Malarz, rzeźbiarz, muzyk, pisarz, filozof, ale również architekt, matematyk, mechanik, wynalazca, geolog, a nawet anatom… Jednym słowem prawdziwy człowiek renesansu. Na prawdę niełatwo zliczyć wszystkie dziedziny życia, w których nie tylko był aktywny, ale i miał swoje znakomite osiągnięcia Leonardo da Vinci... Mimo to, nawet w czasach mniej skomplikowanych od naszych, ludzi o tak szerokich horyzontach było mało. Bardzo mało. Cóż dopiero dzisiaj, kiedy żyjemy w świcie rozwijającym się w dynamice nie spotykanej nigdy dotychczas. Obecnie nie można się już dobrze znać się na wszystkim. Świat jest bowiem w każdej dziedzinie niezwykle skomplikowany. Specjalizacja, i to często ekstremalnie zawężona, stała się normą, standardem.
Adam Szejnfeld: przedsiębiorca, działacz społeczny, radny, burmistrz, poseł, wiceminister gospodarski….
Dlatego nikogo nie dziwi, że w przeszłości mecenas pisał opinię prawą niemalże na każdy temat, a dzisiaj, jeśli zajmuje się przykładowo prawem podatkowym, to nie podejmie sprawy o kradzież samochodu, czy gwałt. Lekarz będący z kolei chirurgiem serca nie będzie leczył wad wzroku. Kasjerka, nawet w banku, nie będzie udzielała porad na temat instrumentów dłużnych rynków finansowych. Architekt natomiast specjalizujący się w budowie mostów, raczej nie będzie projektował konstrukcji przemysłowych filtrów powietrza czy instalacji w domku jednorodzinnym. A pamiętać należy, że są to przykłady zawodów, które mają gdzieś tam, choćby w wykształceniu, wspólny mianownik. Cóż dopiero myśleć o sytuacji, w której ludzie o różnym wyksztalceniu i doświadczeniu mieliby się wypowiadać na tematy spraw, lub rozstrzygać dylematy, o których nie mają zielonego pojęcia! Mimo to, są sytuację, w których oczekujemy od zwykłych ludzi, od wszystkich obywateli, pełnej wiedzy i kompetencji nawet w sprawach o najwyższym stopniu złożoności. Ba, oczekujemy od nich, aby w takich sprawach podejmowali wiążące decyzje. Dzieje się tak na przykład… w referendach.
Każdy człowiek w demokratycznym państwie, bez względu na swoje wyksztalcenie, doświadczenie czy wiek, w każdej chwili może zostać poproszony o rozstrzygnięcie niemal każdej sprawy. Referendum, to forma udziału obywateli w sprawowaniu władzy, którą wielu uznaje za najbliższą ideałowi mitycznej demokracji bezpośredniej. Oddanie suwerenowi pełni władzy ma zapewnić wyjątkową i absolutnie niepodważalną legitymację podejmowanym decyzjom politycznym. Wymaga się więc, aby każdy z nas był politykiem – wszak w referendum rozstrzygamy sprawy mające charakter polityczny oraz działamy na rzecz lub w zastępstwie, samych polityków - ale i uniwersalnym „specjalistą” od wszystkiego!
W czerwcu 2016 roku w referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej za Brexitem zagłosowało 17.410.742 obywateli (51,9%), przeciw zaś było niewiele mniej - 16.141.241 (48,1%). No i klamka zapadła. Do 29 marca, kiedy ma nastąpić Brexit, zostało już zaledwie kilka tygodni, a nadal nie wiadomo, czy i w jakiej formie ten proces nastąpi, bo tak jest to skomplikowana i odpowiedzialna sprawa. Tymczasem funt leci na łeb, na szyję, brytyjska gospodarka traci miliardy euro, supermarkety robią zapasy towarów tak, jakby nadciągał zabójczy kataklizm, a rząd Theresy May rozważa podobno wprowadzenie stanu wojennego na wypadek chaosu spowodowanego wyjściem Wielkiej Brytanii z UE bez umowy. Kto ponosi odpowiedzialność za tę sytuację? Politycy, wybrani w wyborach, czy raczej obywatele, którzy w swojej większości tak a nie inaczej zagłosowali? Kto jest winny?
