Robert Kubica tradycyjnie wyleciał z trasy kolejnego rajdu – tym razem Monte Carlo. Również tradycyjnie skasował kolejny samochód, który nieopatrzny producent dał mu do prowadzenia. Gdyby zastosować standardy proponowane przez Jacka Kurskiego i Solidarną Polskę do zwalczania niebezpiecznych kierowców - mimo że trzeźwy i startujący w zawodach sportowych – Kubica powinien mieć odebrane prawo jazdy i zabrany samochód. Co prawda zabieranie auta prowadzonego przez Kubicę nie jest najłatwiejszą sprawą, gdyż trzeba mieć lawetę, która zwiezie metalowe truchło z toru kolejnego rajdu, ale zawsze złom jest złom i zgodnie z teoriami prawniczymi ziobrystów Skarb Państwa na tym zarobi.
Przypadek Kubicy przekraczającego nie tyle dozwoloną prędkość, co granice zdrowego rozsądku, pędzącego z szybkością pirata drogowego, musi kierować nasze myśli ponownie ku Jackowi Kurskiemu, który w ostatnich latach zasłynął jazdą wskazującą na brak nie tylko politycznej wyobraźni. Co prawda 10% śmiertelnych wypadków w Polsce jest spowodowana przez pijanych, ale 90% - przez trzeźwych, pędzących jak wariaci po polskich drogach. W świetle tych statystyk czynienie z Kurskiego przez Solidarną Polskę sztandarowej postaci walczącej o bezpieczeństwo na drogach jest równie zgrabnym posunięciem, jakim byłoby na przykład posyłanie posła Szeligi do programów na temat legalizacji prostytucji, gdzie sympatyczny ten i wielce rodzinny skądinąd poseł, szczerzący się ze zdjęcia do wyborców ze Zbigniewem Ziobro i posłanką Kempą podczas chrzcin maluszka, miałby w imię wartości chrześcijańskich i nauki Kościoła sprzeciwiać się legalizacji najstarszego zawodu świata. Można byłoby również z podobnym powodzeniem wystawiać posła Wiplera do programów mających na celu powstrzymanie agresji pijanych w stosunku do policji.
Wracając do Kubicy - wszystko wskazuje na to, że kariera naszego enfant terrible kierownicy i postrachu organizatorów europejskich rajdów dobiegnie niedługo końca z jednego z dwóch powodów: albo sponsorzy w końcu zrozumieją, że inwestowanie w człowieka potrafiącego skasować każdy samochód w kilka tygodni nie może się opłacać, albo ludzie wykonujący i tak już dosyć ryzykowny zawód pilota uznają, że szanse na przeżycie u boku Kubicy są podobne do znalezienia koalicjanta przez PiS i odmówią tej niebezpiecznej współpracy, a wtedy jedynym, który nie będzie bał się pilotować Kubicy będzie automatyczny pilot.