"Czy 30 dzieci to mało?". Nikt w Polsce nie wie, ile dzieci ginie z rąk rodziców
Rafał, 19 dni Marcin, pół roku Hanna, 4 lata Wojciech, 7 miesięcy Emilia, 3 lata, 14-latek z Siedlec
Sześcioro dzieci, sześć historii cierpienia, sześć tragedii, tylko z 2024 roku. Każde z tych dzieci zginęło z rąk opiekunów.
Tępym narzędziem uderzył go w głowę. Spowodował "ciężki uszczerbek na zdrowiu, a następstwem była śmierć". Matka utopiła córkę w wannie. Matka zostawiała w domu na długie godziny dziecko. Dziewczynka zmarła z powodu odwodnienia i zagłodzenia. Ojciec zamordował syna nożem.
Co roku w Polsce w wyniku przemocy ze strony bliskich dorosłych umiera około 30 dzieci. Niepokojące jest słowo "około", zwłaszcza zestawione z "umiera". Zdecydowana większość ma mniej niż trzy lata. To dane Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, która na podstawie doniesień mediów, gromadzi te informacje. Wszyscy zatem wiemy, że to wyimek rzeczywistości. Fragment obrazu.
Dane, których nie ma
Kiedy zaczynaliśmy pracę nad redakcyjną akcją na temat przemocy wobec dzieci, pierwszym – odruchowym i oczywistym – pytaniem, jakie sobie zadaliśmy, było: ile dzieci rocznie w Polsce ginie z rąk rodziców, opiekunów? Ale bez szacunków, konkretnie. Jakie są twarde dane? Jaki jest pełen obraz? Zadaliśmy to proste pytanie najważniejszym instytucjom w Polsce. I do dziś ciężko nam uwierzyć w to, co usłyszeliśmy lub przeczytaliśmy.
– Komenda Główna Policji:
Asp. szt. Aleksandra Laskowska, biuro komunikacji społecznej Komendy Głównej Policji: Odpowiadając na zadane przez panią pytanie, uprzejmie informuję, że Komenda Główna Policji nie gromadzi danych w żądanym przez panią zakresie. Każdy rozpatrywany czyn wymaga indywidualnego podejścia, szczegółowej oceny prawno-karnej, z uwzględnieniem wszystkich okoliczności jego popełnienia.
– Prokuratura Krajowa: Dział Prasowy Prokuratury Krajowej: – Nie dysponujemy raportem, o który pani prosi. – Ministerstwo Sprawiedliwości: Biuro Prasowe podaje jedynie dane na temat liczby osób skazanych za czyny kwalifikujące się jako przemoc domowa.
Pytam też bezpośrednio wiceministrę Zuzannę Rudzińską-Bluszcz. Odpisuje krótko: "Już sprawdzam". Ale na tym kontakt się kończy.
– Rzecznik Praw Dziecka
Monika Horna-Cieślak w wiadomości SMS: "Nie są obecnie zbierane takie dane, są tylko doniesienia medialne. Pracujemy nad tym, by to się zmieniło".
Jej rzecznika Paulina Nowosielska:
– Dziś nie ma jednego zbiorczego miejsca, gdzie agregowane byłyby informacje dotyczące wyłącznie dzieci, które zginęły z rąk rodziców czy opiekunów prawnych. Rzeczniczka Praw Dziecka widzi potrzebę jego powstania.
– Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej Wydział Prasowy: – Kwestie przemocy w rodzinie leżą w kompetencji Ministry ds. Równości – prosimy o kontakt z Kancelarią Prezesa Rady Ministrów.
– Kancelaria Prezesa Rady Ministrów – brak odpowiedzi.
Wychodzi na to, że nikt w Polsce tak naprawdę nie wie, ile dzieci rocznie ginie w wyniku przemocy ze strony najbliższych dorosłych. Żadna państwowa instytucja nie zbiera tych danych. Dlaczego?
Śmierć, która miała coś zmienić
Cofnijmy się na do 2023 roku. 8 maja umiera ośmioletni Kamil z Częstochowy. Chłopiec przez pięć dni leżał skatowany pod kaflowym piecem. Poparzona głowa i klatka piersiowa, popalone włosy, połamane ręce i nogi. Na małym ciele ślady bicia, kopania, przypalania papierosami. Ojczym polewał go wrzątkiem, rzucał na rozgrzany węglowy piec.
Nikt nie słyszał jego płaczu. A w niewielkiej kamienicy przy Kosynierskiej na częstochowskim Stradomiu, żyło kilkadziesiąt osób. W mieszkaniu na parterze – oprócz oprawcy i jego ofiary – byli: matka, ciotka, wuj i siedmioro dzieci.
