Cywilizacja życia w czasach rozprzestrzeniającego się pokoju wygrywa z cywilizacją śmierci. Im dłużej żyjemy bez walki, im dłużej cieszymy się czasem bez wojny, im mniej obserwujemy wokół przemocy człowieka wobec człowieka, tym bardziej zastanawiamy się, czy ten stan powinien dotyczyć tylko nas, ludzi, czy też powinien przekładać się także na zmianę naszego stosunku do otaczającego świata, w tym przede wszystkim do zwierząt. Dlatego tak bardzo powszechna miłość do psów i kotów, a na przykład w Polsce do koni, objawia się wielkim współczuciem ich doli, zwłaszcza, jeśli okaże się ona sponiewierana, szczególnie przez człowieka. Zjawisko to, dotyczące przez wieki głównie zwierząt domowych - „przyjaciół człowieka”, zwolna zaczyna rozszerzać krąg współczucia, próby zrozumienia, a także niesienia pomocy również na zwierzęta dzikie, żyjące w naturze. Każdy wymiar tego procesu jest godny pochwały i zachwytu. Oto ewolucja człowieka zmierza w kierunku świata lepszego, niż znaliśmy go do tej pory.
Problem zaczyna się jednak wtedy, kiedy te same idee ludzkość chce zastosować do zwierząt, z których korzysta, do zwierząt hodowlanych. Mięso, krew, kości, skóra, futro wszystko to wykorzystujemy, by żyć, lub by podnieść komfort swojej codziennej egzystencji. I mimo, że od zarania świata ten stan jest w przyrodzie naturalny, bowiem istnieje łańcuch pokarmowy, w którym, bez naszego wyboru, jesteśmy jednym tylko z ogniw, to duża rzesza spośród nas ma problem z jego akceptacją. Miłość i współczucie więc zaczynają kierować ludzi także w kierunku zwierząt, które muszą uśmiercać, muszą zabijać, po to by mięso służyło im jako pokarm, a skóra lub futro, jako odzienie. Tylko jak kochać, a zarazem coraz więcej chować, jak szanować i coraz więcej zabijać? Jedni więc dla uspokojenia sumienia, inni z autentycznych przekonań ideowych dążą do tego, by zwierzętom za życia tworzyć najdogodniejsze warunki chowu, a sam proces uśmiercania regulować w jak najbardziej humanitarny sposób. To piękne zjawisko ukazujące wyższość ludzi poprzez posiadanie duszy i uczuć. Stan godny pochwały i uznania, ale zarazem bardzo trudny do ziszczenia w bezwzględnie nieograniczonym wymiarze. Dobitnym tego dowodem była debata i wyniki głosowania w minionym tygodniu w Sejmie nad projektem dopuszczającym w Polsce stosowanie szczególnych metod uboju.
W tej sprawie pewnie wielu polityków miało i nadal ma dylemat wewnętrzny. Któż bowiem nie wie, że polityka, to konieczność podejmowania trudnych decyzji, także takich, w których człowiek sam niekiedy nie ma ostatecznego przekonania, który pogląd jest słuszny. Gdy pod uwagę bierze się różne kryteria, a ich bilans nie wychodzi na zero, każde rozstrzygnięcie może być właściwe, lub nie. W rozważaniu więc aspektów religijnych, moralnych oraz społecznych i gospodarczych, a one wszystkie w zakresie dopuszczania szczególnych metod uboju występowały, te ostatnie, społeczno-gospodarcze, u wielu parlamentarzystów wzięły górę. Chodzi o to, by nie powiększać bezrobocia i zjawisk z nim związanych, szczególnie w dobie kryzysu. Wszak, gdyby nawet nie chcieć porównywać cierpienia człowieka żyjącego w ubóstwie i tego, które dotykać może zwierzęta, to jednak gdy takowe mają miejsce, rozum podpowiada, by opowiedzieć się za współczuciem i pomocą tym pierwszym - ludziom. Bezrobocie, problemy finansowe, kłopoty rodzinne przynoszą bowiem wymierne cierpienia człowiekowi i jego rodzinie.
Drugą sprawą jest dbanie o prawa mniejszości, także tych religijnych. Ludzie o innych wyznaniach muszą mieć w demokratycznym państwie, w pluralistycznym społeczeństwie prawo kontynowania swoich wielowiekowych tradycji. Gdyby ich tej możliwości pozbawić to tak, jakby wyprosić ich z naszego kraju, jakby innymi słowy, powiedzieć, że muszą się wynieść i szukać miejsca gdzie indziej, bo tutaj, w Polsce, trudno będzie się im żyło. Dlatego rozumiem wzburzenie oraz rozterkę muzułmanów i wyznawców judaizmu. W tym względzie wydaje się więc, że głosujący przeciw ustawie i owszem pamiętali o zwierzętach, ale raczej zapomnieli o ludziach.
I ostatnia kwestia, dylematy moralne. W Polsce wszyscy kochają zwierzęta, ale zupełnie inaczej traktujemy ubój szczególnymi metodami, a inaczej podchodzimy do zadawania śmierci na przykład podczas polowań na dziką zwierzynę. Myślistwo to przyjemność, to sport, ale to także pożyteczny element gospodarki leśnej. Mimo to, wiąże się przecież z zabijaniem zwierząt i to często połączonym z wywoływaniem dużego stresu, szoku i bólu. Nie mamy też nic przeciwko zabijaniu standardowymi metodami, a więc na przykład prądem, czy strzelaniem zwierzętom oczekującym na swoją kolej w okropnie długiej kolejce po śmierć, prosto w głowę. Nikogo nie oburza też masowe patroszenie żywcem ryb na kutrze, czy gotowanie żywych raków lub innych organizmów w garnku z wrzątkiem. Wielu z nas zajada się czerniną, której nie można przecież uzyskać inaczej, niż poprzez podcięcie gardła żywej kaczce, a mający przyjemność nosić furta zapominają, że zwierzęta te, by zostać oskórowane najpierw zabija się dusząc gazem. Cóż to więc wszystko znaczy? Czy mamy do czynienia ze zbiorową hipokryzją, zakłamaniem i pruderią? Czy może po prostu z publiczną niewiedzą i barkiem świadomości? A może jednak chodzi o wybiórcze podejście do problemu zabijania?
Wracając do uboju szczególnymi metodami trzeba pamiętać, iż na dotychczasowe 27 państw Unii Europejskiej dopuszcza tę metodę aż 22. najbardziej cywilizowane kraje, czyli niemalże wszystkie. Przepisy więc w naszym państwie niczego nie zmienią w Europie, a kontrowersyjne praktyki nadal będą dotyczyły także polskich zwierząt. Będą one jedynie wywożone w tym celu za granicę, a część z nich wróci ponownie na nasze stoły. Biorąc to wszystko pod uwagę, planowano prawo uboju szczególnymi metodami, mimo kontrowersji, dopuścić, ale zasadniczo ograniczyć poprawkami w dalszym toku prac legislacyjnych. Choćby po to, by minimalizować skutki społeczne i gospodarcze, a równocześnie uwzględnić wielowiekową tradycję naszych współobywateli żyjących w mniejszościach religijnych. Niestety, całkowite odrzucenie ustawy uniemożliwiło to zadanie. W przypadku tego głosowania więc cywilizacja współczucia wygrała, ale problem pozostał.