Ten samochód naprawdę "pokazuje język" na ulicy. Wygląda i jeździ jak hot wheels

redakcja naTemat.pl
23 października 2024, 10:23 • 1 minuta czytania
BMW pokazało nam swój najmniejszy samochód w swojej najmocniejszej wersji. Ten samochód to taki hot wheels na prawdziwych drogach. Oto czym zwraca uwagę BMW serii 1 w wersji M135i xDrive, bo dokładnie tak się w całości nazywa ten samochód.
Test BMW M135i xDrive. Fot. naTemat

Najnowsza generacja BMW serii 1 doczekała się swojej czwartej odsłony. BMW M135i xDrive, najmocniejsza wersja nowej "jedynki" kusi na zewnątrz, zaskakuje wewnątrz i dogadza w trakcie jazdy. 


Nowa seria 1 w takim wariancie, jaki widzicie tu na zdjęciach, bardzo szybko przyciąga uwagę. Choć mała, to nie jest nudna. Co to, to nie. W dużej mierze to zasługa drapieżnego i charakterystycznego mocnego matu, który nadaje tu charakter, ale nie tylko jego. Ten samochód ma wszystkie wizualne atrybuty “małej wyścigówki” i wszystko w nim się “doklikuje”.

Nie chodzi mi nawet o przetłoczenia, które matowy lakier jeszcze bardziej uwypukla, czy o charakterystyczny grill. W tym aucie jest sporo smaczków jak czarny splitter z przodu, delikatne lotki przy reflektorach, spoiler z tyłu na dachu z napisem “M Performance”, "karbonowa" zawleczka do wlewu paliwa, czarne obudowy wydechu i cztery potężne jak na wielkość auta rury wydechowe.

Do tego czerwone zaciski hamulców z logotypem “M”, czarne obudowy lusterek z w stylu włókna węglowego czy element budzący najwięcej ciekawskich spojrzeń, czyli… czerwony, wystający niczym język spod maski pas holowniczy. Nie zliczę, ile razy ktoś zerkał na ten czerwony pasek. Dziwi dorosłych, ciekawi dzieci. Cóż, taka moda. 

W środku jest dużo bardziej minimalistycznie, żeby nie powiedzieć, że nawet surowo. Wnętrze ogrzewa nieco czerwona tapicerka, ale generalnie jest dość “pusto”. Króluje długi ekran, na którym sterujemy multimediami i wnętrzem samochodu. Działa sprawnie i intuicyjnie, choć raz podczas porannego mrozu doszło do nietypowej sytuacji, ponieważ ekran… nie chciał się włączyć. Musiałem wyłączyć i włączyć ponownie auto, potem poczekać chwilę, bo ewidentnie coś długo się ładowało i w końcu odpalił się jakby nigdy nic. Drugi raz nie udało mi się odtworzyć tej sytuacji. 

Na panelu pomiędzy fotelami mamy dość podstawowy panel, na którym poza zmienianiem biegów możemy wybrać parę opcji jak szybki nawiew na szyby, parkowanie, tryby jazdy czy szybkie przejście do panelu zarządzania systemami wspomagającymi jazdę. Za to ostatnie plus, bo nie trzeba przeklikiwać się przez miliony ekranów, by je znaleźć.

Do tego nowoczesnego minimalizmu nie pasują jednak gumowe, ordydynarne i zwykłe elementy do sterowania kierunkiem nawiewu. Brzydkie, niefajne w dotyku, ale obecne nie tylko tutaj, bo też i w topowej serii 7. 

Wielki plus za to za… wielką i mięsistą kierownicę. Bardzo przyjemnie leży w rękach i czuć, że prowadzimy to auto. Jeśli chodzi o rozmiar, to jest to oczywiście samochód kompaktowy, ale udało zrobić się nim parogodzinną trasę w cztery wysokie, dorosłe osoby. Gdy zapytałem o wrażenia z tyłu, pasażerowie stwierdzili, że “spoko, ale takie 3-godziny na jeden raz to raczej max dla komfortowej jazdy”. 

Po zmroku w oczy rzuca się także wyraźne oświetlenie ambient, którego jest całkiem sporo w charakterystycznym “kropkowanym” stylu. Możemy też sterować jego kolorem. Wygląda ładnie i nadaje klimatu, ale po raz pierwszy spotkałem się także z przypadłością, która polega na tym, że… to oświetlenie odbija się na bocznych szybach i lusterkach, przez co nieco rozprasza uwagę kierowcy. 

Pod maską M135i xDrive znajduje się 4-cylindrowy silnik benzynowy o mocy 300 koni mechanicznych. Pierwszą setkę osiągamy po niecałych 5 sekundach. Spalanie z trybu mieszanego, które deklaruje komputer pokładowy to ok. 8l/100 km. Do dyspozycji kierowcy jest napęd xDrive, czyli na cztery koła, dzięki czemu w połączeniu z kompaktowym rozmiarem, sportowym zawieszeniem M, adaptacyjnymi amortyzatorami i precyzyjnym układem kierowniczym auto prowadzi się bardzo pewnie, ale nie daje wybitnych doświadczeń dźwiękowych.

Ile kosztuje taka mała wyścigówka? Ceny tej sportowej wersji zaczynają się od 235 000 złotych, ale dodatki dość szybko wywindują cenę w okolice nawet 280 tysięcy złotych. To już sporo za małego kompakta, którego można zastąpić nieco bardziej offowym i mniej drapieżnym wizualnie, ale dającym nie mniejszą radość z jazdy Mini Cooperem. "Zwykłe" jedynki w najbardziej podstawowej wersji zaczynają się z kolei od 127 000 złotych, ale aż takiego "golasa" to chyba nie warto rozważać.