Ojciec pięcioraczków z Horyńca nie chce wracać do Polski. Pani Dominika: "pojadę sama"
Mąż Dominiki Clarke nie chce wracać do Polski. "Pojadę sama"
Pani Dominika Clarke w 2023 roku wraz z mężem Vincentem powitali na świecie pięcioraczki. Jedno z dzieci niestety zmarło, mimo tego kobieta zawsze przedstawia się jako "matka pięcioraczków".
Poza tym w rodzinie przed narodzinami maluchów było już siedmioro dzieci, więc cała rodzina liczy aż trzynaście osób. Kilka miesięcy temu wszyscy przeprowadzili się do Tajlandii. Skąd powody takiej decyzji?
Pani Dominika wskazywała, że w Polsce i tak nie może liczyć na pomoc rodziny, jej mąż jest obcokrajowcem, a świetna pogoda w Tajlandii i niskie koszty życia mogą sprawić, że będzie to ich nowy raj na ziemi. I chociaż do dzisiaj kobieta wskazuje, że życie w Tajlandii ma wiele zalet, to ostatnio zaczęła mocniej tęsknić za Polską, do czego przyznała się swoim obserwatorom.
– Czasami się zastanawiam, czy poradzę sobie tutaj, szczególnie gdy myślę o warunkach finansowych – zwierzyła się. Niestety jej mąż nie rozważa ani powrotu do Polski, ani przeprowadzki do innych krajów europejskich, takich jak Anglia czy Niemcy.
– Mąż nie chce wracać. Czasami się z nim kłócę i mówię, że w takim razie sama pojadę do Polski, no ale wiecie jak to jest; lepiej być we dwójkę niż samemu. On nie chce wracać do Polski, nie chce jechać do Anglii, nie chce w Niemczech, więc jesteśmy na wspólnym lądzie Tajlandia – powiedziała.
Opieka nad jedenaściorgiem dzieci to wyzwanie nawet dla dwójki rodziców, którym towarzyszą opiekunki. Dla jednego rodzica byłoby to praktycznie nie do zrobienia. Sprawę wyprowadzki dodatkowo komplikuje fakt, że dzieci pary również nie wyrażają chęci powrotu do Polski.
Matka pięcioraczków z Horyńca wyjaśniła, że Tajlandia wymaga od nich adaptacji do wolniejszego tempa życia, ale jednocześnie daje możliwość odprężenia się od codziennego pośpiechu.
– Tutaj trzeba przyzwyczaić się do tego, że życie płynie dużo wolniej, że nikt się nie śpieszy, że nie ma pościgów – zaznaczyła i dodała, że ceny w sklepach są podobne jak w naszym kraju, ale "jest ładniejsza pogoda i smaczniejsze jedzenie".