Captur naprawdę zadziwia. To typowy mieszczuch, ale w trasie też sobie poradzi

Adam Nowiński
04 października 2024, 12:20 • 1 minuta czytania
Renault Captur to miejski crossover, którego najnowsza generacja jest na rynku od 2019 roku. Teraz przeszedł lifting i wygląda o wiele nowocześniej. Zapraszam na test.
Oto nowy Renault Captur Fot. Adam Nowiński / naTemat.pl

Po Renault Scenic i Renault Espace przyszła kolej na test następnej nowości francuskiego koncernu – poliftowego Renault Captur. Już na pierwszy rzut oka widać, że ma on bardziej nowoczesną oraz masywną sylwetkę.


Francuscy inżynierowie osiągnęli ten efekt, przebudowując całkowicie przedni pas i montując zabudowany, ciemny grill, nawiązujący do innych nowych modeli marki, co jest świetnym zabiegiem stylistycznym Gillesa Vidala. Mamy też zupełnie inne, bardziej smukłe lampy full LED oraz bardziej kanciaste kształty karoserii.

Z tyłu zmian było mniej, ale także na plus. Przemodelowano zderzak i zmieniono na półprzezroczyste klosze lamp. Trzeba przyznać, że auto prezentuje się znacznie lepiej od przedliftowej wersji. Ja do testów dostałem model Techno, czyli środkowy standard wyposażenia. "Niżej" w cenniku jest Evolution, a wyżej Esprit Alpine.

Czym charakteryzuje się testowany przeze mnie model? Wizualnie, chociażby 18-calowymi alufelgami czy dwukolorowym malowaniem (dach jest w perłowej bieli, a reszta karoserii w białym metaliku).

Wewnątrz? Nowocześnie i przytulnie, ale te fotele...

W środku też jest nowocześniej. Wzrok przykuwa przede wszystkim nowy wyświetlacz z zegarami cyfrowymi, na którym można wyświetlać między innymi parametry z map Google.

Tak, dobrze czytacie, map Google, które mamy w wyższych wersjach zainstalowane na pokładzie. Ogólnie system operacyjny bazuje, podobnie jak inne, odświeżone czy też nowe modele Renault, na Android Automotive. Dlatego też mamy dostęp m.in. do map Google, asystenta, czy też sklepu Google, za pośrednictwem którego mamy możliwość zainstalowania różnych aplikacji.

System działa bardzo sprawnie i jest czytelny, a wszystko wyświetlane jest na nowym, ponad 10-calowym pionowym ekranie. Jego montaż wymusił zmiany pod nim, dlatego zniknął oddzielny panel klimatyzacji z pokrętłami i został zastąpiony znanymi już z innych modeli "fortepianowymi" przyciskami, które idealnie sprawdzają się przy obsłudze klimatyzacji i innych funkcji auta.

A mówiąc o fortepianach... fajnie, że Renault do minimum ograniczyło obecność w środku plastiku w odcieniu piano black. Widać, że da się zastosować inne listwy dekoracyjne i nie trzeba pchać na siłę tego materiału, na którym szybko widać brud i ma tendencje do rysowania się.

Niestety, za dużo dobrego nie mogę powiedzieć o fotelach. Dostałem te obite tkaniną (dostępne są też ze skórą syntetyczną) z żółtymi przeszyciami. Owszem, wygląda to ładnie, jest pewnie dość tanie w eksploatacji, ale bardzo niewygodne, zwłaszcza latem – człowiek po prostu przykleja się do fotela, który dodatkowo nie ma dość przyjemnej w dotyku faktury. Jeśli miałbym kupować to auto, to tylko z ekoskórą.

Kolejnym minusem jest półka na smartfona z ładowarką indukcyjną – no nie sposób na niej położyć większy telefon i z niej skorzystać, bo jest niewymiarowa, a urządzenie przy mocniejszym hamowaniu może z niej zlecieć mimo gumowania.

Ale jeśli chodzi o inne praktyczne aspekty jak schowki, czy też stylistyczne, jak wykończenie boczków lub podłokietniki, to nie mam tutaj zastrzeżeń.

Z tyłu jest przyzwoita przestrzeń jak na SUV-a segmentu B. Spokojnie usiądzie tam dorosła osoba i nie będzie musiała się "kurczyć". Powierzchnia bagażnika też jest przyzwoita, ponieważ w podstawie ma 484 l, a jeśli przesuniecie tylną kanapę o 16 cm, uzyskacie w ten sposób nawet 616 l.

Jak jeździ?

Renault Captur napędzany jest tylko silnikami benzynowymi. W podstawie mamy trzycylindrowy silnik 1.0 TCe 91 KM. Jeśli ktoś chciałby gaz, to może mieć jednostkę z tym benzyniakiem plus LPG 1.0 TCe 100 KM.

Dalej mamy dwie miękkie hybrydy: 1.3 TCe 140 KM oraz 158 KM. No i testowana przeze mnie klasyczna hybryda 1.6 E-Tech 143 KM. Jak wypada na drodze? W mieście świetnie – spalanie jest niskie, poniżej 5 litrów na 100 km, zwinny, mały, dynamiczny. W trasie jest gorzej i nie chodzi o zużycie paliwa (ok. 6,5 litra).

Przede wszystkim, przy większych prędkościach, jak to w hybrydach – brakuje mu mocy. 1.6 warczy przeraźliwie, co jest raczej skutkiem słabszego wyciszenia kabiny niż samej pracy silnika, ale zanim usłyszymy jego dźwięki, to po wciśnięciu gazu mijają dwie - trzy sekundy, kiedy auto myśli i zastanawia się, co zrobić.

Przy wyprzedzaniu warto mieć to na uwadze. Jeśli jednak jeździ się spokojniej i nie po autostradach, to odświeżony Captur daje radę.

Jak pozostałe aspekty jezdne? Zawieszenie daje radę, nie jest to wszak pneumatyka, ale bardzo dobrze wytłumia subtelniejsze koleiny. Skrzynia biegów została przez Francuzów poprawiona, więc działa bardzo płynnie. Auto zdecydowanie bardzo dobrze się prowadzi, jest zwinne, a na zakrętach nie wpada w podsterowność.

Do tego sporo systemów bezpieczeństwa i wspomagaczy jazdy, jak monitoring martwego pola, dobrej jakości kamera cofania i kamery 360, rozpoznawanie znaków drogowych, czy collision assist – dla mnie to wystarczający pakiet.

Cena?

No i tutaj jest spore zaskoczenie, bo Renault nie zmieniło znacznie cen wersji Captura. Evolution 1.0 TCe 91 KM z manualną skrzynią pięciobiegową to koszt 85 500 zł. Za instalację gazową trzeba dopłacić 4000 zł. Jeśli ktoś chciałby kupić miękką hybrydę 1.3 TCe 140 KM MT6 w wersji Techno, to już przekroczy 100 tys. zł i wyda dokładnie 104 800 zł.

Wariant 158-konny z wyposażeniem Esprit Alpine to koszt rzędu 123 800 zł. A testowany przeze mnie w pełni hybrydowy Captur 1.6 E-Tech 143 KM z wyposażeniem Techno to wydatek 120 800 zł. Jeśli wymienić w nim fotele, byłby to całkiem interesujący zakup do miasta i na krótkie wypady. Ale w sumie, jeśli ktoś jeździ spokojnie i niezbyt często porusza się autostradami, to Renault Captur i w tej wersji będzie dla niego odpowiedni.

Czytaj także: https://natemat.pl/564653,renault-scenic-autem-roku-2024-jak-jezdzi-cena-zasieg-wyposazenie