Sprawa budzi tym większe emocje, że rodzina była pod opieką wielu instytucji. Na fali społecznego oburzenia wyciągnięto z sejmowej zamrażarki ustawę, która ma zwiększyć bezpieczeństwo dzieci. I nazwano ją imieniem Kamila.
Zaprowadzono szereg zmian, m.in. powołano – trochę na wzór brytyjski (Serious Case Review) – zespół ds. spraw analizy zdarzeń, na skutek których małoletni poniósł śmierć lub doznał ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Ten działa przy Ministerstwie Sprawiedliwości. Wprowadzono również standardy ochrony małoletnich. Później tzw. ustawę Kamilkową znowelizowano. Magdalena Mazurek, przyrodnia siostra zmarłego Kamila: – Na razie nie widzę, żeby coś się miało zmieniać. Niech pani zobaczy, ile dzieci poginęło po śmierci Kamilka. I co?
Efekt zbitego termometru
Czy 30 dzieci to mało? Za tymi liczbami stoją konkretne imiona, historie cierpienia i przemocy, która doprowadziła do śmierci. W Polsce rocznie znika przynajmniej 30 dzieci. Co oznacza, że co 12 dni umiera dziecko. Z powodu: braku empatii, braku reakcji na krzywdę i przemoc, błędów systemowych, działania nie na czas.
Czy 30 dzieci to mało? Nie odpowiadaj. Zadajemy to pytanie rządzącym: "Czy 30 dzieci to mało?" Czy to za mało, żeby zacząć monitorować krzywdę dzieci? A może lepiej nie znać jej skali? Pracownik opieki społecznej: – Efekt zbitego termometru. Jak go pobijesz, nie wiesz, jak wysoką masz gorączkę. Z tym jest tak samo: dopóki nie masz konkretnych danych, nie wiesz, jaki masz problem. Ile dzieci ginie. Zgodnie z ustawą o ochronie małoletnich każdy, kto dowiedział się o śmierci dziecka z rąk rodziców, opiekunów, jest zobligowany poinformować mecenasa Grzegorza Wronę. To przewodniczący zespołu ds. analizy zdarzeń, na skutek których małoletni poniósł śmierć lub doznał ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, który działa przy Ministerstwie Sprawiedliwości.
Ile dostał pan takich sygnałów? – pytam mecenasa Wronę. – Tylko trzy. Z mediów więcej można się dowiedzieć. Jesteśmy po serii spotkań z urzędami centralnymi, które zapewniły nas, że to się zmieni. Ale nawet w przypadku tej ostatniej historii z Dunajca – nikt nas nie poinformował. Zaczynam rozumieć, dlaczego tak może być – mówi.
Uważam, że instytucje boją się mieć takie dane, ponieważ jeżeli je do nas zgłoszą, to odbierają to w ten sposób, że będą później kontrolowani, rozliczani. I wolą tego nie robić.
Planowane są kolejne prace nad zmianą ustawy Kamilka. I z nieoficjalnych informacji wynika, że zbieranie wspominanych danych jest zaplanowane jako kolejne narządzenie przeciwdziałania przemocy wobec dzieci. Ale nikt nie potrafi powiedzieć, kiedy ta zmiana się zadzieje. Słyszę też od kilku osób, żeby nie ustawać w pytaniach o tę sprawę i "wywierać presję".
I nasza akcja właśnie po to jest: żeby zwrócić uwagę na problem przemocy i wywierać presję. Na rządzących, ustawodawców, sąsiadów, nauczycieli, kolegów, koleżanki. Bo przemoc wobec dzieci, ich śmierć z rąk rodziców, to sprawa, która dotyczy nas wszystkich. I odpowiedzialność za te tragedie ponosi każdy z nas: ja, ty, ona, on, my, wy, oni. Bo nie reagujemy, gdy słyszymy płacz dziecka. Bo nie wywieramy presji na instytucje. Bo pozwalamy politykom, aby ten temat nie był dla nich priorytetem. Posłuchajcie Andrzeja Falkiewicza, pracownika opieki społecznej z 30-letnim stażem:
– Pytam czasami ludzi: "A co byście poczuli, gdybyście pewnego dnia zobaczyli, że w czarnym worku ktoś wyciąga dziecko?! A wy słyszeliście, że coś się działo. Bo ono płakało za ścianą przez te ostatnie tygodnie. I mówicie, że to nie wasza sprawa. Co byście czuli, gdybyście widzieli to dziecko martwe w czarnym worku?".
W najbliższym czasie na łamach naTemat będziemy publikować teksty, które szeroko pokazują problem przemocy wobec dzieci.
Czytaj także: https://natemat.pl/573379,zeby-nie-bylo-trupa-nie-piszemy-pism-po-prostu-zabieramy-dzieci-ratujemy-je