
Niemal co chwila słyszy się o kolejnych ciałach znalezionych w rzekach i zbiornikach wodnych, czyli akwenach, które nieświadomie mijamy jadąc do pracy czy wychodząc z dziećmi na spacer. Zwłoki nie są odnajdywane, bo nikt ich nie szuka. Płetwonurkowie wyławiają je przy okazji innych śledztw (jak w przypadku Tylman), rutynowych patroli, a często dzięki zawiadomieniom wędkarzy.
Maciej Rokus z Grupy Specjalnej Płetwonurków RP od początku stycznia przeczesuje dno Warty w poszukiwaniu Ewy Tylman. – Nie widzę zupełnie nic dziwnego w tym, że znaleźliśmy ciała trzech osób – mówi naTemat. Zaznacza, że zwłoki nie zostały znalezione w ciągu jednego dnia. Ale zdarzały się sytuacje, że w ciągu doby jego grupa odnajdywała dwie martwe osoby.
Rzeka Warta nie jest głęboka. Ma 3, czasem 2,5 metra głębokości, ale jest trudną rzeką z nieuregulowanym korytem. To jest natura, która rządzi się własnymi prawami. Gdybym dzisiaj miał powiedzieć, że nie ma w niej ciała człowieka, to nie zdobyłbym się na taką odwagę. Zawsze są miejsca, gdzie ciała mogą być zaklinowane, gdzie mogły się o coś zaczepić.
Czy również w Warszawie, pod mostami, którymi mieszkańcy codziennie jadą do pracy, znajdują się ciała? Na pewno, ale wynika to przede wszystkim z tragicznej historii stolicy. Dariusz Loranty tłumaczy, że najwięcej ciał pod wodą może znajdować się w okolicach Nowego Dworu Mazowieckiego, gdzie nie prowadzi się tak często prac na rzece, jak w samej Warszawie.
Nie wątpię, że inne zwłoki dalej tam są. Mamy bardzo dużo zaginionych przestępców, którzy znikają bez śladów. Nie ma cienia wątpliwości - oni muszą gdzieś leżeć.
Napisz do autora: krzysztof.majak@natemat.pl