Po dwóch tygodniach wczesnojesiennej przerwy wakacyjnej, nabrałem ochoty na skomentowanie wszystkiego i wszystkich. Zadanie praktycznie niewykonalne, skrajnie pretensjonalne, a jednocześnie kuszące. Jak śpiewa klasyk – temptation, I can’t resist!
REKLAMA
W tolerancyjnej demokracji, zdaje się, chodzi o to, że jej zwolennicy mogą wyrażać swoje poglądy w demokratyczny i tolerancyjny sposób. I tak, tolerancyjne społeczeństwo demokratyczne akceptuje wszystkie demokratyczne i tolerancyjne wystąpienia z wyjątkiem wystąpień:
• homoseksualistów,
• feministek,
• zaangażowanych teistów,
• zaangażowanych ateistów,
• ugrupowań umownie zwanych prawicowymi,
• oburzonych,
• (na deser) różnej maści ekologów, obrońców praw zwierząt itp*.
Zadziwiające, że grupy z powyższej listy rzadko dostrzegają podobieństwo swojego losu. Więcej – toczą między sobą zażarte walki, którym przyglądają się inercyjne grupy tolerancyjnych demokratów.
*
Znowu rozpoczynamy proces budowy e-państwa. Jak mówi minister Boni, odzyskaliśmy energię i wiarę do dalszego budowania e-administracji. Odzyskiwanie rzeczy, których się nigdy nie miało, jest zadaniem niełatwym, nawet jeżeli całkowicie zignorujemy logikę. Stąd mój sceptycyzm co do cyfryzacyjnych zmagań. Z drugiej strony, jako perwersyjny miłośnik tradycyjnych papierowych dokumentów (nic tak nie cieszy jak ładny kwit!), trzymam kciuki za niepowodzenie planów ministra.
*
Poruszający film Fundacji VIVA o traktowaniu zwierząt na targowiskach. Film nie pokazuje niczego, o czym nie wiemy. Nasze istnienie opiera się na hekatombie zwierząt. Nie my to tak urządziliśmy, ale na to, jak traktujemy istoty nazywane (o ironio) mniejszymi braćmi, jakiś niewielki wpływ chyba mamy. Zupełnie na marginesie warto zauważyć, iż jedynym politykiem w Polsce, który w ostatnich latach odniósł się w nieco szerszym kontekście do losu zwierząt, był śp. prezydent Lech Kaczyński. O ile mnie pamięć nie myli, miało to miejsce podczas prezydenckiego expose.
*
Światowy Dzień Zwierząt. Czy z tej okazji pożarliśmy większą liczbę mniejszych braci? Czy zrobiliśmy dwa razy więcej futer? Czy chińscy gentlemani zużyli dwa razy więcej sproszkowanego rogu nosorożca?
*
Po raz kolejny czytam obiegowe opinie, ileż to książek dzieci muszą dźwigać do szkoły. Nie wiem, jak to jest u innych, ale moje dziecko się nie przemęcza. Coś tam nosi, ale dlaczego miałoby nic nie nosić. Czy to nie uczy go jednak jakiegoś obowiązku, nie przyzwyczaja do niedogodności i ciężarów, które i tak na nie spadną? Rozumiem, że lepiej, aby nosiło tablet kupiony nota bene za na moje pieniądze w ogólnopolskim przetargu. Nic nie ogłupiło mnie przez ostatnie lata bardziej, niż wpatrywanie się w ekrany komputerów, tabletów i smartphone’ów, na moje dziecko ma to jednak wpłynąć zbawiennie.
