Obserwowanie nerwowych reakcji mediów na słowa krytyki, jakie pod adresem polskiej reprezentacji na Euro 2012 kieruje Jan Tomaszewski, może dostarczyć osobie postronnej (a do takich w kontekście piłkarskiego święta się zaliczam) wiele niezdrowej uciechy. Słuchając tych pełnych patosu ataków na legendarnego bramkarza, czuję się niczym widz westernu. Dobry – Donald Tusk, zły – Jarosław Kaczyński i Brzydki – Jan Tomaszewski.

REKLAMA
I choć w tym przypadku nie mamy do czynienia z intencjonalnym działaniem reżysera i scenarzysty, to westernowa dialektyka sprawia, że chwilami sympatia widza odrywa się od Dobrego i jakoś po ludzku współczujemy i rozumiemy Brzydkiego, który – zupełnie niechcący – obnaża hipokryzję bogatych ranczerów i wylęknionych mieszkańców miasteczek Dzikiego Zachodu.
Zły – jak wiadomo – pozostanie zły. Na szczęście musi zginąć.