No więc po długiej i ciężkiej pracy zakończonej względnymi sukcesami, pozwoliłem sobie na dwa dni samotnego urlopu. Wiem, to niedużo, ale jeśli ciągle wpada się z deszczu pod rynnę, to chwila przerwy rozciąga się niczym czas w teorii względności, a urlop za granicą przemienia w doświadczenie metafizyczne. Tymczasem na obczyźnie kolega pokazuje mi Donatana i Cleo na Eurowizji. Czyli jadę gdzieś, a wracam do Polski. Wracam do Polski wielkiej, pięknej, pełnej życia. Przepełnionej wolą mocy.
No więc patrzę na Cleo i dziewczyny (w Polsce nie chciało mi się oglądać, a zagranico od razu wszystko smakuje inaczej), patrzę, patrzę i podziwiam, a refleksja filozoficzna nasuwa się sama. Toż to czysta wola mocy. Polacy – Słowianie przełamujący stagnację Europy. Życie skwierczące niczym sadzone na patelni. Zwycięstwo witalności nie zatrute refleksją. Polski czołg walący z wielkiej armaty pociskami z kwiatów (niech będzie, że z kwiatów, chociaż mam na myśli inne pociski).
Wola mocy, wola mocy znad Wisły zwycięża. Czy Donatan i Cleo wygrają, to jest rzecz bez znaczenia, bo życie już wygrało. Wola mocy triumfuje. Precz z kobietami z brodą! Precz z preczem!
Czas wstawać i ruszyć w jedno z wielu dekadenckich europejskich miast, którego nazwa jest bez znaczenia. Wola mocy, jeśli zechce, przełamie wszystko.
PS Wielki szacun dla Donatana za usunięcie się w cień.