Likwidacja gimnazjów, odejście od systemu testowego na egzaminach - to główne założenia programu edukacyjnego Prawa i Sprawiedliwości, który przedstawił Jarosław Kaczyński. Jako przedstawiciel pierwszego rocznika, który uczył się w gimnazjum i zdawał nową maturę potwierdzam. Reforma edukacji nie wypaliła! Testy w szkołach zabijają kreatywność i psują plany życiowe wielu młodych osób.
REKLAMA
Mój rocznik (1986) to rocznik królików doświadczalnych. W szóstej klasie podstawówki dowiedziałem się, że trafię do gimnazjum. Zawalona została ciągłość nauczania, np. historii. Wszystko od początku. Szybko okazało się, że gimnazja to szkoły lansu i bansu. Papierosy, alkohol dotarły do młodych szybciej, bo 13-letni gimnazjaliści czuli się już jak licealiści. Trzy lata szybko minęły i znów nowa szkoła - liceum. Znów w przypadku historii przerabienie materiału od początku. Co ciekawe ani w gimnazjum, ani w liceum nie zostało czasu na porządne przerobienie II połowy XX wieku. W obu szkołach najwięcej czasu poświęcono na starożytność.
Jeszcze gorzej wyglądała sytuacja z maturami. Od początku wmawiano nam, że nie liczy się nasza interpretacja, tylko to, co znajduje się w tak zwanym kluczu. Dochodziło tutaj do sytuacji komicznych. Niektórzy żartowali, ze Wisława Szymborska nie zaliczyłaby zadania z interpretacji własnego wiersza. Sam ledwo co zdałem maturę z polskiego, a skończyłem przecież dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Gdybym miał jeden punkt mniej, egzamin musiałbym poprawiać. Moja polonistka mówiła wtedy, że według starych zasad dostałbym za taką pracę szóstkę. No cóż, nie trafiłem w jedyny słuszny klucz "nieomylnej" komisji.
Dlaczego testy mają decydować o tym, czy ktoś ma predyspozycje do zawodu np. dziennikarza? Przecież tu liczy się kreatywność, pomysłowość oraz indywidualizm. Dzięki systemowi testowemu na studia dziennikarskie idzie masa kujonów, a potem prawie nikt nie pracuje w zawodzie. Schematyczne testy promują ścisłe myślenie. W połączeniu z obowiązkową matematyką na maturze to zabijanie humanistów. Czy państwo musi trzymać za mordę uczniów i nakazywać im zdawanie matematyki, bo akurat brakuje inżynierów? Nie jestem zwolennikiem takiego podejścia. Państwo powinno zachęcać, a nie zmuszać. Egzaminy na studia powinny wrócić, bo bardziej weryfikowały predyspozycje do konkretnego kierunku. Promowały ludzi z pasją, a nie kujonów.
Mam nadzieję, że chociaż w sprawie testów Jarosławowi Kaczyńskiemu uda się znaleźć sojuszników w Platformie Obywatelskiej. Pozostałymi częściami "opozycyjnego expose" jestem nieco zawiedziony. Szef PiS nie mówił o polityce międzynarodowej, a do innych tematów - w tym gospodarczych - podszedł dość wybiórczo. Dobrze, że poruszył problem mieszkań, bo to chore, żeby w Warszawie ceny były wyższe niż w Berlinie! Mam jednak wrażenie, że pomysł PiS na rozwiązanie tego problemu jest dość mglisty. Przypomina dawne "książeczki mieszkaniowe". Niektóre rozwiązania z expose pachniały trochę PRL-em. Na przykład stworzenie spółdzielni rolniczych zabrzmiało jak reaktywacja PGR-ów.