*
W ogóle tematy edukacyjne wracają jak bumerang. Niektórzy czują się wstrząśnięci, gdy inni twierdzą, że edukacja nie służy w swej istocie ściśle praktycznym celom, jak zdobycie pracy, prowadzenie jakiegoś tam „biznesu” itp. Czy słusznie? Jeżeli chodzi o sukces w pracy czy biznesie, to równie dobrze może go osiągnąć nieokrzesany tępak, zaczytany w Platonie filozof, zapatrzony w niebo marzyciel czy bezwzględny wyzyskiwacz, trzeba tylko mieć to coś. Szczerze wątpię, że tego czegoś może nauczyć szkoła (przynajmniej w ścisłym edukacyjnym sensie). Moje skromne stanowisko jest takie, że edukacja na masową skalę, z jaką mamy do czynienia obecnie, może służyć już tylko temu, żebyśmy się wzajemnie nie pozabijali i zachowali minimalną zdolność porozumiewania się. Obawiam się jednak, że nawet z tak minimalistycznie zakreślonych celów, obecny system wywiązuje się nie najlepiej.
*
List Alberta Einsteina o Bogu. Słowo „Bóg” jest dla mnie niczym więcej niż wyrazem i wytworem ludzkiej słabości – pisze genialny fizyk – a Biblia zbiorem dostojnych, ale jednak prymitywnych, legend, które są ponadto dość dziecinne. Żadna interpretacja, niezależnie od tego, jak subtelna, nie może (dla mnie) tego zmienić. Poglądy Einsteina na temat Boga nie stanowią spójnego systemu, ale – jak słusznie zauważył ktoś z komentujących, za takie słowa w RP można trafić przed sąd. W zasadzie nie widzę przeciwskazań, żebyśmy za obrazę uczuć religijnych skazać Einsteina.
*
Telewizyjne starcie Obama – Romney. Nie widziałem, ale z tego co mi mówiono, Romney wypunktował Obamę. Wynik tych wyborów ma marginalne znaczenie dla Polski. Od wielu już lat, bez względu na to, czy w USA rządzą demokraci czy republikanie, stosunek Ameryki do Polski nie zmienia się. Jesteśmy narzędziem w amerykańskiej skrzynce i to wcale nie najważniejszym. Mając na względzie losy czarnoskórych mieszkańców USA, kiedy wygrywał Obama, czułem wzruszenie. Dzisiaj kibicuję Romneyowi. Wystudiowany luz Obamy jest dla mnie estetycznie nieludzki. Moje kibicowanie nie ma w sobie nic politycznego.
*
Maria Peszek, prócz wyznań depresyjnych, postanowiła wygłosić w prasie kilka słów na temat patriotyzmu. Najogólniej rzecz biorąc, artystka sprowadza go do płacenia podatków, abonamentu (sic!) oraz do… czytania gazet i „partycypacji, żeby tu było fajnie”. Peszek twierdzi, że jesteśmy zmuszani do kultu śmierci, honoru i tym podobnych. Ale czy patriotyzm, bez względu na swoją formę (heroiczną lub obywatelską), nie jest w ogóle czymś bezzasadnym? Zabijać innych i siebie z tego względu, że się jest Polakiem lub Niemcem? Albo płacić podatki tu albo gdzie indziej. A cóż to za różnica! A bo to Polska lepsza, żeby Polsce płacić? A Niemcy gorsze? Przypomniały mi się też słowa Jima Garrisona, które znam z filmu Stone’a, który to Garrison (Kevin Costner) cytuje, o ile się nie mylę, Edwarda Abbey: A patriot must always be ready to defend his country against his government (Patriota musi być zawsze gotowy, aby bronić swego kraju przed swoim rządem). Płacę podatki sumiennie, kiedy jednak obserwuję, na co są pożytkowane, zastanawiam się, czy aby na pewno płacąc je jestem patriotą… Czy stara dobra ułańska szarża nie była czasami mniej pretensjonalna od tych myśli nowoczesnej Polki? Nie zgadzam się z Marią Awarią, że państwo zmusza mnie do kultu śmierci, nie mam natomiast wątpliwości, że zmusza do płacenia podatków. Zgadzam się, że warto działać na rzecz tego, żeby było fajnie. To znaczy jeszcze fajniej, bo fajnie to już jest.
*
O tym, że wywiad jaki przeprowadził z Marią Peszek Jacek Żakowski jest wstrząsający, dowiedziałem się, zanim przeczytałem ów wstrząsający wywiad, gdyż wszelkie informacje o wstrząsającym wywiadzie podkreślały, że będzie to wywiad wstrząsający. Po przeczytaniu rzeczywiście byłem wstrząśnięty, choć nie wstrząsnęło mną to, co wstrząsnęło Marią Peszek.
