Witajcie, tutaj świeżo upieczona magistrantka :-) W końcu udało mi się złożyć pracę, dopełnić wszystkie obowiązki i zdać egzamin magisterski yupii. Teraz przyjedzie kolej na dokończenie drugiego kierunku i możliwe, że w przyszłym roku będę zdawać na studia doktoranckie…

REKLAMA
Przejdźmy jednak do sportu...
W minioną niedzielę zakończyłam zgrupowanie w Zakopanym. Jest to mój ulubiony czas w całych przygotowaniach, ponieważ po za treningami chodu mogę zdobywać górskie szczyty. Ogólnie obóz był bardzo udany i obfitował w wiele przygód i niespodzianek. Był i lis na treningu, ślady niedźwiedzia na szlaku, i chwile grozy, ale o tym za chwilkę.
Cały plan treningowy został wykonany praktycznie w 100%, no poza jednym razem gdy „nie udało mi się złapać zająca” i troszkę się potłukłam… Na szczęście na drugi dzień wszystko już było w porządku i mogłam bez problemu kontynuować zaplanowany trening. Tę stratę jednak nadrobiłam w przedostatni dzień, ponieważ z zaplanowanych 10 km wyszło nam 26 biegu po górach, ale było wesoło i wszyscy wrócili bez problemów do hotelu. Po drodze spotkaliśmy bardzo miłych turystów, którzy podzielili się z nami wodą i pożyczyli mapy, abyśmy nie dołożyli sobie kolejnych kilometrów.
Moją ulubiona formą treningu były jednak wycieczki, których udało nam się zrobić trzy w przeciągu tych dwóch tygodni, plus ta nieplanowana biegowa.
Na pierwszy ogień poszedł Giewont. Pogoda nie wróżyła najładniejszych widoków, ale za to zobaczyliśmy Widmo Brockenu, które jest bardzo rzadkim zjawiskiem optycznym. Nazwa ta pochodzi od szczytu Brocken w górach Harz, gdzie było one zaobserwowane. Wszyscy byliśmy zaabsorbowani tym zjawiskiem, do czasu gdy…. okazało się, że istnieje przesąd, mówiący, że człowiek który zobaczy widmo Brockenu umrze w górach. Więc już nie było tak sympatycznie, jednak istnieje dalsza część przesądu: kto zobaczy to zjawisko trzykrotnie może czuć się w górach bezpieczny. Teraz trzeba będzie szukać tego zjawiska aby odczynić urok, a ponieważ góry to moja miłość i chciałabym po skończonej karierze chodzić po górach już tak na poważnie, przydałoby się mieć szczęście. Moim marzeniem zresztą, jest pojechać w Himalaje i na pewno będę dążyć do realizacji tego.
logo
Kolejna wyprawa była tylko babska i praktycznie cało dniowa. Udałyśmy się z dziewczynami do Doliny Pięciu Stawów, stamtąd na Morskie Oko szlakiem przez Świstówkę. W pierwszej wersji miałyśmy iść drogą przez Szpiglasową Przełęcz, ale była już oblodzona i zdecydowałyśmy się zawrócić. Z Morskiego weszłyśmy jeszcze na Czarny Staw pod Rysami i stamtąd do Doliny Kościeliskiej. Cała wycieczka wyniosła nam ponad 30km i wracając do hotelu marzyłyśmy tylko o jedzeniu i zaplanowanej odnowie.
Ostatnia wycieczka prowadziła przez schronisko na Hali Gąsienicowej pod Czarny Staw Gąsienicowy. Miałam nadzieję, że może po raz kolejny pokaże się nam Widmo Brockenu, ponieważ pogoda była bardzo podobna, ale niestety nie udało się. Najważniejsze jednak, że cali i szczęśliwi dotarliśmy do mety.
Teraz przede mną jeszcze dwa dni w domu, a w sobotę do Spały. Oby tylko nie zasypało tam za bardzo, bo trzeba przecież dalej trenować.
Życzę wszystkim najlepszego z okazji Mikołajek :-)
Agnieszka