Wydaje się, że referendum w sprawie Brexitu powinno skłonić nas, i to we wszystkich demokratycznych państwach, a nie tylko w Zjednoczonym Królestwie, do refleksji nad przyszłością tej instytucji. W każdym na przykład kraju, także w Polsce, parlamenty i rządy rocznie uchwalają dziesiątki tysięcy stron nowych przepisów prawa. Nie są w stanie ich znać i stosować nawet praktykujący prawnicy. W świecie finansów pojawiają się instrumenty, opcje, rozwiązania, które nawet najlepszej klasy specjaliści nie zawsze do końca rozumieją. W gospodarce i ekonomii już nie tylko lokalne czy regionalne rynki przestają mieć znaczenie, lecz i krajowe mogą się mierzyć z resztą świata, tylko wtedy, kiedy mają globalne umocowanie. Jak w takiej sytuacji zwykły człowiek - murarz, ślusarz, malarz, inżynier czy lekarz - mają rozstrzygać sprawy opierające się na specjalistycznej wiedzy? A przecież poza nią, potrzebna jest jeszcze także umiejętność analitycznego myślenia oraz łączenia przyczyn ze skutkami i wyciągania z tego wszystkiego właściwych wniosków. To jednak już nie jest domeną każdego człowieka. Oprócz problemu kompetencji dzisiejsze społeczeństwo ma zresztą jeszcze inne związane z tym kłopoty. Są nimi: panoszący się populizm, brak odpowiedzialności za słowo oraz… międzynarodowa gra interesów. Wielu do wpływania na innych potrafi wykorzystywać socjotechnikę społeczną oraz nowoczesne media elektroniczne, w tym portale społecznościowe. Manipuluje się emocjami społecznymi i wpływania na wyniki podejmowanych decyzji. Dlatego cyberbezpieczeństwo urasta w naszym wieku do najpoważniejszego zadania, być może ważniejszego niż bezpieczeństwo militarne państw. Dzisiaj bowiem łatwiej obalić jakiś rząd hakerskim atakiem, niż kierując tysięcy żołnierzy, czołgów i samolotów na obce państwo. Należałby więc bardzo poważnie zastanowić się, czy instytucja referendum nadal przystaje do złożoności oraz dynamiki rozwoju świata XXI wieku. A jeśli tak, to czy wszystkie sprawy powinno się poddawać takiemu rozstrzygnięcie, czy jednak tylko wybrane oraz na jakich warunkach.
Trzeba przemyśleć na przykład dylemat czy referenda powinny posiadać status rozstrzygający, czy też może tylko konsultacyjny, wskazujący decydentom „wolę ludu”, kierunek oczekiwanych zmian. Jeśli jednak ta instytucja nadal miałaby być również, w określonych sprawach, wiążącą, to być może powinny tu mieć zastosowanie podwyższone progi większości. Może za danym rozwiązaniem musiałoby się wtedy opowiadać więcej osób niż tylko zwykła większość, czy niska przewaga kwalifikowana. Może powinno to być na poziomie 2/3, 3/4… głosów? Bez wątpienia jednak w każdym przypadku referendum konstytutywnego a nie konsultacyjnego, powinno ono być poprzedzone pogłębionym procesem edukacji społecznej, dokształcania obywateli w danej dziedzinie, a przede wszystkim długotrwałą deliberacją.
Referendum bowiem, to nie to samo, co udział w wyborach. Tu i owszem, dużą rolę odgrywają emocje. Wielu ludzi kieruje się bardziej swoimi sympatiami i antypatiami, przekonaniami, a nawet wiarą, lub tylko chwilowymi odczuciami, niż rozsądkiem. No, ale w wyborach na ogół wybieramy członków ciał kolegialnych, na przykład rad gminy czy powiatu, Sejmu, czy Senatu. Cała społeczna zbiorowość rzadko natomiast kieruje się tymi samymi emocjami, wskutek czego, w tych ciałach przedstawicielskich, mamy reprezentację różnych zawodów, środowisk czy poglądów, ale też w następnych fazach konstytuowania się władzy poglądy i cele zaczynają być opracowywane w procesie kształtowania się władzy na mniej lub bardziej, ale racjonalnych fundamentach. Tworzenie władzy jest też procesem, a nie jednorazowym aktem. Również realizowanie mandatu wyborczego jest wieloletnim procesem. A te, jako takie podlegają korektom, modyfikacjom, a nawet zupełnym zmianom w zależności od sytuacji w kraju lub za granicą. Niestety, nie mamy z tym do czynienia podczas referendum. Tutaj na ogół dochodzi do rozstrzygnięcia o charakterze jednorazowym i często nieodwracalnym. Dlatego w referendum, to rozum powinien być doradcą człowieka, a nie serce!
Adam Szejnfeld
Poseł do Parlamentu Europejskiego
www.szejnfeld.pl
www.kobiecastronazycia.pl
www.facebook.com/PoselSzejnfeld/
www.twitter.com/szejnfeld
www.instagram.com/szejnfeld/