Wstrząsające!
________________________________________
*Jeżeli Czytelnik dostrzega inne grupy wykluczonych, to proszę łaskawie dopisać w komentarzach.
• homoseksualistów,
• feministek,
• zaangażowanych teistów,
• zaangażowanych ateistów,
• ugrupowań umownie zwanych prawicowymi,
• oburzonych,
• (na deser) różnej maści ekologów, obrońców praw zwierząt itp*.
Zadziwiające, że grupy z powyższej listy rzadko dostrzegają podobieństwo swojego losu. Więcej – toczą między sobą zażarte walki, którym przyglądają się inercyjne grupy tolerancyjnych demokratów.
*
Znowu rozpoczynamy proces budowy e-państwa. Jak mówi minister Boni, odzyskaliśmy energię i wiarę do dalszego budowania e-administracji. Odzyskiwanie rzeczy, których się nigdy nie miało, jest zadaniem niełatwym, nawet jeżeli całkowicie zignorujemy logikę. Stąd mój sceptycyzm co do cyfryzacyjnych zmagań. Z drugiej strony, jako perwersyjny miłośnik tradycyjnych papierowych dokumentów (nic tak nie cieszy jak ładny kwit!), trzymam kciuki za niepowodzenie planów ministra.
*
Poruszający film Fundacji VIVA o traktowaniu zwierząt na targowiskach. Film nie pokazuje niczego, o czym nie wiemy. Nasze istnienie opiera się na hekatombie zwierząt. Nie my to tak urządziliśmy, ale na to, jak traktujemy istoty nazywane (o ironio) mniejszymi braćmi, jakiś niewielki wpływ chyba mamy. Zupełnie na marginesie warto zauważyć, iż jedynym politykiem w Polsce, który w ostatnich latach odniósł się w nieco szerszym kontekście do losu zwierząt, był śp. prezydent Lech Kaczyński. O ile mnie pamięć nie myli, miało to miejsce podczas prezydenckiego expose.
*
Światowy Dzień Zwierząt. Czy z tej okazji pożarliśmy większą liczbę mniejszych braci? Czy zrobiliśmy dwa razy więcej futer? Czy chińscy gentlemani zużyli dwa razy więcej sproszkowanego rogu nosorożca?
*
Po raz kolejny czytam obiegowe opinie, ileż to książek dzieci muszą dźwigać do szkoły. Nie wiem, jak to jest u innych, ale moje dziecko się nie przemęcza. Coś tam nosi, ale dlaczego miałoby nic nie nosić. Czy to nie uczy go jednak jakiegoś obowiązku, nie przyzwyczaja do niedogodności i ciężarów, które i tak na nie spadną? Rozumiem, że lepiej, aby nosiło tablet kupiony nota bene za na moje pieniądze w ogólnopolskim przetargu. Nic nie ogłupiło mnie przez ostatnie lata bardziej, niż wpatrywanie się w ekrany komputerów, tabletów i smartphone’ów, na moje dziecko ma to jednak wpłynąć zbawiennie.
*
W ogóle tematy edukacyjne wracają jak bumerang. Niektórzy czują się wstrząśnięci, gdy inni twierdzą, że edukacja nie służy w swej istocie ściśle praktycznym celom, jak zdobycie pracy, prowadzenie jakiegoś tam „biznesu” itp. Czy słusznie? Jeżeli chodzi o sukces w pracy czy biznesie, to równie dobrze może go osiągnąć nieokrzesany tępak, zaczytany w Platonie filozof, zapatrzony w niebo marzyciel czy bezwzględny wyzyskiwacz, trzeba tylko mieć to coś. Szczerze wątpię, że tego czegoś może nauczyć szkoła (przynajmniej w ścisłym edukacyjnym sensie). Moje skromne stanowisko jest takie, że edukacja na masową skalę, z jaką mamy do czynienia obecnie, może służyć już tylko temu, żebyśmy się wzajemnie nie pozabijali i zachowali minimalną zdolność porozumiewania się. Obawiam się jednak, że nawet z tak minimalistycznie zakreślonych celów, obecny system wywiązuje się nie najlepiej.
