Jak wiecie, jazz jest sztuką wysoką. Jazzu nie słucha byle kto. Jazzu słuchają osoby inteligentne, te z bogatym światem przeżyć wewnętrznych, wrażliwe, ale i asertywne do granic możliwości.

REKLAMA
Jazz jest dla intelektualistów, osób patrzących z góry na wszystkich i na wszystko. Na matkę z dzieckiem w parku, na dziadka z siatką pod sklepem, na wiadomości z kraju i ze świata, na handel zagraniczny, na stopy walut. Dosłownie wszystko jest poniżej zainteresowania fana jazzu.
Fanatyka.
Kiedy słuchasz jazzu, czujesz, że wznosisz się ponad chodnikiem. Czujesz, że lecisz, a wszyscy inni pełzną. Chociaż zastanawiasz się, po co w ogóle pełzną, po co ich żywot na tej ziemi, jakież uzasadnienie.
Idealnie wpisuję się w rysopis.
Ale są momenty, że jazz mnie dobija.
Jeśli chcesz zostać fanem jazzu masz dwie opcje. Musisz być do cna głupi i nic z tego nie rozumieć albo bardzo mądry, żeby przemyślenia, bodźce, muzyczne informacje „pozawerbalne” Cię nie zjadły.
Kocham jazz. Jazz kocha mnie. Uważam, że jest to wspaniały gatunek, który jest wiecznie żywy, za każdym razem dzieje się coś innego, a muzyk jazzowy to kopalnia diamentów. Ale jazz mnie dobija.
Dlaczego?
- choćbyś nie wiem ile płyt przesłuchał, i tak nie znasz nawet promila tego, co w gatunku powstało. Zawsze znajdzie się jakiś mądraliński, sypnie garścią nazwisk i tytułami płyt wraz ich rocznikiem – poczucie wstydu gwarantowane
- piosenki w jazzie trwają nawet po kilkanaście minut. Piosenka zawiera kilka/kilkanaście kółek sola każdego instrumentalisty. Jazz to nie tylko technika, to przede wszystkim emocja – muzyk na scenie jest miotany emocjami – nie licz na jedno kółko
- na jam session trudno jest wytrzymać bez alkoholu – niech kamieniem rzuci ten, który na jamie nie wypije chociaż jednego piwka. „Bez gazu nie ma jazzu” i to nie moje słowa. Prosta droga do alkoholizmu – przyjemny i intelektualny, ale zawsze.
- trudno jest wyjść z „jama” po kilku piosenkach, kiedy masz do pracy na rano. Zazwyczaj spotykasz samych znajomych i ciężko jest Ci opuścić ten klimat – luz+piwko+JAZZ+alewspanialejakfajniekrecisiewglowiedobrazostajejeszczejednopiwkoproszsz
- choćbyś nie wiem ile ćwiczył i tak prawdopodobnie będziesz nie dość dobry. Zawsze znajdzie się ktoś lepszy i nie mówię tu o małym azjatyckim dziecku. Liczy się to, jak jesteś dobry, ale i polecenie Cię innym szacownym przez szanowanych muzyków jazzowych. I wygrane konkursy. Ale konkursy oceniane są przez szanowanych muzyków. Bez wsparcia nie przejdziesz na wyższy level hierarchii.
- dobrze jest znać na pamięć biografię każdego świetnego muzyka jazzowego – liczba płyt, z kim ją nagrał, kiedy, co wtedy myślał, co jadł, gdzie ją nagrał…
- musisz szybko grać. Bardzo szybko.
- dobrze, żeby utwory, które komponujesz były tak trudne, że sam nie jesteś w stanie się ich nauczyć
- dobrze, żeby harmonia w Twoich utworach była tak trudna, że sam się w niej gubisz
- musisz mieć bardzo drogi sprzęt – tani instrument to wstyd – brak szacunku i oznaka, że tak naprawdę nie kochasz tego co robisz
- musisz mieć do pracy co najmniej na 10:00 rano. Albo później
- musisz codziennie ćwiczyć. Jak nie ćwiczysz codziennie, nie zasługujesz na miano muzyka jazzowego
-poza biografiami muzyków musisz znać na pamięć wszystkie standardy jazzowe. Bez tego wiadomo. To, co z tanim instrumentem
Oczywiście, dla tych, którzy mnie jeszcze nie znają, a przecież wszyscy mnie znają, oznajmiam, iż jest to napisane z lekkim przymrużeniem oka i już ten kto ma wiedzieć, gdzie mrużę, ten wie, a kto nie wie, ten nie wie.