czy ktoś oddycha i jak mamy prowadzić uciski klatki, to wybieramy 999. Bo nie pomoże nam fikcja numeru 112, pod którym nie siedzi medyk.

Natomiast moja rekomendacja jako ratownika medycznego jest taka, żeby w przypadku wszystkich zdarzeń medycznych wzywać medyka, który nam doradzi i powie co dalej. Czy wysyła karetkę, czy inne służby, czy powinniśmy udać się na SOR. A medyka znajdziemy wyłącznie pod numerem 999.

Numer 112 będzie lepszym wyborem do zdarzeń w ruchu drogowym, by powiadomić, że jest ranne zwierzę, zagubione dziecko czy starszy człowiek. Również w przypadku zagrożeń, wymagających działań Straży Pożarnej oraz Policji.