*
List Alberta Einsteina o Bogu. Słowo „Bóg” jest dla mnie niczym więcej niż wyrazem i wytworem ludzkiej słabości – pisze genialny fizyk – a Biblia zbiorem dostojnych, ale jednak prymitywnych, legend, które są ponadto dość dziecinne. Żadna interpretacja, niezależnie od tego, jak subtelna, nie może (dla mnie) tego zmienić. Poglądy Einsteina na temat Boga nie stanowią spójnego systemu, ale – jak słusznie zauważył ktoś z komentujących, za takie słowa w RP można trafić przed sąd. W zasadzie nie widzę przeciwskazań, żebyśmy za obrazę uczuć religijnych skazać Einsteina.
*
Telewizyjne starcie Obama – Romney. Nie widziałem, ale z tego co mi mówiono, Romney wypunktował Obamę. Wynik tych wyborów ma marginalne znaczenie dla Polski. Od wielu już lat, bez względu na to, czy w USA rządzą demokraci czy republikanie, stosunek Ameryki do Polski nie zmienia się. Jesteśmy narzędziem w amerykańskiej skrzynce i to wcale nie najważniejszym. Mając na względzie losy czarnoskórych mieszkańców USA, kiedy wygrywał Obama, czułem wzruszenie. Dzisiaj kibicuję Romneyowi. Wystudiowany luz Obamy jest dla mnie estetycznie nieludzki. Moje kibicowanie nie ma w sobie nic politycznego.
*
Maria Peszek, prócz wyznań depresyjnych, postanowiła wygłosić w prasie kilka słów na temat patriotyzmu. Najogólniej rzecz biorąc, artystka sprowadza go do płacenia podatków, abonamentu (sic!) oraz do… czytania gazet i „partycypacji, żeby tu było fajnie”. Peszek twierdzi, że jesteśmy zmuszani do kultu śmierci, honoru i tym podobnych. Ale czy patriotyzm, bez względu na swoją formę (heroiczną lub obywatelską), nie jest w ogóle czymś bezzasadnym? Zabijać innych i siebie z tego względu, że się jest Polakiem lub Niemcem? Albo płacić podatki tu albo gdzie indziej. A cóż to za różnica! A bo to Polska lepsza, żeby Polsce płacić? A Niemcy gorsze? Przypomniały mi się też słowa Jima Garrisona, które znam z filmu Stone’a, który to Garrison (Kevin Costner) cytuje, o ile się nie mylę, Edwarda Abbey: A patriot must always be ready to defend his country against his government (Patriota musi być zawsze gotowy, aby bronić swego kraju przed swoim rządem). Płacę podatki sumiennie, kiedy jednak obserwuję, na co są pożytkowane, zastanawiam się, czy aby na pewno płacąc je jestem patriotą… Czy stara dobra ułańska szarża nie była czasami mniej pretensjonalna od tych myśli nowoczesnej Polki? Nie zgadzam się z Marią Awarią, że państwo zmusza mnie do kultu śmierci, nie mam natomiast wątpliwości, że zmusza do płacenia podatków. Zgadzam się, że warto działać na rzecz tego, żeby było fajnie. To znaczy jeszcze fajniej, bo fajnie to już jest.
*
O tym, że wywiad jaki przeprowadził z Marią Peszek Jacek Żakowski jest wstrząsający, dowiedziałem się, zanim przeczytałem ów wstrząsający wywiad, gdyż wszelkie informacje o wstrząsającym wywiadzie podkreślały, że będzie to wywiad wstrząsający. Po przeczytaniu rzeczywiście byłem wstrząśnięty, choć nie wstrząsnęło mną to, co wstrząsnęło Marią Peszek.
Wstrząsające!
________________________________________
*Jeżeli Czytelnik dostrzega inne grupy wykluczonych, to proszę łaskawie dopisać w komentarzach.
