Trzy dni temu służby odtrąbiły wielki sukces. Zapobiegły ponoć i to w wyjątkowo wczesnej fazie, zamachowi przeciwko prezydentowi, premierowi oraz posłom.
Jako senator poczułem się kolejny raz zlekceważony. Zamachowiec miał się kierować ksenofobią, ekstremalnym nacjonalizmem i antysemityzmem, więc zupełną konsternację wywołał u mnie poseł Macierewicz, który wystawiając łapę jak ta przysłowiowa żaba przy kuciu koni, obwieścił, iż miał być to zamach przeciwko parlamentarzystom PiS.
Nie wyjaśnił, niestety, Pan Antoni do jakiej to mniejszości znienawidzonej przez domniemanego zamachowca należą jego klubowi koledzy. Niewykluczone jednak, że wykładowca z Krakowa – miasta ongiś pod zaborem austriackim – jest germanofobem i nienawiść jego wzbudziło obco brzmiące nazwisko rzecznika klubu PiS.
Ale nawet taka interpretacja wydaje się niczym wobec paraliżującej mnie, a co dopiero słuchaczy Radia Maryja, możliwości, że chodziło o antysemityzm. Koledzy z ONR nareszcie mieliby dowód, że PiS jest formacją niepolską.
Odsuwając jednak na bok krotochwile dyżurnego specjalisty od zamachów trzeba przyznać, że malowana przez ABW sytuacja – zastrzegając jednak, że nie znam całego materiału, którego Agencja nie chce pokazać – budzi daleko idące wątpliwości.
Z tego, co usłyszałem w mediach, krakowski wykładowca miał czynić przygotowania do usunięcia przemocą konstytucyjnego organu RP, czyli dopuścić się przestępstwa z art. 128§ 2, zagrożonego karą od 3 miesięcy do lat 5.
Trzeba przyznać, że jak na medialne tsunami – zagrożenie karą śmieszne. Zgodnie z informacjami domniemany zamachowiec miał czterech kompanów i był tej grupy szefem.
Rodzi się zatem pytanie dlaczego nie postawiono zarzutu z art. 127 § 2, gdzie za przygotowania do zmiany przemocą ustroju grozi co najmniej kara 3 lat, a jeżeli zahaczyć o § 1, to minimum 10, czyli lepiej niż za zabójstwo.
Równie niezrozumiałe jest, że śledczy nie wskazali tutaj art. 258, czyli udziału w zorganizowanej grupie mającej na celu popełnienie przestępstwa, gdzie zagrożenie karą przy charakterze zbrojnym lub terrorystycznym takiej grupy jest od 6 miesięcy do 8 lat (§2), a przy kierowaniu (§4) kara nie może być niższa od 3 lat.
Pierwszym wyjaśnieniem takiej sytuacji (gdy prokuratura nie sięga po najcięższy kaliber odpowiedzialności), które przychodzi mi do głowy jest, niestety, to, że po prostu żadnej grupy nie było, ponieważ zagrożenie, tak z art. 258, jak z art. 127 wymaga działania wspólnie kilku osób.
I tu przechodzę do sedna mojego niepokoju. Podobno grupa była infiltrowana przez funkcjonariuszy. Jeżeli był to jeden wsadzony tam dla sprawdzenia co się dzieje, to chwała ABW. Ale wtedy reszta też powinna siedzieć. Jeżeli natomiast nikt nie siedzi, a w grupie było trzech albo czterech funkcjonariuszy, to zaczyna być nieświeżo.