Skrępowane ciało 54-latka dryfowało w Odrze. Mamy nowe informacje ws. makabry we Wrocławiu
O zagadkowej i wstrząsającej sprawie pisaliśmy w naTemat.pl w weekend. Z Odry we Wrocławiu wyłowiono ciało 54-letniego mężczyzny. Wedle nieoficjalnych informacji miał skrępowane ręce i nogi. Ale na razie nie ma dowodów, że ktoś mógłby go zamordować, pojawiają się za to kolejne pytania.
Jak pisze "Gazeta Wyborcza", zwłoki mężczyzny miały mocno skrępowane ręce i nogi. Plastikowe opaski na przegubach zaciśnięte były bardzo mocno, z tyłu, pod założonym na plecy plecakiem. Nogi mężczyzny również miały być spięte tzw. trytytkami. Jednocześnie ciało miało nie nosić śladów przemocy.
Skrępowane zwłoki w Odrze we Wrocławiu. Mamy nowe informacje z prokuratury
– Na obecnym etapie postępowania nie udzielamy dokładniejszych informacji dotyczących okoliczności ujawnienia zwłok i ich stanu. Więc w tym zakresie aktualnie niestety nie mogę się wypowiedzieć – mówi naTemat.pl rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, Karolina Stocka-Mycek.
Pani prokurator potwierdza jednak, że śledztwo jest prowadzone pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci, czyli artykułu 155 Kodeksu karnego. Brzmi on tak: "Kto nieumyślnie powoduje śmierć człowieka, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5".
– Obecnie policja wykonuje czynności zlecone przez prokuraturę, przede wszystkim mające na celu ustalenie przyczyn tego zdarzenia, sytuacji życiowej tego mężczyzny, zarówno rodzinnej, jak i związanej z prawdopodobną chorobą, bo mamy takie informacje, że najprawdopodobniej ten pan chorował – dodaje prokurator Stocka–Mycek.
Sekcja zwłok zmarłego odbędzie się we wtorek 29 października w Zakładzie Medycyny Sądowej we Wrocławiu. Na jej wyniki trzeba będzie poczekać, ale być może tuż po niej będą znane wstępne ustalenia. Na razie prokuratura przyjmuje każdą wersję śmierci mężczyzny jako prawdopodobną.
Co to oznacza?
Przede wszystkim to, że śmierć mężczyzny nie została od razu zakwalifikowana jako zabójstwo. Artykuł 155 Kodeksu karnego przyjęty na razie przez śledczych wskazuje, że mogą się oni skłaniać ku wersji samobójstwa.
I nie musi to stać w sprzeczności z dramatycznymi okolicznościami śmierci. Zauważmy, że służby niemal od razu znały tożsamość mężczyzny znalezionego w wodzie. Od razu informowano bowiem o tym, że jest mieszkańcem Wrocławia i miał 54 lata. Jego ciało znaleziono też dość szybko.
Dryfujące w wodzie zwłoki zauważył w sobotę przed południem przechodzień. Wezwane na miejsce służby ratunkowe podjęły nawet próbę reanimacji. Ratownicy nie robiliby tego, gdyby ciało nosiło ślady świadczące o tym, że od momentu śmierci minęło sporo czasu.
Jak pisze "Gazeta Wyborcza", z nieoficjalnych informacji wynika, że mężczyzna miał w płucach dużo wody, co świadczy o utonięciu. Jego ciało nie nosiło śladów walki i przemocy. Prawdopodobnie więc do rzeki trafił żywy. Pytanie brzmi: wpadł, wskoczył czy ktoś go wrzucił?
Wiele mogą też wyjaśnić badania toksykologiczne, na nie trzeba będzie poczekać kilka tygodni.
Przypomnijmy też sprawę młodego żeglarza, którego zwłoki wyłowiono z morza kilkanaście lat temu. Miał skrępowane ręce i przymocowaną do ciała płytę chodnikową. Śledczy przeprowadzili analizy i uznali, że sam obciążył swoje ciało, a następnie zawiązał na przegubach żeglarski węzeł, po czym odebrał sobie życie.